Mieszkam na stałe we Francji. 18 lutego 2021 r. przyleciałam z Paryża do Krakowa, aby odwiedzić moją mamę – 83-letnią panią zmagającą się z chorobą Parkinsona. Zgodnie z rozporządzeniem ministerialnym miałam przy sobie test PCR na obecność koronawirusa z wynikiem negatywnym, zwalniającym z kwarantanny po wjeździe do Polski. W samolocie wypełniłam formularz rozdany przez załogę, w którym podałam moje dane osobowe i adres na czas pobytu w Polsce. Po wylądowaniu spodziewałam się kontroli. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Na lotnisku nie widziałam ani jednego strażnika, nikogo, kto by sprawdzał tożsamość i wyniki testów!
Wyszłam więc z lotniska i pojechałam do mamy.
Jakież było moje zdziwienie, gdy we wtorek 23 lutego zjawił się pod blokiem policjant z listą w ręku. Akurat wracałam ze spaceru. Pan policjant zapytał uprzejmie, pod jaki numer idę.
- A, to pani jest Agnieszka W... ?
- Tak, to ja.
- Dlaczego nie odbiera pani telefonu?
- No bo wyłączyłam komórkę na czas spaceru.
- Jest pani na kwarantannie od 19 do 28 lutego.
- Ale przecież mam ważny wynik testu! Zrobiłam sobie przed przylotem.
- Ja się tym nie zajmuję, proszę zadzwonić do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej.
Nie dostałam ani sms-a, ani mejla informującego, że jestem na kwarantannie, chociaż dane te podałam na formularzu wypełnionym w samolocie.
Zaraz po powrocie do domu odszukałam numer infolinii do sanepidu. Udało mi się dodzwonić bardzo szybko. Bardzo uprzejmy urzędnik wysłuchał mnie uważnie, a następnie połączył z konsultantką. Pani ta spisała moje dane osobowe, a następnie poinformowała, że jeszcze tego samego wieczoru, a najpóźniej nazajutrz rano, sanepid się ze mną skontaktuje. Na moje pytanie, na jaki mejl mam przesłać wynik testu PCR, pani odpowiedziała, że pracownik sanepidu poda mi ten adres.
Czekam zatem na telefon. Nikt nie dzwoni wieczorem, nikt nie dzwoni rano. Zaczynam się niepokoić, bo zbliża się czas powrotu.
Zdążyłam już sobie zrobić wymagany przez władze francuskie test PCR za (tylko!) 420 złotych – wynik negatywny. O godzinie 14.00 w środę dzwonię więc na infolinię sanepidu. Znowu odbiera uprzejmy pan, który łączy mnie z panią. Pani sprawdza moje dane i potwierdza, że wpisano negatywny wynik testu przy wjeździe do Polski. Nie ma potrzeby przesyłać testu mejlem.
Uspokojona jadę z mamą do ośrodka medycznego, gdzie ona dostaje drugą dawkę szczepionki. Ale około godziny czwartej dzwoni telefon. To pan policjant sprawdza, czy siedzę w domu na kwarantannie. Informuję go o przebiegu rozmowy z sanepidem. O tym, że lista nie została zaktualizowana, a ja wciąż mam problem, przekonałam się następnego dnia. W czwartek policjant znowu zadzwonił.
W piątek 26 lutego rano dzwonię po raz trzeci na infolinię sanepidu, żeby dowiedzieć się, dlaczego wciąż jeszcze mnie nie skreślono. Tym razem pan podaje mi bezpośredni numer telefonu do sanepidu w Krakowie. Dzwonię pod wskazany numer. Szybko uzyskuję połączenie. Pani dyktuje mejl, pod który mam wysłać wynik testu, a także dowód, że w danym dniu przekroczyłam granicę. (Ciekawe, jak mam udowodnić, że przekroczyłam granicę, której nikt nie kontrolował?) Dowiaduję się również, że kwarantannę graniczną nakłada nie sanepid, ale straż graniczna (której najwidoczniej ktoś zapomniał powiedzieć, że ma obowiązek kontrolować pasażerów).
Przesłałam wynik testu i informacje na temat mojego lotu. Teraz czekam na telefon od policjanta. Może po prostu wpadłam mu w oko?
Agnieszka
Piszcie:listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Gó...ane "państwo" PiS. Ale z szabelkami i w ostrogach.
Ależ skąd. To są bardzo wytworni państwo - z używanego papieru toaletowego.
Pomijając historię testu, w przedziale pociągu z Warszawy do Poznania jechało ze mną dwoje młodych ludzi bez maseczek. Spytałam się dlaczego nie noszą maseczek? Odpowiedzieli, że przecież nie są chorzy. W pociągu co jakiś czas nadawane były komunikaty, żeby zasłaniać usta i nos, ale nikt tego nie kontrolował.
Wracając do testu, po tygodniu dzwoni domofon i dowiaduję się od policjanta, że jestem na kwarantannie. Dzwonię do poznańskiego Sanepidu, bardzo uprzejma pani informuje mnie, że nie jestem na kwarantannie, a policja ma czasami złe informacje. Dzień później oddzwania Sanepid prosząc o kopię testu, którą wysłałam na podany adres mailowy.
Na powrót do Francji 13go lutego potrzebowałam znowu negatywny test - 390 złotych. Na lotnisku w Warszawie tym razem sprawdzano temperaturę. Test musiałam okazać przy oddaniu bagażu. Na lotnisku w Paryżu test sprawdzano DWA razy.
Pozdrawiam.
ale w papierach się zgadza, dochowywał skrupulatnie.
Pewnie tak by było, gdyby szczepionkami nie rządzili przedstawiciele Unii Europejskiej, tylko polscy politycy.
Nieszczepieni nie polecą