Za tydzień początek roku szkolnego, a na szkolnym e-dzienniku żadnych informacji poza tymi z czerwca o egzaminach poprawkowych. Pełna, głęboka, bardzo głęboka cisza.
Czytam więc doniesienia prasowe o pracach MEN , zaglądam na ich stronę internetową i zastanawiam się, czy ci ludzie są naprawdę poważni, poważni, czyli odpowiedzialni. O powrocie należało dyskutować już od wiosny.
Ministerialna kartka po konsultacji z sanepidem - napisana do ucznia, z truizmami, to kpina w żywe oczy. Budzi w uczniach śmiech, a u nauczycieli - politowanie. Będą młodzi sobie z tego robili tylko memy. Kto z dorosłych ma to wyegzekwować? Nauczyciel ma podchodzić i karać za brak dystansu i coś tłumaczyć? A dlaczego on ma gołymi rękami skracać dystans zapewniający mu (złudne) bezpieczeństwo? Od dawna nie liczę ani na KO, ani na MEN, instytucje zbędne.
Mnie dotyka głęboko coś innego – nikt lub prawie nikt nie troszczy się o nauczycieli, których już zaczyna brakować, miejscami nawet dotkliwie. Minister nie zauważa kogoś takiego jak nauczyciel – głęboko i z troską, po gospodarsku mówi, że pochyla się nad uczniem. Tzn. mówi, że pochyla się, i jako tylko mówienie trzeba zanotować tę aktywność MEN.
Dla ludzi w średnim wieku epidemia jest szczególnie niebezpieczna, nie dla uczniów, tymi ludźmi są nauczyciele i obsługa szkoły. W sumie niby dobrze, bo nauczyciel to dorosły człowiek, sam ma o siebie dbać, problem w tym, że to jest jego praca i dyrektor szkoły, a
także ministerstwo ma zapewnić bezpieczne procedury i higieniczne warunki pracy. Że na dyrektora zrzucono problem, bo tak jest przyjęte, gdyż ani MEN nie rozumie swojej roli wspierającej, ani kuratoria oświaty, i takie są działania od lat, to widzimy. Dyrektor musi – gołymi rękami, ale musi zrobić coś i robi. I część tych nieszczęśników będzie meldowała nawet wykonanie zadania, bo wymyślą sobie (magiczne?) procedury.
Już teraz na forach nauczycielskich odbywa się dyskusja o zasadach na papierze, o grupach zadaniowych w szkołach zajmujących się pisaniną. Procedurami w wirusa uderzą, jakby biologii w szkole nie mieli. A COVID się z tego śmieje. MEN nie widzi swojej roli i żadnych dla siebie zadań – no to trzeba głośno powiedzieć, że swoje zalecenia dla uczniów może sobie wsadzić wiadomo gdzie.
Bezpieczeństwo uczniów zależne jest tylko od bezpieczeństwa dorosłych, w tym głównie nauczycieli i rodziców. A tu nie ma żadnych ministerialnych pomysłów i żadnych narzędzi, by wesprzeć nauczycieli wysłanych na pożarcie, na pierwszą linię.
Wielu nauczycieli zapowiada L4 czy urlopy dla poratowania zdrowia.
Warto więc rodzicom uzmysłowić, że nauczyciele nie mają niczego, by obronić ich dzieci przed COVID-em i sami są narażeni. Jeśli rodzic nie zdaje sobie sprawy z tego, to trudno, ale najpierw powinien być szkolony i zabezpieczony nauczyciel. A nie jest. Lekarze są zamknięci w przychodniach czy pod specjalistycznymi ubraniami, urzędnicy odcięci od petentów. A z gołymi rękami będzie działał nauczyciel, wzajemnie wymieniając się COVID-em z uczniami.
Jeśli chce się postawić ucznia wysoko, to bardzo wysoko trzeba stawiać też nauczyciela, choć się go nie lubi za strajki, choć bardzo przeszkadza.
Ów brak działań nie jest chyba przypadkowy? Nie udaje się ukryć owych przemilczeń i udawanej troski.
A więc ponownie powiem - państwa dzieci nie są bezpieczne w szkołach czy przedszkolach, bo jest tam bezbronny nauczyciel i nie pomoże żadne zaklinanie rzeczywistości. Żadna karna kontrola z kuratorium oświaty i żałosne ankiety, żadne wypowiedzi kuratorki Nowakowej o LGBT.
