Autor jest współzałożycielem i jednym z liderów ruchu Obywatele RP. Pełni też funkcję prezesa zarządu Fundacji Wolni Obywatele RP.
W dniu terminowych wyborów w 2023 roku od spisania artykułów henrykowskich na sejmie elekcyjnym minie już 450 lat. Pomyślałem o tym patrząc na echa sobotniego PR-owego „eventu” – skromniejsze niż prawdopodobnie zamierzyła to sobie dwójka ubiegających się o tron polityków PO.
Nowe otwarcie po staremu
Jeśli wierzyć Włodzimierzowi Czarzastemu – a nie ma powodów mu nie wierzyć – to programowy efekt pięciu miesięcy prac nie powala, choć trudno, żeby było inaczej w sprawach do tego stopnia oczywistych. Czarzastego informacje o trwających od pięciu miesięcy pracach są nowością – o tym się dowiedzieliśmy dopiero od niego. Sam Budka wspomniał bodaj po raz pierwszy o kuluarowych rozmowach z Gowinem, co nowością wprawdzie nie jest, ale publiczne potwierdzenie kuluarowych faktów byłoby czymś nowym, gdyby jeszcze Budka opowiedział, dlaczego w maju odrzucił Gowina ofertę złamania pisowskiej większości, a przystał zamiast tego na rozmowy z Kaczyńskim o głosowaniu prezydenckim. Michał Kobosko wygadał się o rozmowach z udziałem Tuska, do których sprawozdania jednak „nie jest upoważniony”. Zatem nic nowego również w wydaniu nowych sił w polityce przy wszystkich ich obietnicach nowej jakości.
Polityczne decyzje znów w znanym nam stylu dojrzewają z wolna za zamkniętymi drzwiami gabinetów liderów i pewnie dojrzeją jak zwykle. Biorące miejsca obrodzą jednym lepiej, drugim gorzej i tyle z tego mniej więcej będzie. O koalicji 276 zapomnimy szybciej niż o 10 milionach wyborców Trzaskowskiego – PO będzie próbować utrzymać pozycję lidera, do koalicji nie zechce przystąpić nikt z pozostałych.
Niemniej wybory są rzeczywistością. Potrzeba ich przyspieszenia również. Jedna lista byłaby ze wszech miar użyteczna nawet dziś, kiedy pierwszy raz od roku 2015 wszystkie sondaże przeliczone kalkulatorem D’Hondta pokazują upadek władzy PiS. To są bowiem tylko dzisiejsze sondaże.
Za niecałe trzy lata to PiS zdecyduje, czy w Polsce odbędą się wybory, w których zwycięstwo będzie w ogóle możliwe. Demokratom musi poza tym chodzić – i ta świadomość dociera już do wszystkich – nie o zwykłą większość, ale o taką, która odrzuci veto Dudy.
Powinno im chodzić – co już dociera nie do wszystkich – o większość konstytucyjną. Ale to wszystko tworzy nową przestrzeń zaledwie dla nowych PR-owych haseł – po koalicji 276 przyjdzie zatem okazja do ogłaszania koalicji 307… Żadnej nowej jakości w myśleniu o polityce nie zobaczyliśmy. Wciąż tkwimy w tej samej rzeczywistości wyborczych sześciopaków i gadania o koalicjach w tradycyjny sposób.
Prawo niepełnej sumy elektoratów
OKO.press punktuje – nie po raz pierwszy – sam pomysł wspólnej listy. Słusznie liczy, że koalicje dostają mniej głosów niż tworzące je partie, jeśli startują osobno. W rzeczywistości rzadko kiedy więcej niż dostaje je sama dominująca w koalicjach Platforma. To jednak żadne odkrycie. Od lat przed każdymi wyborami i przy każdej próbie klecenia takich właśnie koalicji – narzucanych niegdyś twardą ręką Grzegorza Schetyny – Obywatele RP przed tym przestrzegali. Jednak D’Hondt działa nadal i potrzebę dodania elektoratów rodzi. I w tym rzecz cała.
