Mieszkam na wsi, wśród lasów. Tutaj prawie każdy ma swój kawałek lasu, sadzony na nieużytkach rolnych (gleby V i VI klasy). Nasi sąsiedzi od zawsze palili w piecach drewnem, rzadziej węglem, bo był dla nich za drogi. My też (napływowi) ogrzewamy dom ciepłem z kominka. Koszty ogrzewania domu – ok. 7 miesięcy w roku – nie przekraczają 2,5 tys. zł, uwzględniając średnie ceny drewna opałowego.
Oboje z mężem optujemy za ochroną klimatu, pochwalamy ideę OZE. Ale... zastanawiamy się też, jak w rozsądny sposób wprowadzać ją w życie, jakim kosztem i w jaki sposób?
Pieca „kopciucha” nie mamy, więc nie mamy czego wymieniać. Zastanawialiśmy się nad fotowoltaiką na potrzeby własne – jest teraz wyjątkowo modna i mocno promowana. Na rynku jest mnóstwo firm doradczych i montażowych, mnóstwo informacji o dotacjach i możliwościach posiadania prądu prawie za darmo.
Dlaczego polityka państwa skupia się na rozwoju indywidualnej fotowoltaiki, zamiast na budowie farm w ramach prowadzenia działalności gospodarczej, które byłyby tańsze w eksploatacji (choćby koszty serwisu, ubezpieczenia i przesyłu do sieci energetycznej), ale i tworzyłyby dochód do opodatkowania?
Wg mnie jeden z problemów leży w faktycznej opłacalności inwestycji osób fizycznych i niedoskonałości sfery legislacyjnej. Koszty inwestycji (montażu paneli) dla osoby prywatnej na użytek własny są wysokie, opłacalność inwestycji/zwrot poniesionych kosztów – rozciągnięte w czasie; dochodzą zwiększone koszty stałe opłat za przesył oraz koszty związane z przeglądem i serwisem urządzeń oraz ubezpieczeniem. Istotne są bardzo problemy techniczne z oddawaniem wyprodukowanego prądu do sieci energetycznej (częste są przypadki, gdy różnica napięć nie pozwala na jego przesył); coraz częściej słyszy się o wadliwości pracy liczników cyfrowych, które zawyżają odczyty zużycia prądu.
I sprawa może śmieszna, ale ważna: mnóstwo osób oczytanych, światłych, z którymi rozmawiamy, nie ma świadomości, że w przypadku wyłączenia zasilania przez energetykę – mimo posiadania własnych paneli – oni też nie będą mieli prądu!
Rozdrobnienie procesu rozwoju fotowoltaiki to tworzenie mnóstwa „czegoś” w skali mini w założeniu, że kosztami obciąży się obywateli/indywidualnych inwestorów.
Jako państwo nie robimy nic pożytecznego w skali kraju na rzecz ochrony klimatu. Parcie rządzących na rozwój indywidualnej fotowoltaiki postrzegam jako jeszcze jeden sposób na drenowanie naszych kieszeni.
Nic więcej.
Ewa
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Dobra dobra, to się wie. Ale powiązanie wszystkiego ze wszystkim daje dziwny efekt: ogrzewam dom gazem, ale piec zapala się na iskrę z sieci - brak prądu, brak ogrzewania. To można usunąć, ale instalatorzy jakoś zapominają o poinformowaniu klienta o wariantach, dowiadujesz się na własnej skórze.
Lada moment wprowadzą obowiązek filtrowania dymu z kominka - oczywiście za pomocą prądu: nie ma prądu, nie ma kominka.
Zawsze możesz się odłączyć od sieci i produkowac prąd na własne potrzeby bez kontaktu z Zakładem Energetycznym (instalacje off grid). To Ci wolno. Jeśli chcesz korzystać z infrastruktury ZE - to trudno, musisz się dostosować.
