Rozmowa z Krystyną Kacpurą, dyrektorką Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, członkinią Europejskiego Towarzystwa Antykoncepcji i Zdrowia Reprodukcyjnego, międzynarodową rzeczniczka praw kobiet w ONZ.
Krystyna Kacpura: – Zawsze mówiłam, że jeżeli ktoś wierzy, że regulująca sprawy aborcji ustawa z 1993 r. działa, to jest w głębokim błędzie.
Ostatnie lata to było ręczne sterowanie, co znaczy, że w każdym pojedynczym przypadku, w którym zostałyśmy poproszone o pomoc, musiałyśmy interweniować w szpitalu. A teraz to trudniejsze niż kiedykolwiek.
Z jednej strony pandemia, która bardzo ograniczyła dostęp do szpitali, z drugiej – wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października mówiący, że aborcja ze względu na ciężkie i letalne wady płodu jest niezgodna z konstytucją.
– I dopóki nie będzie, wszystkie przesłanki do legalnej aborcji obowiązują, co potwierdziło nam na piśmie Ministerstwo Zdrowia. Jednak rzeczywistość jest inna. Musiałyśmy reagować natychmiast, bo niektóre szpitale zaraz po wyroku wydały wewnętrzne zarządzenia, że zabiegi zostają wstrzymane.
Telefon w Federacji* nie milknie, bo kobiety z dnia na dzień zostały bez pomocy. Niektóre miały wyznaczoną datę aborcji, ale szpital im odmawia zabiegu, inne były w trakcie badań prenatalnych i teraz mają trudności, by je dokończyć. W ciągu trzech tygodni podjęłyśmy prawie siedemdziesiąt interwencji tego typu.
– Mamy to stanowisko resortu zdrowia oraz opinię prawną, która potwierdza, że orzeczenie do momentu publikacji nie obowiązuje, a poza tym sam status tego orzeczenia jest wątpliwy, ponieważ TK nie został prawidłowo obsadzony.
Upowszechniamy więc te dokumenty w szpitalach i działamy w konkretnych przypadkach na prośbę pacjentek. Współpracujemy z ginekologami i genetykami, którzy konsultują wyniki badań zgłaszających się do nas pacjentek.
Czekamy na publikację tego wyroku jak na... wyrok. Nie mamy czasu do stracenia, pomagamy, póki to możliwe.
– Oczywiście. Nie tylko po to, by wykrzyczeć swój sprzeciw. Rozmawiałam też z protestującymi dziewczynami, by wiedzieć, jakie mają dziś oczekiwania wobec państwa. Mówią krótko: to moja decyzja, wara od mojego ciała.
A państwo tak bardzo te młode kobiety zawodzi. To przecież pokolenie, któremu właściwie systemowo ograniczano dostęp do edukacji seksualnej w szkołach. Świadomość, do czego mają prawo, musimy budować inaczej.
– Czarny protest 2016 r. Wtedy na ulicach spotkały się i zwolenniczki tzw. kompromisu, i liberalizacji. Wszystkie poczułyśmy, że władza posunęła się za daleko i musimy się bronić. I tego przekonania, że to kobieta decyduje o sobie, nie da się już dziś stłamsić.
– Szanse są niewielkie, alternatywa to wyjazd na aborcję za granicę. Niedawno zadzwoniła kobieta z Ełku w 16 tygodniu ciąży. Komplet badań prenatalnych potwierdzał letalną dysplazję kości u płodu. Genetyk wystawił skierowanie na terminację. Obeszła wszystkie okoliczne szpitale i wszędzie spotkała się z odmową. Po mojej interwencji przyjęto ją w szpitalu w mieście wojewódzkim.
– Przesyłam opinię prawną dotyczącą wyroku TK i informację na ten temat z Ministerstwa Zdrowia. Dzwonię do dyrekcji. Rozmawiam kategorycznie. Przecież nie będę błagała dyrektora o wykonanie prawa. To jego obowiązek.
„Oni nas zniszczą”, „będą stać przed szpitalem”.
