Piszę do Państwa w imieniu wszystkich przedszkolnych koleżanek. A jest nas naprawdę wiele.
Sama jestem nauczycielką. Od 20 lat pracuję w przedszkolu. Wybrałam tę pracę, bo kocham dzieci. Uwielbiam patrzeć, jak rosną, zmieniają się, wciąż zdobywają nowe umiejętności. Mam wpływ na rozwijanie ich pasji i talentów. Kochają bezwarunkowo. To jest piękne.
Denerwuje, frustruje, przeraża i oburza mnie to, co się dzieje na co dzień w naszej obecnej rzeczywistości. Przedszkole miało być otwarte dla potrzebujących, pracujących rodziców, dla pielęgniarek, lekarzy i ludzi walczących z COVID-19 itd.
Kto teraz przyprowadza dzieci do przedszkola?
Tymczasem siedzimy w klasach z dwójką, trójką dzieci, których rodzice nie pracują. Narażamy swoje życie, zdrowie naszych rodzin. W imię czego?
Rodzice tych dzieci codziennie przyprowadzają je jak do przechowalni, aby pójść do galerii, obejrzeć tv, mieć spokój. Śmieją nam się w twarz. Mają już dość własnych dzieci. Przykre to. Miał być reżim sanitarny, przyprowadzanie dzieci zdrowych i bezpiecznych dla nas. Tymczasem nie ma dnia, żebyśmy nie odsyłały do domów dzieci z kaszlem, gorączką.
W sali z dwójką dzieci, których matki nie pracują , siedzi nauczycielka, pani pomoc i pani woźna. Od 7-17. O 12 nauczycielki się zmieniają. Naraża się cztery rodziny. Dla dwójki dzieci!
Przedszkole to był wybór
Kończyłyśmy studia, wybierałyśmy właśnie ten kierunek świadomie. Już w tamtym roku pokazano nam, że nie jesteśmy szanowaną grupą zawodową. Wiele z nas odeszło z zawodu. Koleżanki założyły własne firmy, niektóre poszły pracować do sklepów, kwiaciarni. Jeśli któraś miała „bogatego męża”, została w domu i zajęła się własnymi dziećmi, wnukami.
Szczytem wszystkiego jest zabieranie nam wakacji. Miałyśmy mieć trzytygodniowe dyżury. Tymczasem rząd zafundował nam 6 tygodni pracy.
Nie jesteśmy jak szkoły placówkami feryjnymi. Fakt. Ale jeśli szkoła prowadzi lato w mieście, nauczyciele dostają za pracę w wakacje dodatkowe wynagrodzenie. I idą tam pracować tylko chętni nauczyciele. W przedszkolu mamy siedzieć za takie same pieniądze 6 tygodni bez żadnego dodatkowego wynagrodzenia. Dlaczego? Co mamy zrobić z własnymi dziećmi dziećmi, które wtedy mają wakacje?
Teraz po pracy, wracamy do domów i tam odrabiamy z dziećmi lekcje. Całe zdalne nauczanie leży na naszych barkach. My też jesteśmy rodzicami. Musimy pomóc naszym dzieciom przejść przez ten trudny etap. Następnie siadamy do komputerów i wykonujemy pracę zdalną dla naszych przedszkolaków, które zostały w domach.
Nasze własne dzieci są poszkodowane. I jeszcze zabrano im rodziców w wakacje. Kiedy wykorzystamy swoje urlopy? Wtedy, gdy nasze własne dzieci pójdą do szkoły? W wakacje będą siedziały w domu, bo matki pójdą do pracy, gdzie dwie czy trzy osoby oddadzą swoje dzieci do przedszkola.
Piszcie, komentujcie:listy@wyborcza.pl
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Dzieci, które kaszlą i chorują nie są chore na COVID, który znany jest z tego, że dzieci przechodzą go bezobjawowo.
Dzieci, które przechodzą go bezobjawowo nawet, jeśli zakażą nauczycielki, to z pewnością nie stanowią realnego zagrożenia dla ich życia - polecam kalkulatory ryzyka śmierci w wyniku zakażenia wirusem; mnie wychodzi 0.04%. Bardziej boję się smochodu na przejściu dla pieszych.
Ludzie mają prawo chcież wreszcie odrobinę odpocząć od dwóch, czasem trzech etatów, z pomocą osób, które przez dwa miesiące miały wolne. Jeśli dzieci w przedszkolu jest tak mało, to chyba praca jest lżejsza, a nie cięższa?
Popieram strajki nauczycieli, prawo do godnej pensji, uważam ich pracę za bardzo przydatną i niedocenianą. Ale pracę, a nie domaganie się urlopu w nieskończoność, bo wszyscy dookoła mają tylko rzekomo fanaberie a nie potrzeby. Dzieci też potrzebują przedszkola, również dla samego przedszkola, nauczycielki przecież same chętnie podkreślają swoją edukacyjną rolę, prawda? (I ja jej absolutnie nie podważam.)