Jakoś mi sie nie chce wierzyć! Spalam na kominku własne drewno - z wysuszonych gałęzi z przecinki własnego sadu. Przecież po prostu wypuszczam w atmosferę, to co, co drzewo wchłonęło z atmosfery z mojego otoczenia(i ziemi). Nic nie dodaję. A paląc węgiel spala się to, co zakumulowało się kilkadziesiąt milionów lat temu, ewidentnie dodaje się dużo więcej. Spalanie drewna jest neutralne. Chyba, że cała nasza cywilizacja oparta na ogniu z drewna - jakieś 300 -1000 tys lat to był błąd natury i teraz dopiero potrafimy go naprawić. Jakbym słyszał leśników - bez nas lasy sobie nie poradzą, to że przeżyły miliony lat same nic nie znaczy, tylko my potrafimy je wykierować "na ludzi".
gdyby chodziło tylko o CO2 (a nie chodzi), to drewno emituje go m/w tyle, ile spaliłeś drewna (trochę więcej). natomiast drzewo absorbuje ok. 7 kg CO2 _rocznie_. gdybyś nad całym swoim sadem i posesją miał klosz, to niezależnie od ilości drzew w sadzie bardzo by Cię zabolało spalenie choćby paru kg drewna ze względu na opieszałość Twoich drzew...
Szkoda że ci się nie chce wierzyć, ale taka jest prawda. Poza CO2 wypuszcza się wiele pyłów i innych zanieczyszczeń, węglowodorów aromatycznych, które źle wpływają na powietrze którym oddychamy. Jeżeli możemy ogrzewać się a jednocześnie nie zanieczyszczać środowiska, to róbmy to! Dla siebie, swoich dzieci i przyrody.
Zapominasz, że drewno kwalifikowane jest jako biomasa. Drewno opałowe to w przeważającej części odpady nie trafiające do przemysłu (meble, podłogi...) oraz wyręb wymuszony przecinką w lasach gospodarczych. Z perspektywy miasta widać tylko rozłożyste dęby i jodły sięgające nieba.
w kominku nie pali się "odpadami nie trafiającymi do przemysłu" - funkcja dekoracyjna (również tego, co i jak się pali) jest b. ważna.
ale ja nie o tym...nie wiem, co widać z perspektywy miasta, ale z perspektywy wsi ciągle widać dym - przez pół wiosny i jesieni (na polach i w ogródkach) i całą zimę (z kominów), gdy się lepiej przyjrzeć widać też np. te sprytne rurki z szamba do rowu czy strumyka. wieś myśli jak autorka: czy to się opłaca? chyba nie bardzo...to poczekamy, aż zacznie. bo na razie opłaca się, to mieć diesla i zaniżyć ilość osób mieszkających w chałupie.
Myślisz wciąż stereotypowo, a wieś naprawdę zmienia się na lepsze, rośnie świadomość ludzi, co nie zmienia faktu, że zachowania bezmyślne występują nadal ("sprytne rurki", plastiki do pieca albo śmieci do lasu).
Nie oceniaj jednak wszystkich jedną miarą.
Ja akurat nie tęsknię za WŁASNĄ elektrownią na dachu, na którą muszę najpierw wydać spore pieniądze, a potem wydawać kolejne pieniądze na jej serwis.
Uważam, że państwo powinno prowadzić taką politykę energetyczną, żeby inwestycje w OZE były opłacalne biznesowo. UOKiK jest od tego, by pilnować cen i nie dopuścić do cenowej zmowy producentów.
Mamy wciąż marnie rządzących naszym krajem i tutaj przede wszystkim leży problem.
chyba raczej nie o to chodziło
w mojej ocenie te zachowania występują nadal w takiej skali, że za wcześnie mówić o zmianie na wsi. dorzucę "oczko wodne" z zawartością pralki, zmywarki i WC, w którym chlapią się latem wnuki właścicieli posesji. przy tej mentalności jakakolwiek "opłacalność" za ich życia na pewno się nie zdarzy.
prędzej panele - ale tylko i wyłącznie ze względu na cenę prądu. i tu ta "opłacalność" może dość szybko rosnąć, choć domyślam się, że niezupełnie o to Ci chodziło...
Chyba nie zrozumiałaś istoty problemu.
Poczytaj sobie, szkoda mi czasu na objaśnienie.
Kolejny element kosztu instalacji. Jak duży?
Masz rację, są. Zapomniałeś tylko dodać, że to koszt kilku tysięcy złotych. Dlaczego ja mam za to płacić? Kiedy to mi się zwróci..?
inwertery i baterie to znaczący koszt; gdy rozważałem opcję paneli była to ponad połowa całkowitego kosztu instalacji. Nie warta była skórka wyprawki :(