Autorka jest nauczycielką
Kiedy zdążymy pomóc uczniom i uczennicom? Gdy w styczniu klasy I-III w szkołach podstawowych wróciły do szkoły, wydało się to szansą, aby kolejne grupy mogły sukcesywnie przechodzić ze zdalnej izolacji na przemyślane modele stacjonarnej nauki. Na początek lekcje z ósmoklasistami i maturzystami, a od kwietnia – konsekwentnie po obiecanym zaszczepieniu nauczycieli – następne klasy. Bo taki chyba był pomysł na rozpoczęcie w miarę bezpiecznej edukacji.
To jaki jest plan? Niestety. Ministerstwo Zdrowia i rząd od początku trwania pandemii nieporadnie i zwodniczo (choć pewnie w jakiejś dobrej intencji) albo pozorowali działanie, albo tylko poddawali się nurtowi pandemii, licząc na rozsądek obywateli.
Co zrobią ministrowie, by utrzymać poczucie ciągłości nauki najmłodszych roczników szkół i odbudować zaufanie społeczeństwa po tych wszystkich decyzyjnych krętactwach? To jest trudne pytanie, albowiem rządzący w Polsce wszystko teraz sprowadzają do jednego problemu – utrzymania władzy. Dlatego podczas tych rządów nie powstanie interesujący program edukacyjny, zaś decyzje ministra Przemysława Czarnka co do treści kształcenia już budzą sprzeciw szkół i uczelni – po wakacjach czeka nas narodowa nauka. Osaczanie edukacji przez prawicę (np. Ordo Iuris) przebiega na wielu poziomach. Miejmy nadzieję, że obecna nacjonalistyczno-religijna promocja ideologii mocno zderzy się z poczuciem wolności młodych ludzi.
Uczniowie i nauczyciele nie dostali sygnału, że są ważni
Szkoły w Unii Europejskiej, w Wielkiej Brytanii czy USA stanęły przed takim samym wyzwaniem jak Polska w kwestii dopuszczania mieszanych lekcji zdalno-stacjonarnych w czasie pandemii, głównie w szkołach podstawowych. Władze innych państw robiły wszystko, żeby w tak trudnej sytuacji zaakcentować, że szkoła i jej użytkownicy to ważna, godna najwyższej ochrony i szacunku instytucja. Dla zapewnienia uczniom i uczennicom choćby mikroskopijnej cząstki stacjonarnej edukacji tworzono bezpieczne modele bardzo elastycznego nauczania. Może niektórym wydawać się śmieszne, że w Niemczech uczniowie ubrani w swetry i kurtki pracowali w małych grupach przy otwartych oknach. Ale to był sygnał, że uczniowie i nauczyciele są ważni, że ich emocje i depresyjna izolacja wymagają troski.
A kiedy przychodzi zagrożenie, zmienia się taktykę. Na to wszystko przedstawia się tam plan działania. A w Polsce? Zawsze jest jeden pomysł – zamknąć szkoły. Co gorsza, musi nam wystarczyć tylko obwieszczenie.
Niestety ta władza nie potrzebuje mocnej, zróżnicowanej szkoły, nie chce wykształconych ludzi.
Zamiast przez wakacje 2020 r. pracować, bawiła się w propagandę wyborczego zła. Zamiast oddać szkoły dyrektorom i pracownikom, bez przerwy wtrącała się w ich kompetencje, manipulując lękami.
Trzeba bronić szkolnych wspólnot
Czy ktokolwiek z nich był w pełni świadom, co odczuwają uczniowie, studenci, pracownicy pozostawieni sami sobie, zamknięci w domach gabinetach? Po co zresztą stawiać takie pytanie. Brak pomysłów na czynną edukację ma w Polsce jasno określony cel. Prawicowa władza chciałaby cofnąć nas do układu patriarchalnego i scholastycznego wręcz porządku wiedzy. Czas się bronić, szkoło.
Na pewno czeka wszystkich długi okres adaptacji szkolnej. Najmłodszym uczniom jest już lepiej, odbudowują swoje małe społeczności. Natomiast niepokojąca jest sytuacja starszych uczniów pozostających ciągle w zdalnej edukacji. Tak, to bardzo dramatyczne dojrzewanie. Samotni młodzi ludzie często teraz balansują pomiędzy zdrowiem a życiem. Bo to jest dla wielu osób edukacja przetrwania. Są dzielni, nie zapominają o własnej podmiotowości. Buntują się – to bardzo ważny akt oporu wobec lekceważenia prawdy w nauce, chcą myśleć.
Żyjemy w momencie zachwiania pewności, że przyszłość nadejdzie. Edukacja stała się wysiłkiem często przypłacanym załamaniami psychicznymi, emocjonalnymi, poczuciem niższej wartości.
A minister edukacji Przemysław Czarnek mami szkoły i uczelnie wizjami nauki jako koniecznego aktu „do chrześcijańskiego zbawienia”. Nieprawdziwy, drażniący slogan. Po co to? Na razie mamy bunt wrażliwców obywatelskich z jednej strony i nadludzką cierpliwość z drugiej. Wszystkie typy szkół (placówki publiczne, prywatne, nauczanie domowe, w małych miejscowościach i aglomeracjach) powinny trwać jako dające siły wspólnoty.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Jeszcze bardziej załamujące jest ze i tzw. wolnych mediów dzieci nie obchodzą. Nie biją na alarm, że rośnie pokolenie z depresjami, przykute do ekranu, wyborcza jeśli coś zamieści na ten temat to w wysokich obcasach, z wyłączonymi komentarzami. W innych krajach szkoły są priorytetem. U nas temat po prostu nie istnieje.
tak, to prawda. Do szału doprowadza mnie, że cały czas trwaja dyskusje które gałęzie gospodarki powinny byc zamrożone i w jakim stopniu (nie twierdzę, że niepotrzebnie - jak najbardziej, trzeba o tym rozmawiać), a o dzieciach cisza. Już nikt nawet się nie upomina o nie, o ich zdrowie i - choć zabrzmi to górnolotnie - o ich przyszłość. Od czasu do czasu artykuł jakiegoś eksperta na tym czy innym portalu o wpływie samotności dzieciaków uwięzionych w domach - i zaraz potem cała masa komentarzy, że domaganie się wyjścia z tych domów to wyraz egoizmu.
Nikt nie krzyczy, nikt nie planuje, nikt nie daje nadziei - a dzieci z tygodnia na tydzień coraz bardziej więdna i dziczeją.
a POLSCE NIE MA SZKOŁY ,,TO HODOWLE POSŁUSZNYCH IDIOTÓW