Obywatele RP od lat proponują rozwiązanie dylematu. Kilkanaście lat temu we Włoszech na liberalnego Romano Prodiego głosowali wyborcy dwóch włoskich partii komunistycznych, bo choć Prodi pokonał ich kandydatów w zorganizowanych społecznie prawyborach, to stał się w ten sposób wspólnym kandydatem, a dla komunistów znalazło się w wyniku prawyborczej kampanii miejsce na tworzonych przezeń listach. W USA Sanders poparł Joego Bidena, co żadnych sprzeciwów nie wzbudziło, a wiceprezydentką jest Kamala Harris – ostra rywalka Bidena w prawyborach Demokratów. Rozwiązanie jest więc w rzeczywistości dobrze znane, a nie egzotyczne. Z powodzeniem przećwiczyli je Węgrzy, a nawet demokraci w Hongkongu. Co więcej – innego nikt w Polsce nie zaproponował.
Politycy wciąż jednak wybierają pomiędzy dwiema przegrywającymi strategiami. Albo „siłowa koalicja” pod przywództwem PO, co zdają się wciąż proponować Budka z Trzaskowskim; albo osobny start, którego wciąż chcą pozostałe partie, choć on przyniósł np. władzę PiS w 2019 roku, mimo że na trzy partie opozycji oddano przecież więcej głosów.
Partie nie lubią prawyborów, bo one niszczą podstawę partyjnego życia organizacyjnego. To partyjni szefowie rozdają biorące miejsca, co jest najsilniejszym i najbardziej podstawowym instrumentem władzy w partii. Najpopularniejszy polityk – choć mógłby liczyć na głosy wyborców – wie przecież, że sam nie zarejestruje komitetu, który pozwoli mu wystartować. Decyzja o starcie leży więc w rękach szefa i zależy od jego kaprysu. Układ to silniejszy niż feudalne więzi – biorące miejsca nie są wszak dziedziczne – a feudalizm był wyjątkowo odpornym na wstrząsy systemem. W Anglii Wielka Karta Swobód możliwa była dzięki katastrofalnym kłopotom Jana bez Ziemi. Trzy i pół wieku później polskie artykuły henrykowskie były możliwe dzięki kontraktowemu systemowi elekcji. Jaka sytuacja zmusiłaby do ustępstw partyjnych liderów? Boję się myśleć. Bunt partyjnych dołów, czy wręcz wyborców, nie jest w każdym razie możliwy w okresie wojny z PiS, bo przecież każdy obóz musiałby się zbuntować przeciw własnym wodzom.
Artykuły henrykowskie trzeba napisać w gazetach
Klucz mają w rękach media. Zmienić dzisiejszy stan rzeczy mogłaby wyłącznie niezwykle silna społeczna presja. Tu rola mediów jest kluczowa. Zadanie intelektualnie jest proste – polega na uświadomieniu sobie nieskomplikowanych konieczności, którym poddani jesteśmy wszyscy. Choćby tych, które wynikają z opisanego wyżej rachunku elektoratów. Dlaczego milczymy, kiedy partyjni liderzy grają swoje, nie nasze? Stan wojny nie jest odpowiedzią – w tej wojnie wciąż przegrywamy bitwę za bitwą. Nikt nie pyta żadnego z politycznych liderów, dlaczego o podziale miejsc na wspólnej liście koniecznie decydować mają tajne negocjacje, a nie otwarta debata i głos wyborców?
Na nasze pytania partyjni bossowie nie odpowiadają, więc niniejszym piszę w tej sprawie „list do redakcji”. Piszę zanim poślemy kolejne listy do partii, na które znów żadna nie odpowie, nie zważając na żadne nasze zasługi w walce o wspólną sprawę.
