Andrzej Szlęzak swój polemiczny list przysłał do redakcji 8 sierpnia. Jarosław Kurski odpowiedział na niego po powrocie z urlopu.
W artykule redaktora Jarosława Kurskiego z sobotniego wydania „GW" (7 sierpnia 2021 r.) na podobne (do powyższego) pytanie padła oczywiście trafna odpowiedź: to czytelnicy, czytelnicy i jeszcze raz czytelnicy stoją za „Wyborczą".
Tak, bo czytelnicy, w tym ok. 260 tys. subskrybentów, umożliwiają finansowanie „GW". Trzeba przecież zapłacić tym, co piszą teksty (dziś to tzw. „content"), co je redagują, analitykom, którzy przygotowują dane dla autorów i redaktorów. Trzeba zapłacić pracownikom administracji i niezliczonym rzeszom tych, z których każdy dokłada swoją „cegiełkę" do tego, by gazeta mogła się pojawić w sieci i na papierze.
I dalej: zanim „GW" ukaże się – w sieci i na papierze – trzeba „content" wprowadzić do infrastruktury technicznej („scyfryzować"), a najpierw ją mieć (czyli kupić serwery, komputery itd.); to zaś, co niektórzy wolą jeszcze czytać na papierze, też trzeba jakoś sfinansować: papier kupić, gazetę wydrukować, rozkolportować. Trzeba też wszystkich gdzieś pomieścić, a więc zbudować czy wynająć (a zawsze: sfinansować) powierzchnię zapewniającą warunki do pracy.
W artykule pojawiło się skromnie nazwisko „fantasty i marzyciela" Jerzego Wójcika jako współtwórcy sukcesu, który miał 6 lat temu „niedowierzającemu zarządowi" Agory zadeklarować 200 tys. subskrypcji.
Nie byłem na tym spotkaniu, więc nie wiem.
Ale jestem w Agorze od prawie 16 lat jako przewodniczący jej rady nadzorczej i pamiętam coś jeszcze.
Jakieś 10 lat temu rada nadzorcza i zarząd Agory spotkali się z Agorą Holding (grupującą m.in. „ojców i matki" założycieli „GW"), by porozmawiać o przyszłości „GW", która wtedy finansowo radziła sobie dość średnio; wystarczy spojrzeć do danych finansowych za tamte lata, dostępnych publicznie. Namawialiśmy wówczas (tj. członkowie rady nadzorczej) do podjęcia procesu cyfryzacji „GW" oraz wzmocnienia pozostałych „segmentów biznesowych" Agory, także po to, by było z czego finansować (wtedy deficytową) „GW".
To się udało (choć – jeśli dobrze pamiętam – cyfryzacja „GW" ruszyła dopiero w 2013 r., gdy Wanda Rapaczyńska ponownie objęła stery zarządu); przez kolejne lata na dzisiejszy wynik „GW" pracowały i kina (Helios), i tzw. reklama zewnętrzna (AMS), przyspieszyła działalność internetowa i radiowa (m.in. TOK FM).
O tym wszystkim redaktor Jarosław Kurski zapomniał, wymieniając w artykule z nazwiska jedynie „fantastę i marzyciela", a nie wspominając słowem, skąd wyszedł impuls do zmian. A szkoda, bo trzeba pamiętać przede wszystkim o ludziach, którzy na dzisiejszą pozycję „GW" przez lata pracowali. Bo żeby Jerzy Wójcik mógł coś zadeklarować „niedowierzającemu zarządowi" 6 lat temu, to najpierw inni musieli wcześniej przekonać jego poprzedników, że warto. I dać im narzędzia, by szansa mogła się zmaterializować. Dziś jest dobrze, choć niezbyt odległe są czasy, gdy było gorzej.
Tym wszystkim – a nie tylko Jerzemu Wójcikowi ani nawet nie jemu w pierwszym rzędzie – trzeba dziś dziękować i przypominać, jak to się stało, że „GW" jest teraz w lepszej kondycji niż wtedy. To zawsze i wszędzie czytelnicy, ale nie tylko.
Andrzej Szlęzak, autor, jest przewodniczącym rady nadzorczej Agory S.A.
jestem Panu zobowiązany za wykład z ekonomii oparty na nowatorskiej logice redystrybucji zasług. Okazuje się bowiem, że gdy przez kilka lat w jej 32-letniej historii „Gazeta Wyborcza" „radziła sobie średnio" - była to wina redakcji. A gdy teraz radzi sobie dobrze - jest to zasługa wszystkich innych, a w szczególności Rady Nadzorczej i Zarządu. Wystarczyło tylko, by oba te zacne ciała „nadały impuls" i podjęły stosowne uchwały o wejściu na drogę cyfryzacji, a już deus ex machina - stanie się!