Takie teksty i takie komentarze są skandaliczne. Ja bym naprawdę wiele dała, żeby móc wrócić do mojej pracy w normalnym trybie na żywo (jestem nauczycielką akademicką) - i nie, w trybie zdalnym, z pięciolatką na głowie, nie jestem w stanie jej wykonywać.
Tyle ze obecnie w przedszkolu jest opieka wg wytycznych gis a nie edukacja, socjalizacja itp
Co za bzdury, że dzieci z COVIDem nie mają objawów, a jak smarczą - to na pewno go nie mają! Mogą za to mieć odrę czy inne świństwo.
Ale nie, dzieciątka nareszcie można podrzucić innej ofierze, niech się męczy. I samemu na szoping, pazurki czy kawkę.
Zgadza się. Dzieci powinny chodzić do przedszkola. Szczególnie dzieci, które nie mają dobrej opieki w domu. Problem polega na tym, że czas mamy szczególny. Muszą być zachowane odpowiednie normy sanitarne i trudno żeby w takich warunkach takie maluchy mogły fajnie spędzić czas w przedszkolu.
A jednak moje spędza fajnie, jest zadowolone, ma wreszcie koleżanki, a normy sanitarne to nie jest nic strasznego, mierzenie temperatury czy dezynfekowanie czegoś tam naprawdę nie przeszkadza aż tak pięciolatkom...
W Polsce umiera 1 na 20 zarażonych, czyli 5%, to nie jest "banalna grypa".
Są kłamstwa, wierutne kłamstwa i statystyka. Ten odsetek nie jest wiarygodny bo jest wyliczony z liczby ZDIAGNOZOWANYCH, a nie faktycznie chorych.
Na podstawie krakowskich badań można podejrzewać, że w Polsce zarażonych jest 2% populacji, czyli 700.000 osób; umarło 1000, po uwzględnieniu roli wieku dla nauczycielek wychodzi tyle, co w dostępnych i opracowanych przez epidemiologów kalkulatorach. Ja mam 36 lat i ryzyko 0,04%, panie w większości są młodsze.
(Poniżej 40 w ogóle umarły chyba ze 2 czy 3 osoby z tego 1000, w tym kobieta po cesarce i chlopak z DPS - w zamkniętych ośrodkach wirus zbiera krwawe żniwo (połowa wszystkich ofiar na świecie to osoby z DOSow), m.in. Dlatego, ze jest bardzo intensywny i długotrwały kontakt z wirusem. Nie, nie jak w przedszkolu.)
Chodzi o coś więcej. Panie powinny mieć maseczki, a dzieci nie powinny zbliżać się ani do pani ani do innych dzieci. Jeśli jest inaczej to reżim sanitarny nie jest zachowany.
Czy Ty mi właśnie tłumaczysz, że mojemu dziecku przeszkadza "reżim sanitarny"? Jak nie przeszkadza... Tym to straszą przedszkola, żeby zniechęcić rodziców. A dzieci, które są dużo bardziej elastyczne niż dorośli, jak na złość i tak się dobrze bawią, a do maseczki pani przyzwyczaiły się w ciągu 10 minut...
Przy czym oczywiście zakaz zbliżania się do innych dzieci jest idiotyczny, nie tylko w swietle badań, żę dzieci zarażają się od dorosłych, ale również w świetle ryzyka. Ale nawet, jesli jest przestrzegany, to dzieci i tak wolą to niż zostawanie w domu. Przynajmniej moje. Wiem, bo pytałam wielokrotnie, czy jej się podoba, jasno mówiąc, że jeśli nie, to może nie chodzić (co nie jest do końca prawdą, bo bym się chyba zarżnęła po kolejnym takim miesiącu jak dwa ostatnie).
Nauczyciele akademiccy pracują zdalnie bo taka jest wola Rektora, Sanepid dopuścił szereg możliwości ostatnim pismem na 30 stron. Tylko kto by na uczelniach miał przecierać stoły po studentach? tam nie ma woźnych jak w przedszkolach tylko firmy sprzątające. Ja Także jestem nauczycielem akademickim krakowskiej uczelni i już się nie mogę doczekać tych zdalnych egzaminów dyplomowych itd. Każdy zawód ma swoją własna historię. A może po prostu się okazuje, że nauczyciel w przedszkolu ponosi większe ryzyko zdrowotne? i powinien zarabiać więcej a nie mniej niż w szkole?
Nie widzę żadnego związku między Twoim komentarzem a problemem... z pewnością jestem zwolenniczką podniesienia pensji i to wyraźnego nauczycielkom przedszkolnym. Nie ma żadnego znaczenia dla sytuacji, kto podejmuje decyzje w sprawie jakich szkół. Natomiast nie, ryzyko zdrowotne w związku z tą epidemią u młodych zdrowych osób jest żadne - być może niektóre z tych pań szczerze w nie wierzą, czego współczuję, ale ono jest żadne. To nie jest moje widzi mi się tylko statystyki.