Słuchałem Budki i Trzaskowskiego – mam wyczulone ucho na takie rzeczy. Trzaskowski mówił o sztabach i bazach danych przygotowanych na kampanię. Niemal czekałem, aż wspomni o Cambridge Analityca i mikrotargetowaniu behawioralnym. Obiecywał nam fantastyczne spoty wyborcze i pokazał właśnie pierwszy z nich. No, trochę niepotrzebnie krzyczał. Patrząc nam wszystkim w oczy obiecywał niemal wprost PR-owy pic, który zaczaruje nas skuteczniej niż wszystko, co wymyśli Kurski. Mówił o problemach, które rozwiąże i o doskonałym prawie, które dla nas napisze – bo wie jak.
A może by tak napisać prawo dla polityków? Oni swoje już nawypisywali. Prawo obywateli, które jak Wielka Karta Swobód i artykuły henrykowskie postawi granice każdej władzy? Które powie wyraźnie, że od praw kobiet politycy mają się trzymać z daleka, że nie do nich należą decyzje i nie oni mają zawierać w tej sprawie „kompromisy”?
Które nie pozwoli handlować naszymi w końcu pieniędzmi w wyborczych obietnicach? Prawo, które wymusi zdrowe reguły parlamentarnej gry w miejsce patologii gry wodzowskich partii? Zapewni demokratyczną kontrolę każdej władzy? Np. kontrolę rządu przez parlament – co w III RP nie działało nigdy?
Nie mam pojęcia, czy to się może wydarzyć, choć od lat próbuję robić właśnie to. Wiem, że nic takiego nie wydarzy się bez mediów.
Czekamy na Wasze opinie, komentarze:listy@wyborcza.pl
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Dla kobiety, która ma urodzić zdeformowanego, nierokującego potworka, nie ma nic ważniejszego niż prawo do aborcji. To musi być załatwione jak najprędzej. Razem z innymi prawami obywatelskimi!
A co ma stac na przeszkodzie uznania praw podstawowych ponad polowy populacji, wraz z przywrocenien niezaleznosci sadownictwa? Swiatopoglad? Co ma stac na przeszkodzie realnego rozdzialu kosciola od panstwa, ktory notabene najlepiej sluzy samemu kosciolowi? Co stoi na przeszkodzie uznania praw mniejszosci LGBT oraz mniejszosci narodowych i etnicznych?
ale nie zostanie. Nie dlatego, ze PO jest zła, ale dlatego, że Polacy są ciemni jak tabaka w rogu i sfanatyzowani religijnie. Kobieta mająca rodzić potworka ma totalnego pecha, że przyszło jej zajść ciążę w Polsce 2020/2021, ale takie są fakty. Z fanatykami mającymi władzę nie ma sensu dyskutować, legalnie ona tego nie zrobi. Więc pewnie lepiej pomóc jej w aborcji przy użyciu organizacji gotowych wesprzeć pechowe kobiety wbrew temu prawu. Najbezpieczniej i najdyskretniej jak się da. Artykuły henrykowskie, pewnie, jak zwykle Paweł Kasprzak ma rację, ale ciężko mi sobie wyobrazić przegłosowanie ich w parlamencie, gdzie jest PIS z większością.
Największym problemem jest to, że "opozycja" parlamentarna nie ma wystarczającej motywacji do walki o prawa obywateli i może sobie spokojnie funkcjonować. Oni mają czas, mogą czekać sobie do woli aż noga komuś się potknie. A jak się nie potknie, to już tam sobie poradzą i tak, bo należą do jednej politycznej kasty.
