Autor jest sędzią VII Wydziału Karnego Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Krzyków
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że znajdujący się w sejmie od 8 stycznia i już głośny projekt nowelizacji procedury w sprawach o wykroczenia to odpowiedź Ministerstwa Sprawiedliwości na wręcz lawinowe przegrane policji w sprawach związanych z obostrzeniami covidowymi oraz publicznymi protestami na kanwie głośnego wyroku TK grzebiącego kompromis aborcyjny, które przetoczyły się przez Polskę w listopadzie i w grudniu ubiegłego roku. Skąd ta teza?
Otóż kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia istnieje w obecnym kształcie od wielu lat. Owszem, dokonywano w nim zmian, ale nigdy jeszcze nie przeszedł tak istotnej przebudowy jak ta zaproponowana w noweli. Propozycje resortu sprawiedliwości w zakresie procedury nakładania mandatów i możliwości ich kwestionowania przed sądami to właściwie zmiana o randze rewolucji. I jest to zła zmiana, albowiem odwraca usytuowanie ról w sporach państwo - obywatel.
Dzisiaj to oskarżyciel publiczny, najczęściej policja, ma obowiązek w momencie odmowy przyjęcia mandatu przez domniemanego sprawcę wykroczenia dowieść jego sprawstwa i winy przed sądem w toku toczącego się zgodne z prawidłami procedury karnej procesu. Jest tak ponieważ zarówno w sprawach o wykroczenia, jak i w sprawach o przestępstwa obowiązuje fundamentalna zasada domniemania niewinności. Skoro na miejscu zdarzenia obywatel nie przyznał się do winy i odmówił przyjęcia mandatu, traktowany jest do momentu prawomocnego skazania jak osoba niewinna. Konsekwencją powyższego jest obciążenie organu, który obwinia obywatela o czyn zabroniony, koniecznością dostarczenia dowodów na jego sprawstwo.
Nowelizacja procedury wykroczeniowej odwraca ten schemat. Proponuje się bowiem, by to policjant, nakładając mandat, niejako przesądzał o sprawstwie i winie w sposób skuteczny. Tym samym stawia się obywatela przed koniecznością „dowiedzenia swej niewinności”. Trzeba bowiem mieć na uwadze fakt, że złożenia odwołania od ukarania policyjnym mandatem do sądu, jak przewiduje nowelizacja, nie wystarczy do pozbawienia tegoż mandatu jego skuteczności. Mandat będzie musiał być opłacony w ciągu siedmiu dni od jego wystawienia, a wniesienie odwołania nie będzie z mocy prawa wstrzymywać jego wykonalności. Ową wykonalność może wstrzymać sąd na wyraźny wniosek skarżącego. Przy dzisiejszych realiach dotyczących liczby spraw i obłożenia nimi referatów sędziów w sądach karnych niemożliwością jest, by stało się to w ciągu siedmiu dni od wręczenia mandatu. Słowem, ukarany musi go opłacić, a dopiero później dochodzić swych racji przed sądem.
Jedynym celem procedowanej w Sejmie nowelizacji jest więc spowodowanie efektu mrożącego wobec obywateli, by ci nie podejmowali żadnej aktywności, której nie akceptuje aparat państwa. W przeciwnym razie policjant wystawi mandat, który trzeba będzie pokryć, a później czekać w długiej kolejce na orzeczenie sądu.
Czekamy na listy, komentarze: listy@wyborcza.pl
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Nieograniczony dostęp do serwisów informacyjnych, biznesowych,
lokalnych i wszystkich magazynów Wyborczej.
Jak to mówią różne głupki wioskowe "nikt uczciwy nie ma się czego bać". Do czasu. Historia kołem się toczy...
...zaraz po odsiedzeniu wyroku.
może na miejscu kara śmierci? sędzia Dredd...
W innych krajach jest na ogół tak, że policja wystawia mandat, a w razie jego nieopłacenia w terminie domniemuje się że ukarany go nie przyjął i wtedy wszczyna się z urzędu postępowanie sądowe. Decyzji nie trzeba podejmować na miejscu, ale też w razie nieuznania zasadności ukarania żadnych innych czynności obwiniony początkowo nie musi wykonywać - czyli podwójny plus dla obywatela.
To ty, Khantak?
Wydaje ci się, czy tak wynika z przepisów nowelizacji ? Bo prawnicy komentujący tą zmianę, są dokładnie takiego samego zdania jak redaktor. I patrząc na dotychczasowe działania zbira i spółki, spodziewać się należy wszystkiego najgorszego.
Wydaje ci się. Nowelizacja nakłada na obywatela nowy obowiązek, tzn. obowiązek złożenia odwołania i uzasadnienia w odwołaniu swoich racji. Czyli, udowodnienia, że jest niewinny. Co więcej - zabrania obywatelowi powoływania w postępowaniu innych dowodów niż te, które podniósł w odwołaniu.
