Historie przemocy są różne, lecz najczęściej można je podsumować tymi samymi słowami: „To jest złe. To jest nielegalne. On nie ma prawa tak robić”.
Marta dzwoni do Centrum Praw Kobiet „tak tylko spytać”. Czuje, że zachowanie jej kolegi z pracy wobec niej nie jest w porządku, ale z drugiej strony, może jest przewrażliwiona? Klepnięcie po pośladkach, ocieranie się o piersi, sprośne żarty, przecież to chyba nic wielkiego, takie głupie, koleżeńskie szturchańce. Ale krępują ją, woli unikać pozostawiania z nim w jednym pokoju sam na sam. Dlatego Marta dzwoni, trochę zawstydzona, bo może zabiera niepotrzebnie czas. Marta nie jest jedyną, która zastanawia się, czy to, że czuje się źle, nie jest jej winą, czy nie przesadza, czy może jednak to nie z nią jest coś nie w porządku.
Julia wiedziała, że to, czego doświadczała codziennie w pracy, było złe. A mimo to wnieść oskarżenie przeciwko koledze oraz firmie zdecydowała się dopiero po odejściu z niej. Kierownik wyższego szczebla, któremu się poskarżyła, zbył ją słowami, że „przecież Staszek tak ma”. Ot, nie ma co się przejmować. Takie zbywanie problemów powoduje, że co chwilę któraś kobieta uśmiecha się, starając się ukryć skrępowanie, by nie wyjść na sztywniarę czy wariatkę. By nie psuć czyjegoś samopoczucia i atmosfery, poświęca swoje bezpieczeństwo i komfort psychiczny.
Kasia jest odrobinę zaskoczona, gdy słyszy, że proszenie męża o pieniądze na szampon dla dzieci, a potem skrupulatne rozliczanie się z tego, co wydała, jest rodzajem przemocy. Sama chodzi w zniszczonych ubraniach, dawno nie jadła ulubionego jogurtu, podczas gdy mąż wyjechał na weekend zrelaksować się nad Morze Śródziemne. Skoro on zarabia, a ona tylko zajmuje się domem, to chyba normalne, nie? Nie.
W wielu przypadkach tu leży sedno problemu z przemocą oraz prowadzeniem statystyk jej dotyczących: wiele zachowań nie jest rozpoznawanych jako przemoc. Świadomość tego i umiejętność rozpoznawania pewnych zachowań jako przemocowych wciąż wymaga edukacji. A w następnej kolejności uprzytomnienia, że nie jest i nie może pozostać bez konsekwencji dla sprawcy.
Nawet ta najbardziej łatwa do zidentyfikowania – przemoc fizyczna – wcale nie budzi pewności co do jej statusu prawnego. „On nie ma prawa pani szarpać za włosy, popychać ani kopać” – powtarzamy. Bicie jest nie tylko moralnie złe, jest też nielegalne, jest bezprawne – to są komunikaty, które wciąż trzeba powtarzać. Zdziwiłybyśmy się, gdyby ktoś na ulicy zapytał nas, ile to jest dwa plus jeden, i entuzjastycznie pochwalił za prawidłową odpowiedź. Tymczasem niektórym należą się oklaski, gdy na pytanie: „Czy wolno bić żonę?” udzielą odpowiedzi przeczącej.
Piszcie:listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
A jeśli tak myśli, to czemu nie idzie do pracy, a domem nie zajmują się razem?
Bo tak została wychowana. Może on przekonał ją, że to jej obowiązek. Czytałam rozmowę z kobietą, która zanim urodziła dzieci, pracowała i dobrze zarabiała. Mąż przekonał ją, że najlepiej będzie dla niej, żeby szybko urodziła drugie dziecko, razem je odchowa, a potem wróci do pracy. Dopóki miała swoje pieniądze na macierzyńskim, a sporo z powodu dobrej pensji, jakoś było. Rzadko prosiła go o kasę. Kiedy skończył się macierzyński na drugie dziecko, zaczęła się straszna przemoc ekonomiczna. Do tego stopnia, że musiała pożyczać od rodziców na jedzenie.
I to rodzice zaczęli ją pytać, co się dzieje, drążyć temat, zdziwieni pożyczkami, bo jej mąż zarabiał bardzo dobrze. Wstydziła się bardzo, ale przy którejś z kolei pożyczce, kiedy poprzednich nie zwróciła, przycisnęli ją tak, że płacząc powiedziała. Jeszcze tego samego dnia przeprowadziła się do nich, a następnego złożyła pozew o rozwód. Adwokat szybko wystąpił do sądu o zabezpieczenie środków do życia od męża dla niej i dzieci, do czasu uzyskania rozwodu.