Nie mogę zrozumieć dlaczego to taki wielki problem od tylu lat dla parlamentarnej "opozycji" wynaleźć skuteczny sposób (jakikolwiek) na przegonienie PISu. Nawet forma tej koalicji 276, brak konsultacji i postawienie reszty opozycji pod ścianą pokazuje, że może wcale PO na tej koalicji nie zależy, a musi udawać działanie. Tylko to przychodzi mi do głowy:
1. nie chcą tego, bo więcej wyciągają w obecnej sytuacji, nic im nie grozi, a udawana opozycja i tak jest towarzyszom z PIS potrzebna
2. są skompromitowani latami wspólnego chlania wódy po burdelach, a że roi się tam od świętoszków, to pikantne szczegóły pożycia z nieletnimi ofiarami handlu ludźmi, po wciąganiu krechy mogą stanowić problem
3. są tak odrealnieni, że nie potrafią myśleć przyziemnie
4. są przeżarci PISią agenturą
No nie, hasło odsunięcia barbarzyńców, obracane, memlane, krzyczane, śpiewane i co tam jeszcze, emigrancie drogi, robione od lat - nie działa. Nie ma wystarczającej nośności. Niby wszyscy są za, ale tu pieniążki, tam interesik, tu posadka - znamy to z prlu aż do bólu. I barbarzyńca zły, a papier do dudy wyniesiony z biura - czegoś dobry. Utknęliśmy w tym postpeerelowskim marazmie i tylko zmiana dotychczasowego modus operandi pozwoli go opuścić. Tę zmianę gwarantuje młode pokolenie w sojuszu z kobietami. Dwa podstawowe postulaty - przyszłość planety, naprawdę ważniejsza niż I sekretarz i jego przydupasy (czyli tzw. barbarzyńcy) i wolność kobiety. To one zmiotą barbarzyńców, nie mlaskanie kaczyński musi odejść. Partie polityczne w dzisiejszym kształcie już wyczerpały swoją siłę. Czas na nowe. Nie nowe partie, czas na nowy porządek.
Nikt nie każe łączyć partii ani zgadzać się w każdym detalu programu. Podstawowy program to: anty-pis, praworządność i prawa obywatelskie, Europa.
program antypis nie działa. Im prędzej to zrozumiesz, tym mniej czasu w życiu stracisz.
W Polsce system d´Hondta. W Polsce Senat jest atrapa, a nie organem kontrolnym wobec Sejmu.
W Polsce prezydent wybierany w bezposrednich wyborach powszechnych, juz pomijajac mozliwosc, ze suweren moglby wybrac szarlatana, bo akurat wybral marionetke, ma zbyt wiele prerogatyw, ktore podlegaja organom kolegialnym.
Wskaznikoiem demokracji jest rozlozenie podatkow miedzy obywateli. W Polsce asocjalny podatek liniowy z minimalna kwota wolna od podatku, zamiast progresji podatkowej z kwota wolna od podatku na poziomie dochodu minimalnego. Kwota wolna od podatku na poziomie dochodu minimalnego to jest 13200 zl, a nie jak obecnie 3000 zl.
Podczas pandemi w pisim matrixie okazalo sie, ze Polacy na glinianych nogach utworzyli demokracje. Przypuszczalnie w tym systemie kazdy rzad reagowalby niedostaczenie, ale pisi rzad reaguje nieobliczalnie.
Przez lata zbudowano system dający partiom niemalże nieograniczone prawa, przy minimalnej tylko odpowiedzialności. Stosując metodę "gotowania żaby" skutecznie zabetonowano scenę polityczną tworząc jednocześnie iluzję podmiotowości obywateli. Brali w tym procesie udział politycy od prawa do lewa przez wszystkie kadencje sejmu III RP. Różnica między PIS a pozostałymi partiami jest jedynie taka, że to Kaczyński dopiero miał odwagę w pełni wykorzystać tworzony przez lata system, będący w rzeczywistości kpiną z demokracji.
Dziś żaden zawodowy poseł-polityk, niezależnie od oficjalnie prezentowanej opcji politycznej, nie przyłoży nawet małego palca do jakiegokolwiek naruszenia status-quo. Oligarchia polityczna nie zaryzykuje własnej wygody i bezpieczeństwa!
głosów mniej, ale mandatów więcej - na skutek obowiązywania sprzecznej z konstytucją metody d?Hondta. Zresztą proszę popatrzeć na nomen omen zjednoczoną prawicę i pomyśleć chwilę dlaczego jest zjednoczona choć Ziobro ani Gowin nie kochają KAczyńskiego.