Wobec tej sprawczej potęgi nieśmiało proszę Pana Przewodniczącego o małą obywatelską przysługę. Niech Rada Nadzorcza nada impuls, by inflacja spadła z 5 proc. do, powiedzmy, 1 proc. Niech Rada podejmie uchwałę o końcu rządów PiS i zadekretuje koniec globalnego ocieplenia.
Nie bardzo pojąłem sens długiego wywodu, że „trzeba zapłacić tym, co piszą teksty, tym, co redagują itd.". To nie Rada ani Zarząd płacą, lecz „Wyborcza" wypracowuje te środki sama, składając się zresztą na korporacyjne koszty Zarządu. „Wyborcza" jest dziś rentowna. Żadna więc łaska.
Przez ćwierć wieku „GW" wypracowywała ogromne zyski, dzięki którym Zarząd Agory dokonywał mniej lub bardziej udanych inwestycji i akwizycji innych biznesów. Miały one służyć za „polisę ubezpieczeniową" na czarną godzinę dla prasy, a że ta godzina prędzej czy później globalnie nadejdzie, było wiadomo. Po dziesięcioleciach płacenia składek Pan Przewodniczący nam teraz małostkowo wypomina, że „inni pracowali na nasz wynik". Otóż - równie małostkowo wypomnę: - Tych innych, Panie Profesorze, by w Agorze w ogóle nie było, gdyby nie zyski wypracowane przez „Gazetę Wyborczą". I świetnie. Szanujemy sukcesy i doceniamy wsparcie koleżanek i kolegów z innych części Agory.
Tak, wymieniłem Jerzego Wójcika świadomie, co - jak widzę - bardzo Panu przeszkadza. Zrobiłem to - o czym Pan wie, bo Zarząd wspierany przez Radę Nadzorczą i Pana osobiście nastaje na to, by po niemal 30 latach wylać go z roboty. Proszę się nie martwić. Wymieniłbym także zasługi innych osób, w tym Wandy Rapaczyńskiej, o którą Pan się upomina, ale chyba nie muszę, bo jej z Rady Nadzorczej odwoływać nikt nie zamierza.
Niestety, srogo się Pan Profesor myli. Z podjętej w 2013 roku decyzji o cyfryzacji „Wyborczej" niewiele wynikało. Rada Nadzorcza, której Pan przewodniczył i przewodniczy, żyrowała natomiast fatalne nominacje kadrowe. Narzucono nam niekompetentnego wydawcę. Skutek był opłakany - zwolnienia grupowe. Ale wtedy Pan listów do redakcji „Wyborczej" nie pisał, a zwalniać kolegów i koleżanki musiałem ja. Sytuacja się zmieniła dopiero w 2016 r., gdy wydawcą został człowiek z „Wyborczej" - ówczesny zastępca naczelnego Jerzy Wójcik właśnie. To wtedy - wbrew korporacyjnej logice - podjęliśmy decyzję o stworzeniu własnych zasobów IT, własnego systemu subskrypcji, własnej sprzedaży reklam i własnego marketingu. Powinien Pan takie rzeczy wiedzieć.
W całym Pańskim liście dotyczącym - jakby nie było - „Gazety Wyborczej" nie pada ani razu słowo „dziennikarz/dziennikarka", za to dwa razy użył Pan słowa „content". To słowo z korposłownika używanego zapewne na posiedzeniach Rady. Dziennikarz to zawód zaufania społecznego, a nie producent „contentu". Chętnie Panu Profesorowi o tym osobiście opowiemy. Czy po 16 latach przewodniczenia Radzie Nadzorczej Agory zechciałby Pan zatem przyjąć zaproszenie na spotkanie z Zespołem lub kierownictwem redakcji? Wyrobi Pan sobie wówczas - wolną od pośredników - niezależną opinię, czym jest dzisiaj „Wyborcza".
To nie jest czas na konflikty. Reżim niszczy ostatnią wolną telewizję. Zaraz zabierze się za internet i za nas. Nami zresztą zajmuje się bez przerwy od sześciu lat. Pan to wie, Czytelnicy to wiedzą.
Cui bono? Po co to wszystko? Rozumiem, że gdyby biznes szedł źle... Ale idzie nieźle. Nie chcemy żadnej przyjacielskiej pomocy. Chcemy minimum. Prosimy tylko, by nam nie przeszkadzać, z wrogami poradzimy sobie sami.