– Nie przyjmuję do wiadomości, by człowiek kierujący publiczną placówką dał się zastraszyć jakiejś antyaborcyjnej furgonetce. Argumenty prawne są po stronie naszych klientek i tylko to powinno mieć znaczenie. A jeżeli szpital odmawia, to dyrektor ma obowiązek zagwarantować inny szpital, który przyjmie taką pacjentkę.
– Skąd!
– Oficjalnie dyrektorzy i lekarze tłumaczą się przepełnieniem, COVID-em, brakiem sprzętu. W rzeczywistości większość z tych placówek woli zachować tzw. neutralność, czyli mieć święty spokój. Aby nie mieć kłopotów, że łamią prawa pacjentki, starają się grać na czas, czyli robią wszystko, by doprowadzić do momentu, gdy na aborcję będzie już za późno.
Ostatnio przerabiałam to w znanym szpitalu uniwersyteckim. Miał opinię prawną od znanej kancelarii prawnej, z której wynikało, że chociaż orzeczenie TK jeszcze nie obowiązuje, to lepiej już wstrzymać się z wykonywaniem zabiegów. A działo się to w szpitalu, którego szefostwo publicznie zapewnia w mediach, że pomaga kobietom i dopóki orzeczenie nie jest opublikowane, to wykonuje aborcje.
– Nie wierzę w to. Odmowy i lawirowanie postrzegam jako zwykły konformizm. Nieraz słyszałam od lekarzy, że przecież by pomogli, ale boją się kontroli, bo ktoś się przyczepi, że źle zinterpretowali wyniki badań, że nie było kwalifikacji do aborcji.
– Te stanowiska były puste, bo nie znalazła się w nich najważniejsza deklaracja: „Pacjentki, jesteśmy z wami, jak długo pozwala na to prawo, będziemy wykonywać legalne zabiegi aborcji”. Czekam na to jedno zdanie.
Znamy ok. dwudziestu lekarzy, którzy robią wszystko, by pomóc kobietom. A gdzie jest reszta? Pacjentki potrzebują pewności, że prawo i lekarz są po ich stronie.
– Pamiętam z czasów studiów na Uniwersytecie Warszawskim, że w sprawie aborcji dziewczyny na karteczkach podawały sobie numer tel. do Bogdana Chazana i jeszcze do kilku innych, dziś głównych przeciwników aborcji.
Poza oczywistym koniunkturalizmem uważam, że swoje robi strach. Szpital jest instytucją hierarchiczną. Żaden młody lekarz się nie wychyli, jeśli góra decyduje, że nie chce u siebie aborcji. Decydują się na to raczej ci, którzy już zbudowali sobie pozycje, mają prywatne gabinety, są niezależni. Ale i to rzadko.
– Obrona tzw. kompromisu aborcyjnego nie wchodzi w grę, bo przede wszystkim nie ma już czego bronić. Prawo do aborcji dziś w Polsce trzeba w każdej pojedynczej sytuacji wywalczyć. Czemu mamy bronić fikcji? Nie mam wątpliwości, że w końcu dojdzie w Polsce do dekryminalizacji aborcji i liberalizacji prawa.
– Nie wiem. Na razie czekam na partię gotową do przejęcia władzy.
– Będzie tak jak teraz, albo gorzej. Wszystko to spowoduje, że jeszcze więcej aborcji będzie odbywać się poza systemem. Cieszę się, że państwa zachodnioeuropejskie i skandynawskie zaproponowały pomoc Polkom, ale przecież nie o to chodzi.
Podobno żyjemy w świeckim i demokratycznym państwie. A takie państwo powinno gwarantować obywatelkom prawo do aborcji.
Wszędzie dąży się do liberalizacji prawa aborcyjnego, my za to jesteśmy w gronie kilku państw o najbardziej restrykcyjnych przepisach na świecie. Jednak w dążeniu władzy do tego, by zakazać aborcji, wcale nie chodzi o to, by kobiety ich nie wykonywały, ale o formalny status państwa, który u siebie aborcji nie ma. Co dzieje się nieoficjalnie – to drugorzędne. Hipokryzja w pełni.