W szkole jestem ja sam uzbrojony w kolejne procedury. A nad nami COVID. A nauczanie gdzie?
Czekamy na Wasze listy, opinie, komentarze, analizy. Wyborcza to Wy. Listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Piontkowski sypia dobrze, czy ktoś ma co do tego wątpliwości?
Wynika stąd, że zdaniem MEN, każdy (!) dyrektor szkoły jest mądrzejszy niż pracownicy MEN, włączając w to Pana Ministra i każdego z Jego doradców... Być może zatem MEN nie radzi sobie z kryzysem, ale za to Panu Ministrowi nie można odmówić trzeźwego obrazu sytuacji.
Mówiło się kiedyś o rządzie tramwajowym ("Z pasażerów dowolnie wybranego wagonu tramwaju można byłoby wybrać lepszy rząd"). Pasażerów teraz mniej, ale koncept pozostaje.
Zgoda, ale kto i jak to ma przeprowadzić? Kiedy przypomnę sobie, jak pusto było na demonstracjach wspierających nauczycieli przed wprowadzeniem deformy....Wtedy czytywałam komentarze, że nauczycielom chodzi tylko o podwyżki i własną wygodę. ba, wielu z nich nawet zdawało się nie rozumieć, że tej reformy nie wolno było wprowadzać, religii trzeba wyprowadzić, ale tu przecież każdy dyrektor trzęsię portkami przed proboszczem. I to nie tylko w małych miasteczkach.
Nie dalej jak wczoraj episkopat odtrąbił trzydziestolecie wprowadzenia religii do szkół i domaga się, by wszyscy uczniowie z tych swiatłych nauk korzystali.Nikt teraz nie wyprowadzi religii ze szkół,, a również w najbliższej przewidywalnej przeszłości.
Czyli jak to zwykle - zostają modły o zdrowie,bo na rozum za późno.
A bez dworowania:wszyscy - i nauczyciele,i rodzice - dali się "załatwić" płatnemu trollowaniu siejącemu nienawiść i zamęt,którego rozmiar wynikł z opublikowanych ok. roku po wydarzeniach danych o dziesiątkach tysięcy fałszywych kont zlikwidowanych po strajkach przez adminów na samym tylko Facebooku .
Sparzyliśmy się i niczego nie nauczyli...a podobno doceo docimus(uczymy się nauczając)
Pierwsza Germanistka znowu stwierdzi e milczenie jest złotem.
Wtedy pierwsza G. powie, że nigdy przenigdy nie udzieli Ci wywiadu!
Ale za to 1sza Germanistka będzie żywotnie zainteresowana pensją dla b y ł e j 1szej...;-)
Można by zwiększyć liczbę pomieszczeń, przenosząc religię do sal przykościelnych. Ale przecież nie oddaje się raz zdobytego przyczółka, nawet w imię zdrowia.
Można by rozgęścić te przeładowane 30-osobowe klasy. Ale nie po to czyniono oszczędności, żeby teraz z nich rezygnować.
Były dwa miesiące na dopieszczenie nauczania hybrydowego, z przeniesieniem jednak większości do domu. I znowu będzie wielka improwizacja.
Można by odchudzić program, okroić do najważniejszych treści, i tym samym zmniejszyć liczbę godzin. Wersja pełna fakultatywnie, dla ambitnych.
Można by zwiększyć w szkole ilość konsultacji dla niewielkich grup chętnych. Ale to wymaga ożywienia mitycznych bestii zwanych nadgodzinami.
A tymczasem zaczniemy rok szkolny wielką narodową mszą, modląc się o zdrowie i tłumacząc, że modlitwa i eucharystia bronią przed wirusem, a następnie zamkniemy tłumy w ciasnych pomieszczeniach, a COVID będzie miał używanie.
Więcej, właśnie teraz - W PANDEMII!! - zapowiada się zmiany na maturze z polskiego za 3 lata (obejmą więc dzisiejsze klasy pierwsze szkoły średniej).
Zakłada się z urzędu, że matura ma być trudniejsza.
To jak z podwyżkami dla posłów - moment FATALNY!
Czy leci z nami pilot??
Ale jak to? Przymusowe szczepienia? To by dopiero antyszczepionkowcy nabrali wiatru w żagle...