Kilka lat temu zbliżał się termin wyborów prezydenckich, Prezes nie miał kandydata, a sam bał się kandydować, bo w przeszłości raz już przegrał. Na chybił trafił, tak jak w totolotku, wytypował kandydata, a ten ku zdziwieniu wszystkich wygrał i został Prezydentem.
Wtedy pojawił się problem - człowiek znikąd - usiadł na fotelu prezydenckim, na którym kiedyś siedział ukochany brat Prezesa. Dlatego nowy Prezydent był przez Prezesa nielubiany, a nawet poniżany.
Minęło kilka lat i Prezesowi zachciało się być Wicepremierem i wtedy Prezydent miał satysfakcję, to Prezes musiał ślubować i przyjmować nominację od nielubianego Prezydenta.
Jak się okazuje, to życie pisze najlepsze scenariusze, których nikt nie przewidział, nawet genialny Prezes z Żoliborza.
A podsumował to w sposób tendencyjny
Wawa z Żoliborza
A może widzielibyście inne zakończenie tej opowiastki? listy@wyborcza.pl
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Nieograniczony dostęp do serwisów informacyjnych, biznesowych,
lokalnych i wszystkich magazynów Wyborczej.