Prowadzę w Polsce od kilku lat jednoosobową działalność gospodarczą - szkolenia dla działów sprzedaży. Specyfika branży powoduje, że wiele firm (potencjalnych klientów) planuje i realizuje budżety szkoleniowe po rozpoczęciu nowego roku, co owocuje realizacją projektów w miesiącach wiosennych oraz po wakacjach i pod koniec roku. Tradycyjnie więc zanotowałem ZEROWY PRZYCHÓD w styczniu i lutym 2020 roku.
Tak jak wielu przedsiębiorców po wybuchu pandemii w związku z całkowitym zakazem prowadzenia działalności (szkolenia, spotkania, podróże) nadal mam zerowy przychód i taka sytuacja w moim przypadku może potrwać jeszcze kilka miesięcy.
Wystąpiłem do ZUS (oddział Szczecin) o przyznanie świadczenia postojowego (2080 zł w kolejnych trzech miesiącach), składając oświadczenie o zerowych dochodach w kolejnych miesiącach (luty, marzec, kwiecień).
Dzisiaj (po 1,5 miesiąca oczekiwania) w rozmowie telefonicznej z pracownicą ZUS otrzymałem informację, że świadczenie postojowe nie zostanie mi przyznane, ponieważ mój przychód… nie spadł o wymagane w warunkach ustalonych przez rząd 15 proc. Kropka.
Przedsiębiorca X wykazujący się przychodem 15 000 zł miesięcznie (poniżej granicy wyznaczonej przez ZUS dla tego świadczenia) w styczniu i lutym 2020 roku, a następnie wykazujący się przychodem ok. 12 750 zł (wymagany spadek o 15 proc.) w okresie marzec-maj zrealizuje przychód ok. 68 000 zł i otrzyma postojowe w sumarycznej kwocie 3 razy po 2080 zł. Czyli 6240 zł.
Przedsiębiorca Y, jak w mojej sytuacji, osiągnie przychód ZERO i otrzyma ZERO wsparcia od ZUS (czyli rządu PiS).
Dokładając do tego koszty prowadzenia (niezawieszonej) działalności gospodarczej (w moim przypadku leasing, opłaty księgowej itp. - razem ok. 4500 zł miesięcznie, czyli około 22 500 zł od stycznia do maja), otrzymujemy kwotę 68 000 zł (przychód X-a) plus 22 500 zł (strata Y-ka). Czyli około 90 500 zł różnicy, która czyni… różnicę.
I należy ci się, X-ie, wsparcie, bo masz przychód. A tobie, Y-ku, się nie należy. Bo przychodu… nie masz (i co z tego, że nie ze swojej winy?).
Na koniec ciekawostka:
Na moje pytanie: „co mam z tym zrobić?”, otrzymałem do wyboru trzy opcje:
Wybrałem opcję czwartą - podzieliłem się tą wiadomością z wami, licząc na to, że będzie to kamyczek do lawiny, która zmiecie ten bezsens i hipokryzję.
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
To jest tak, jakby autorzy tych przepisów zakładali, że każda działalność ma jakieś w miarę równe przychody do lutego (bo jeszcze, prawda, nie było pandemii), potem przychodzi pandemia i koniec... nie ma przychodów / przychody spadają znacznie. I wtedy, prawda, widzimy wyraźnie, że pandemia pokrzyżowała szyki, więc przysługuje pomoc. Ja wiem, że trudno jest w takim programie brać pod uwagę specyfikę każdej z osobna działalności, ale chyba logiczne było wprowadzenie zapisu w stylu: "lub przychód w każdym z tych trzech miesięcy jest zerowy", względnie "nie przekracza kwoty..." (i np. 1000-2000 zł.?, jakaś górna granica, chociaż zdarzą się uzależnieni od miesięcy wiosennych, dla których i granica dużo wyższa byłaby sprawiedliwa, ale wszystkich objąć się pewnie nie da - można jedynie uniknąć zbyt dużej groteski). Można w pewnych przypadkach utrzymywać, że jeśli w lutym przychód był zerowy, to w marcu taki zerowy przychód może NIE być skutkiem przepisów wprowadzonych w czasie pandemii, ale... patrz przypadek opisany w liście - tu akurat JEST skutkiem. Zresztą przy antypracowniczych zapisach kolejnej tarczy to i tak jest chyba przysłowiowy "pikuś", a poza tym chaotyczne to wszystko.
autorzy przepisów kombinują jak dać, żeby nie dać. Czyli zróbmy marketing jak to skuteczna i wspaniała jest tarcza, a kto z niej faktycznie da radę skorzystać, to już inna sprawa.
Budżetowi zależy na teoretycznej tarczy, żeby mógł się nią chwalić i jak najmniej wydać.