Jak trafnie zauważył kiedyś Wojciech Sadurski, arcybiskup Jędraszewski dźwiga do dziś w sposób aż nadto oczywisty bagaż zależności i upokorzeń, których nie szczędził muosławiony arcybiskup Juliusz Paetz. Czego to dokładnie doznał w swej roli jako administracyjny pomagier i sługa Paetza, wie chyba tylko on i Bóg. Prawa psychologiczne są jednak nieubłagane i kontrreakcje psychiczne dotykają z reguły osób lub ośrodków przeciwstawnych ideowo i funkcjonalnie wobec sprawcy doznanych upokorzeń. Mogło tak być w wypadku Kaczyńskiego, na pewno jest tak w wypadku biskupa Jędraszewskiego, wroga liberalizmu i "tęczowej zarazy".
Próba usunięcia redakcji "Tygodnika" z gmachu zajmowanego przez 75 lat, i to w ciągu trzech miesięcy, jest nie tylko pod względem ludzkim i proceduralnym działaniem drastycznym i bezwstydnym.
Idąc dalej, trzeba to zakwalifikować jako czynną napaść na wyróżniający się obiekt historii Polski, obiekt moim zdaniem nie mniej ważny niż Stocznia Gdańska. Przepraszam za patetyczne sformułowanie: to była siedziba jedynego wolnego tygodnika między Łabą i Władywostokiem, to było miejsce, do którego pielgrzymowali potajemnie opozycjoniści z NRD, Czechosłowacji czy Węgier, to było - last but not least - miejsce związane w sposób integralny z osobą i działalnością Jana Pawła II.
Skutki polityczne decyzji arcybiskupa Jędraszewskiego zwrócą się niechybnie przeciwko sprawcy tych szaleńczych działań. Egzorcyzmując ducha Jerzego Turowicza, Stanisława Stommy, Stefana Kisielewskiego i Jacka Woźniakowskiego, Jędraszewski pogłębił polskie podziały i osłabił pozycję Kościoła. Nie tylko u ludzi starszych poczucie wstydu przemieszane jest z żalem.
Prof. dr. Sergiusz Michalski, członek Polskiej Akademii Umiejętności
Uniwersytet w Tybindze
Piszcie:listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Na jajogłowych lachę położył już Wyszyński. Można sprawdzić w zapiskach więziennych (jeśli następcy nie wykreślili).
zmurszały staruch
przywiało cepa do Krakowa i młóci
A tu abp Jędraszewski zadziałał właśnie jak ów pan stworzenia, choć nie dosłownie, ale jednak w sensie stwierdzenia "wyp...alać". Nie oglądał się ani na historię, ani na zasługi, ani na ważne dobro społeczne. Wg zasady wyśpiewanej kiedyś przez Wspaniałego Pana Kazimierza Grześkowiaka "...Bo nie ważne czyje co je. Ważne to je co je moje...".
Ciekawym jak na postępowanie abp Jędraszewskiego zareagowali by Ci Wielcy, niezwykli ludzie, wymienieni w artykule, gdyby żyli. Przecież Oni byli GŁĘBOKO WIERZĄCY. Część pewnie próbowała by sobie jakoś to postępowanie tłumaczyć, "byle nie naruszać pryncypiów", część pewnie "olałaby" temat nie chcąc zbyt zagłębiać się w trudny problem, szukając doraźnego rozwiązania.
Abp podejmując takie decyzje pokazuje, wszem i wobec, że nie boi piekła, nie boi się swego boga, że to on ustala reguły, a więc w domyśle, to on jest bogiem. Wniosek stąd zaś taki, że skoro w kk abp Jędraszewski jest bogiem tzn bóg opisywany ogólnie przez kk NIE ISTNIEJE i być może jest on bogiem dla wyznawców kk, ale cała reszta ludzi z owym kk nie związanych ma go, "jadąc Dudkiem": "...w tak zwanem niedopowiedzeniu...".
Mam takie przekonanie, że w naszym kraju, niezwykle zmaltretowanym wojnami, gdzie po tych wszystkich "przejściach" należałoby na głowie stawać, by choć jest to kosztowne, to jednak w miarę możliwości ocalać każdą pamiątkę minionego czasu jako dziedzictwo dla przyszłych pokoleń. Ale może abp jest mądrzejszy ode mnie i ma rację, że wystarczy odpowiednio duży walec drogowy który, jak śpiewał Mistrz Wojciech "Przyjdzie walec i wyrówna".