Właśnie przeczytałam tekst pana Leszka Kostrzewskiego o oskładkowaniu umów o dzieło i po raz kolejny podniosło mi się ciśnienie. Należę do jakże licznej rzeszy osób pracujących na podstawie takich umów: należę, ponieważ osoby wykonujące mój zawód niezmiernie rzadko zatrudniane są na etat. Owszem, zdarza się, mnie też się zdarzyło, ale – lekko licząc – pewnie 9/10 mojego środowiska żyje od umowy do umowy.
Jestem redaktorem, współpracuję na co dzień z ośmioma wydawnictwami, w tym tak szacownymi jak: Czytelnik, Znak, GW Foksal (WAB i Wilga) czy Czarna Owca. Mam na koncie sporo dobrych książek i raczej nie narzekam na brak zleceń. Odprowadzam też składki na ZUS – na zasadzie dobrowolnych comiesięcznych wpłat. Przez lata taki model funkcjonował bez zarzutu.
Moje kłopoty rozpoczęły się z chwilą, kiedy różne urzędy (US i ZUS) zaczęły dyskutować nad pracą redaktora i zastanawiać się, czy to praca twórcza czy nie. Co oddział, to inna interpretacja. W efekcie część wydawnictw, z którymi współpracowałam (PZWL, WSiP i inne) zostało zmuszonych do przejścia na umowy-zlecenia. Jeśli chciałabym podpisać umowę z którymś z nich, musiałabym za każdym razem zgłaszać to w ZUS-ie, a po zakończeniu tej umowy z powrotem informować ZUS, że wracam do prywatnego wpłacania składek. Być może w innych zawodach nie jest to takie uciążliwe, ale umowa na redakcję książki obejmuje czasami 2 tygodnie, czasem 10 dni, a w ZUS-ie każdy dzień liczy się do emerytury.
Pół życia zajmowałyby mi w takiej sytuacji kontakty z ZUS-em, bo musiałabym pilnować, żeby zgłaszać się do nich dokładnie następnego dnia po końcu umowy.
Co więcej, nawet jeśli wszystkie moje umowy byłyby umowami-zleceniami, to i tak nie pokrywałyby całości każdego miesiąca (bo czasem dostaję trzy umowy naraz, a czasem przez miesiąc lub dwa żadnej nie podpisuję – np. gdy jadę na urlop), więc dla ZUS-u dni przepracowanych (czyli objętych składkami) byłoby znacznie mniej. W takich warunkach mówienie o urlopie czy chorobowym w ramach umowy-zlecenia to śmiech na sali – o jakim urlopie można mówić, jeśli umowa na redakcję książki jest podpisywana na 14 dni?
Kolejna sprawa: o jakim ubezpieczeniu zdrowotnym można mówić, jeśli co kilka dni się ono zawiesza, bo kończy się umowa? Jeśli ja podpiszę umowę-zlecenie, to jestem objęta ubezpieczeniem na czas jej trwania – niech będzie: 2 tygodnie. Umowa się kończy, kończy się też ubezpieczenie. Co pomiędzy umowami?
Ja jestem szczęśliwie w takiej sytuacji, że korzystam z ubezpieczenia męża zatrudnionego na etat. Jednak jeśli podpiszę umowę-zlecenie, to tracę tę ochronę, ponieważ zyskuję własny tytuł ubezpieczenia. W porządku, tyle że mój tytuł trwa te 2 tygodnie, a potem mąż znów musi mnie zgłosić. Musiałby chyba zamieszkać w kadrach swojej firmy, żeby zgłaszać mnie po każdej umowie. Co więcej, jeśli np. moja umowa skończy się 13 lipca, a on zgłosi mnie 14 lipca, to ja nie mam prawa się rozchorować między 13 a 14 lipca! A jeśli 14 lipca będzie sobota, to jestem nieubezpieczona przez weekend!