Czyli z założenia obywatel jest winny tego, co mu policjant zarzuca i problemem obywatela jest udowodnienie, że nie jest.
Takie będzie teraz państwo prawa!
jak na Białorusi obywatela ma się za nic
ale także dziś oskarżony może mieć adwokata, którego zadaniem jest udowadnianie niewinności klienta, czyż nie? I to ci jak rozumiem nie przeszkadza?
Sprawa w sądzie karnym zawsze polega na tym, że oskarżenie wykazuje winę, a obrona wprost przeciwnie. A sąd waży argumenty. No chyba że oskarżony do winy się przyznaje, ale w tym wypadku może po prostu zapłacić mandat.
"Nie wydaje się też, żeby obywatel musiał dowodzić swojej niewinności, wymóg udowodnienia popełnienia czynu zabronionego nie zostaje zniesiony."
Nie wydaje się... Co za argumentacja. Podziw!
Nie pancerzyku. Jak przyjdzie do ciebie prokurator i powie "pan zabił Kowalskiego", to prokurator musi przedstawić dowody, że Kowalski nie żyje i że to ty go zabiłeś. I tymi dowodami przekonać sąd do swojego oskarżenia. A ty możesz sobie grać ze swoim adwokatem w warcamy.
Jak przejdzie to, co proponują, to prokurator powie "pan zabił Kowalskiego, idzie pan siedzieć na 10 lat". I pójdzie grać w warcaby z Ziobrą. A ty będziesz musiał udowodnić, że nie zabiłeś. Powodzenia.
Pan sędzia ma rację. Ukarany według projektu może odwołać się do sądu ale mandat musi zapłacić chyba, że sąd na jego wniosek wstrzyma wykonanie mandatu, który powinien być zapłacony w terminie siedmiu dni, a potem nadaje się do egzekucji przez komornika skarbowego. Jeżeli sąd zdąży wstrzymać wykonalność grzywny zanim komornik zakończy egzekucję, to grzywna może zostać niezapłacona. Skoro obywatel musi odwoływać się do sądu od mandatu stwierdzającego winę, to znaczy, że to on sam musi dowodzić przed sądem swej niewinności.
Wysoki sądzie, spacerowałem sobie z psem i psy mnie sPiSały. Za moją niewinnością świadczą poniższe argumenty:
1. Miałem założoną maseczkę.
2. Spacerowałem sobie tylko po placu.
3. Dziwiłem się skąd akurat w jednym miejscu tylu spacerowiczów.
2. W ręku trzymałem flagę UE ponieważ jestem jej zwolennikiem i często wychodzę z tą flagą "na miasto"..
3. Trzymałem 2-metrowy dystans (do czasu jak zjawiły się kulsony).
4. Wmawiali mi policjanci, że jestem na jakimś nielegalnym proteście, a to kłamstwo. Był to mój codzienny wieczorny spacer.
5. Rozumiem, że powinienem spacerować z kotem, a nie psem lecz kot nie dał sobie założyć obróżki.
6. Niestety, policja uniemożliwiła mi odśpiewanie "Boże coś Polskę".
5. A tak w ogóle nigdy nie protestuję ponieważ uważam, że rząd kaczyńskiego jest najlepszym rządem od czasu Bolesława Chrobrego, a premier najlepszym premierem (po Cyrankiewiczu).
Z należnym szacunkiem
***** ***
W necie krąży mem
-będzie nandacik, mówi kulson
-ale za co?
-za przekroczenie prędkości,
-ale ja idę pieszo!
- będzie pani mogła udowodnić to przed sądem.
Ziobrze prawo i khantak wam w adriana.
To kolejny krok do autorytaryzmu.
Oczywiście, że to jest następny krok do autorytaryzmu. Tylko ,że "Oni" nie są upośledzonymi ćwierćinteligentami . "Oni" są bardzo sprytni , a do tego bezwzględni, pełni pychy i chciwi. I mają wielu zwolenników. Trzeba ich traktować poważnie.
upośledzeni nie są w stanie stworzyć totalitaryzmu. To bezwzględni i podli ludzie. Ignorowanie ich jest niebezpieczne.
Za tydzień jak Trump będzie tylko politycznym trupem [teraz jest zombie] to te dziadygi zajebane z pislamskiej frakcji okupacyjnej zdadzą sobie sprawę w jakiej dudzie się znaleźli. Izolacja w UE, ostracyzm w USA. Przechlapała sobie banda miękkich chu jków
To są psychopaci. Dosłownie. Zaraz sobie przerżną u suwerena, u kiboli i dresów pod blokami, bo to w nich tez ostro uderzy.