– Znikomy procent. Od jakichś 15 lat Polki na zabiegi wyjeżdżają za granicę. Aborcja w polskim podziemiu była znacznie droższa niż poza krajem, ok. 5-6 tys. zł, podczas gdy np. na Słowacji kosztowała ok. 400 euro. Poza tym zabieg w Polsce wiązał się z ogromną traumą. Boczne wejście do budynku, własny ręcznik w reklamówce, zabieg wykonywany bez słowa. Ktoś musiał czekać na kobietę w samochodzie, bo kilka minut po zabiegu musiała opuścić gabinet.
– Kościół traci swój autorytet, od PiS odkleja się twarz partii dla ludzi. Coraz bardziej wpływowi stają się za to ideologiczni fundamentaliści. Kaja Godek po ogłoszeniu wyroku tryumfowała, że załatwiła jedną sprawę i teraz może wziąć się za kolejną, czyli zakaz aborcji z gwałtu, a potem całkowity zakaz aborcji. Kobieta zostanie sprowadzona do roli inkubatora. A gdzie prawo do jej życia i zdrowia?
– Wielokrotnie próbowałam rozmawiać, ale zrezygnowałam, bo to nie spór na merytoryczne argumenty, ale walka z ideologiczną krucjatą. Środowiska prawicowe krok po kroku realizują swój plan eliminowania ze społeczeństwa wszystkiego, co zagraża tradycyjnemu porządkowi. Podejmują kroki wymierzone w prawa człowieka. Stąd ograniczanie praw osób LGBT, zakaz aborcji, odbieranie podmiotowości kobiecie.
– Powiedziałabym, że jesteśmy świeckim państwem i również wśród katoliczek dominuje głos, że w tej kwestii decydować ma kobieta, a nie państwo, i nie Kościół. To esencja naszego człowieczeństwa, każdy sam musi rozliczyć się z własnych wyborów.
Nikt nie oczekuje od państwa, aby zachęcało kobiety do przerywania ciąży. Chodzi o to, aby kobieta mogła samodzielnie wybrać i zdecydować, w zgodzie ze swoim sumieniem i przekonaniami. Nie powinniśmy robić z tego polityki, powinniśmy pomagać kobietom. Tylko tyle i aż tyle.
Czekamy na Wasze historie, opinie: listy@wyborcza.pl
***
* Ekspertki Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny udzielają porad prawnych, ginekologicznych i psychologicznych oraz informacji z zakresu edukacji seksualnej.
Telefon działa od poniedziałku do piątku w godzinach 16.00 – 20.00 pod numerem +48 22 635 93 92.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Mnie się też nie podoba, ale w wyborach uczciwie wygrała, niestety. Fakt, że pomogła kretyńska metoda d'Hondta, kiedy to w 2015 PiS zdobył 37,6% głosów, ale uzyskał 51% mandatów sejmowych. W 2019 miał 43,6% głosów i znów 51% miejsc w Sejmie.
Duda wygrał niestety też dwa razy w demokratycznych wyborach.
Demokratycznie nie da się ich usunąć przed 2023, ale protestować trzeba.
Co to za władza, która podżega do nienawiści. Taką "władzę" należy zmienić. Kategorycznie i zdecydowanie! Szybko.
Kogoś kto nie przestrzega reguł prawa i demokracji nie ma obowiązku odsuwać "demokratycznie".
Obrona konieczna zwalnia od "demokracji".
Kościół to największe zło, jakie mogło powstać na Ziemi. Jestem świeżo po lekturze dwóch książek "Sodoma" i "Demon w Watykanie".
A ja nie mogę się doczekać lektury: Wieczne strapienie. O kłamstwie, historii i Kościele - Jacka Leociaka.
Zwłaszcza, że stać ich na etaty kapelanów szpitalnych, zatem na sprzęt tym bardziej.
Trzeba podawać ich imiona i nazwiska i upublicznić wizerunek - zaszczuć tak jak oni zaszczuwają kobiety.
I nie po to, żeby wymusić na nich zmianę decyzji, niech im będzie - tylko po to, żeby byli zaszczuci i żeby porządni ludzie nie podawali im ręki i przestali im się kłaniać (albo chociaż wyrzucili ich ze znajomych na FB).
I pora spojrzeć w oczy PRAWDZIE: część z nich to konformiści - zgoda, ale pewna część to fanatycy a część to MIZOGINI I MIZOGINKI - a temat ten (ogromu polskiej mizoginii na skalę nieporównywalną z żadnym innym europejskim państwem oprócz Watykanu) nie jest poruszany tak jakby nie istniał.
