Jesteśmy rodzicami trójki dzieci idących teraz do klas VII, VI i IV. Oboje jesteśmy nauczycielami w szkołach muzycznych i wykładowcami Akademii Muzycznej.
Jesteśmy zbulwersowani nie tylko postawą rządu i tym, że nie daje nam wyboru, ale także podejściem większości (?) rodziców do podjęcia ryzyka utraty zdrowia, może życia.
Czujemy się bezradni, bo niestety niewielu rodziców, z którymi mamy kontakt, zabiera głos. Internet został zarzucony komentarzami w stylu: "moje dziecko staje się matołkiem", "niedługo zapłaci za to chorobą psychiczną", "nie po to płacę podatki, żeby teraz musieć uczyć własne dzieci".
Te postawy są dla mnie tak dalece nieetyczne, że nie mogę się pogodzić z tym, że zwyciężą nad rozsądkiem. Sami włożyliśmy ogromny trud, żeby uczyć zdalnie (w dwóch placówkach) i dopilnować trójkę dzieci, które uczęszczają do dwóch szkół, bo kształcą się też muzycznie.
Nie wyjechaliśmy na wakacje, stosujemy wszystkie zabezpieczenia w 100-proc. reżimie.
Czujemy się oszukani, kiedy mówi nam się, że powrót dzieci do zatłoczonych szkół nie będzie miał wpływu na stan pandemii.
Zaczęliśmy rozważać nauczanie domowe.
Czekamy na wasze listy, opinie komentarze. Wyborcza to Wy. Listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Dokładnie tak. Ale jakoś nikogo to nie szokuje. Prawie nikogo, zaszokowanych przepraszam za uogólnienie.