Tych problemów jest więcej, takich codziennych, prostych i życiowych. Jakkolwiek by na to patrzeć, jest to system niewygodny i bezsensowny. W samej Warszawie znam co najmniej setkę osób w identycznej sytuacji. Nie każda z nich ma zresztą tyle szczęścia, żeby przynajmniej ubezpieczeniem zdrowotnym objął ją ktoś z najbliższej rodziny.
Idealnym rozwiązaniem byłoby albo zmuszenie wydawnictw, żeby nie korzystały z pracy zewnętrznych redaktorów i zatrudniły ich na etat (na co wydawnictwa zwykle nie mają pieniędzy), albo takie ujednolicenie systemu, żeby umowy nie były zawierane na bardzo krótki czas. Ale to by chyba wymagało rewolucji.
Czytelniczka (nazwisko do wiadomości redakcji)
Czekamy na Wasze komentarze, piszcie:listy@wyborcza.pl
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Nieograniczony dostęp do serwisów informacyjnych, biznesowych,
lokalnych i wszystkich magazynów Wyborczej.
Co konkretnie decyduje, że to działalność gospodarcza?
Świadczenie usług dla różnych podmiotów - pojedyncze, krótkotrwałe projekty. W artykule mowa o wielu wydawnictwach. Ja tak mam w trochę innej branży. Prowadzę działalność i zawieram umowy cywilno-prawne. Fakt, ZUS płacę, czy mam przychody, czy nie mam, ale i tak nie mam małżonka, który by mnie ubezpieczał w przerwach.
Zgłoszenie działalności gospodarczej do urzędu.
A wiesz, ile wydawnictwa płacą i ile się zdarza dziur między zleceniami? Teraz ma ubezpieczenie zdrowotne męża i płaci dobrowolne składki emerytalne, po dwóch latach działalności musiałaby płacić półtora tysiąca. Cała branża jedzie na półhobbystach, którzy albo zadowalają się jałmużną, albo siedzą wieczorami i w weekendy po przyjściu z etatu.
> po dwóch latach działalności musiałaby płacić półtora tysiąca.
Sądzę, że składki od zleceń są takie same. Jeśli nie większe - w działalności składka jest zależna od minimalnego wynagrodzenia, nie sądzę, by redagowanie odbywało się za płacę minimalną.
> ała branża jedzie na półhobbystach,
A to już problem branży - niech się zorganizują i stawiają warunki. O dobrego redaktora wcale nie jest łatwo.
Jasne. W niezbyt ludnym kraju, w którym dwie trzecie nie czyta nic, a pozostała jedna trzecia wykręca wynik jednej książki na osobę rocznie (dla porównania: dwa razy liczniejsi Francuzi wykręcają kilkanaście), do tego w znacznej części lubuje się w śmieciowej literaturze (podobno jesteśmy prawdziwym rajem dla ich autorów i pierwszych wydawców), co wprawdzie zapewnia dużo pracy absolwentom różnych filologii, ale jeszcze bardziej ogranicza nakłady. Cen przecież nie da się podnieść bez dramatycznych skutków ubocznych.
I wprawdzie podstawą składek na ubezpieczenie społeczne faktycznie jest minimalne wynagrodzenie, ale wcale NIE płaci się ich w wysokości JAK od minimalnego wynagrodzenia. Minimalne wynagrodzenie brutto wynosi 2600 zł, czyli 1921 zł na rękę, a suma składek to obecnie 1461 zł (przy czym zdrowotna jest liczona od znacznie wyższej podstawy). Poza tym jak pisałem, w tej branży większość pracuje w ramach dorabiania do etatu.
O dzieło. Bo właśnie do tego taka umowa powinna służyć. A nie do zawierania jej 3x w miesiącu na tydzień każda. Dokładnie na tej samej zasadzie sklep ma prawo do zatrudnienia na umowę o dzieło/zlecenie dodatkowych kasjerek np. na 2 tygodnie przed świętami, ale te, które pracują cały rok powinny mieć umowę o pracę.
Taką samą jak wydawnictwo .