Łączę wyrazy szacunku
Jarosław Kurski
---
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Czy ci nadzorcy myślą, że mogą zmienić wyborczą pod swoje dyktando, zatrudnić innych ludzi, a czytelnicy i prenumeratorzy zostaną ?
Biorąc pod uwagę korpowizje alla polonaise, czytelnicy i prenumeratorzy zostaną - wymienieni na ciemny lud.
Dupa urządza wszystkich chętnych, a niektórych nawet wynosi do łapania przyzwoitych za gardło.
A będą płacić, aby mieć dostęp do gazety ? Nie orientuję się za mocno, ale nie słyszałam o subskrybentach prawicowych gadzinówek. Raczej są na utrzymaniu budżetu, czyli naszym.
Moze i czas na zmiany ale raczej w Radzie Nadzorczej. 16 lat na stanowisku przewodniczacego RN to bardzo długo, warto tu coś zmienić i jest to nawet zalecane prze dobre praktyki spolek notowanych na gieldzie (DPSN).
Gdybyś jeszcze nie zauważył, dostęp i to płatny -im- mają.
Jest to dostęp zarezerwowany dla płatnych trolli.
I to szeroki, jak wachlarz komentów prosowiecko szczujących i antysemickich pod odnośnymi tematami.
(Czytelnik od pierwszego numeru GW)
Ja też :)
Ja też!
Ja też!!!
PS Pan przewodniczący niech sobie pomyśli o dobrym dziennikarstwie!!! O dziennikarstwie faktu, dobrym komentarzu w każdej dziedzinie. ON profesor, myśli o wielkim zysku - niech go robi na mydle lub szamponie - lepiej się pieni, niech idzie do PiSu tam dają intratniejsze synekury w radach nadzorczych.
Czyli, jak to w Polsce podług jej nieusuwalnego ethosu - karykatury cywilizacji rzygającej pawiem narodów.
Ta formacyjna bitwa pod Kurskim jest przez inteligencję już dawno i na własne życzenie przegrana na rzecz ciemnego ludu. Na polu mediów publicznych.
Oby pod tym Kurskim z Wyborczej Polakom ostał się, choć zagłuszany radami nadzorczymi, głos Wolnej Agory na falach eteru wolności.
Panie Redaktorze, czytelnicy stroją odbiorniki za Panem ;) !!!
A gdzie tam. To jest konflikt dziennikarstwa z kapitalizmem.
Redaktorom Wyborczej wydawało się 25 lat temu, że mogą zjeść ciastko - wejść na giełdę i na tym zarobić - i mieć ciastko, czyli zachować niezależność. To było złudzenie. Szacun dla Adama Michnika, bo on wtedy jako jedyny temu złudzeniu nie uległ.
Byłoby coś komentować, gdyby coś poza bzdurą napisano.
A tak toś powiedział, co wiedział, czyli nic... ale zaistniałe.
Oto dowód na bezkonfliktowość kontentu z targetem.
Drogi panie pamiętaj że w ciężkich czasach przedsiębiorstwo ma przetrwać i umacniać się wewnętrznie, utrzymać sprzedaż, itd, a nie iść w manipulacje kapitałowe i fuzje gdyż kosztuje to wielkie pieniądze strony połączeń lub przejęć. Wszystko po to by kiedy skończy się kryzys, a taki jest teraz, ruszyć po najlepszej krzywej wzrostu. Czy prawnik to rozumie?
Jednym słowem: KORPORACYJNY
Nie mówiąc już o tym, ze ten tekst Szlęzaka jest zwyczajnym działaniem na szkodę firmy. Pana Wójcika nie znam i na oczy go nie widziałam, ale rozumiem, ze w sprawie cyfryzacji gazety położył poważne zasługi. Jezeli firma próbuje pozbyć się pracownika, o ktorym wiadomo, że dobrze pracuje, przekazuje innym komunikat: dobra robota się nie opłaca, ani lojalność, olewajcie swoją robotę, nikt tu waszego zaangażowania nie doceni, uciekajcie gdzie pieprz rośnie najszybciej jak się da. Ciekawe, czy pan Szlęzak tak samo działa w swojej firmie. I czy w ogóle rozumie, co napisał. Folwarczna merytokracja po polsku, umajona profesorską słomą z butów.
Pewnie tak, bo trudno zrozumieć o co tym nadzorcom chodzi.
Zwykle jest tak, że nadzorca chce mieć cały czas więcej i lepiej, i to na wczoraj. A jak dzisiaj jest tylko tyle samo, to winny jest zwykle drogo opłacany fachowiec, który został wezwany za późno i któremu nie pozwala się dokończyć nawet prowizorycznej naprawy umożliwiającej dalsze funkcjonowanie na osiągniętym poziomie.