KONFORMIZM, FANATYZM, MIZOGINIA.
Jak nie fanatycy to trzęsidupy. Dobry pomysł, żeby ich nieco, by tak rzec spopularyzować.
Niech wieszają jej zdjęcia na porodówkach,
aby matki rodzące wiedziały komu przekazywać
uszkodzone płody, niech i ona ma coś z tego.
A co ty tu z jakimś PISem?
To się dzieje od 30 lat!
? Nie wierzę w to. Odmowy i lawirowanie postrzegam jako zwykły konformizm."
Nie, to nie tylko to.
Wielu z nich to podli, nienawidzący kobiet mizogini i mizoginki - z premedytacją ukrywający wady płodu lub fanatycy i fanatyczki religijni.
"Znikomy procent. Od jakichś 15 lat Polki na zabiegi wyjeżdżają za granicę. Aborcja w polskim podziemiu była znacznie droższa niż poza krajem, ok. 5-6 tys. zł, podczas gdy np. na Słowacji kosztowała ok. 400 euro. Poza tym zabieg w Polsce wiązał się z ogromną traumą. Boczne wejście do budynku, własny ręcznik w reklamówce, zabieg wykonywany bez słowa. Ktoś musiał czekać na kobietę w samochodzie, bo kilka minut po zabiegu musiała opuścić gabinet."
Koszt kosztem, nie warto przede wszystkim ryzykować kontaktu z polskim konowałem, jeśli jest możliwość skorzystania z usług lekarza zagranicą. Nie tylko ze względu na własne samopoczucie i własny komfort, ale z obawy o własne zdrowie.
Zwłaszcza, że stać ich na etaty kapelanów szpitalnych, zatem na sprzęt tym bardziej.
W ogóle takie tłumaczenie to skandal: mogą wypiedrolić ze szpitala zatem covidowców, starców a nawet dzieci konające na raka.
Od kiedy to czyjeś życie jest z założenia ważniejsze niż życie kobiety? (która też była dzieckiem i będzie starcem)?
Ale nie, baba jest mniej ważna i warta niż dziecko czy starzec. Zwłaszcza płci męskiej. Tak, wyjebać ze szpitali zawałowców płci męskiej.
Dla mnie moje zdrowie i życie jest ważniejsze niż dzieci i starców, covidowców i zawałowców. Też jestem dzieckiem (takim dużym) i starcem (już wkrótce) i mam podwyższone ciśnienie od takiego tłumaczenia, jak zawałowiec.
Dosyć tego. Trzeba upublicznić nazwiska tego wuja, który w ten sposób oficjalnie się tłumaczył.
Należy zaktualizować ten artykuł - inaczej nigdy nic się nie zmieni.
Jest taka jedna gadzina...gorsza od Kai, bo obrzydliwsza do patrzenia...
To jest Mariusz Dzierżawski.
Tym razem jestem z PISem: nie bierz pensji jeśli nie pracujesz albo symulujesz pracę i w*p*e*d*l*j z roboty lekarzyno!
Lepiej mieć świadomość, że nie ma lekarzy i uderzać poza granice Polski z problemem, niż żyć w fałszywym przekonaniu, że są i jeszcze ich paść i tuczyć swoimi podatkami.
To właśnie między innymi przez takich dyrektorów i konowałów przed kobietą są zatajane wady płodu. Żeby nie mieli "problemu" jak się babie aborcji zechce.
Lepiej nie decydować się na ciążę w Polsce niż zrujnować sobie życie sprowadzeniem na świat kaleki (cierpiącej kaleki).
Trzeba zmienić prawo dotyczące ukrywania wad płodu: upublicznienie imienia i nazwiska w ogólnopolskich mediach na koszt skazanego i jego miejsca pracy, konfiskata całego majątku kanalii na rzecz kobiety, tak, żeby jego dzieci również spłacały długi konowała lub musiały zrzec się dziedziczenia kanalii, zaszczucie gnoja tak, żeby się powiesił.
Down? Nie, dziękuję, postoję.
Kaleka? Dziękuję, nie reflektuję.