No to jak rozumiem jest Pani epidemiologiem. Polecam artykuł z wczorajszej GW:
Prof. Flisiak: Wiele regionalnych aktywności można by otworzyć. Ale przedszkola jako ostatnie
Nauczycielka akademicka, hmm? Biedni studenci...
Dzieci chore na żadną chorobą nie powinny pojawiać się w przedszkolu. Mogą zarazić nauczycielki (niektóre w wieku balzakowskim) lub inne dzieci. Zawsze tak było, na tę okoliczność rodzic może uzyskać zwolnienie na chore dziecko. Przedszkole nie jest przechowalnią chorych dzieci.
I jaki to ma związek z listem...?
Bo? Bo wolę zajęcia na żywo, bo przytaczam dane i statystyki, bo nie podoba mi się list nauczycielki przedszkolnej, bo chcę, żeby moje dziecko mogło chodzić do przedszkola, żeby móc się wreszcie skupić trochę na tych studentach, czemu dokładnie?
Nie, nie jestem epidemiolożką, ale Flisiak nie ma żadnych podstaw oprócz niejasnych intuicji. Zaglądam nie tylko w wywiady, ale też w przeglądy róznych badań. Zadania na temat zarażalności wśród dzieci są podzielone, ale jedyne badania, które mamy na temat tego, jaki wpływ na ograniczanie rozwoju pandemii miało zamykanie szkół i przedszkoli sugerują, że niewielki. Nie mogę wstawić linku, więc polecam wyguglać "fact check true or false - children are not the drivers of the coronavirus pandemic" na stronie swissinfo.ch
Argumenty.
Przykro mi, ale nic Pani nie zrozumiała z zamieszczonego listu. Proponuję przeczytać go raz jeszcze, a w razie konieczności i jeszcze, i jeszcze, aż do skutku :)
Nauczyciel akademicki zapewne brzmi lepiej we wrażliwym (??) uszku?
Tylko że tak,to się nazywa zawód w nomenklaturze zawodowej i statystycznej.Wykonujący go obywatelki i obywatele zgodnie z istotą języka polskiego -czyli całkiem słusznie i nawet profesorowie Bralczyk i Miodek by się z tym mogli zgodzić - to nauczycielki i nauczyciele odpowiednio:akademickie i akademiccy.
I kto tu ...biedny???
To smutne co napisałaś ale, ale idzie nowe pokolenie nauczycielek! Będą tak wyrachowane jak ty. Zamkną oczy i będą pracować od -do i nie ważne ,że rodzice poszli na zakupy czy kawkę.Ta praca będzie na "zalkę"
Przecież to "halice" to jakiś prawicowy przygłup, po cholerę się tłumaczysz
Pani też nie musi pracować, nawet zdalnie. Jeśli dziecko zostanie w domu, może Pani udać się na zasiłek opiekuńczy w wysokości 80% wynagrodzenia.
Bzdura. W wielu innych państwach przedszkola otwarto jako pierwsze, właśnie ze względu na znikomą rolę dzieci w przenoszeniu tego wirusa, a także ze względu na ważna role przedszkola w rozwoju dzieci, oraz dla ich rodziców, pracy rodziców i gospodarki. Nauka, statystyka - na tej podstawie powinny być podejmowane decyzje, a nie na podstawie tzw ?zdrowego rozsądku? czy chłopskiego rozumu.
Nie bardzo rozumiem sens Twojej wypowiedzi. Sądzę, ze wynika z braku zrozumienia mojego przekazu. Tłumaczę: biedni ci studenci z powodu nauczającego ich nauczyciela, który ma problemy z rozumieniem czytanego tekstu, z powodu stosowanej w dyskusji marnej argumentacji, wreszcie z powodu marnej jakości języka jakim się posługuje.
Pozdrawiam.
Nie wiem z czego wynika twoja frustracja i nie chcę wiedzieć. Zanim jednak rzucisz komuś takim rzygiem poświęć choć chwile na refleksję czy rzyg ów ma jakiekolwiek odniesienie do rzeczywistości.
Pozdrawiam.
Ale z czym ty masz problem w moim języku, serio z tym, że stosuję feminatywy? "Nauczycielka" to egzotyczna forma? Używanie męskich form nazw zawodów bez względu na płeć to jedna z paskudnych i absurdalnych norm językowych wprowadzonych w PRL-u obok "na dzień dzisiejszy" i "w miesiącu maju". Polecam nie tylko obowiązujące zalecenia Rady Języka Polskiego, ale i lekturę tekstów przedwojennych, kiedy każde objęcie przez kobietę pewnej funkcji zazwyczaj szybko znajdowało zupełnie normalne odzwierciedlenie w języku. Troszeczkę brakuje mi Twojej argumentacji w tej "dyskusji", próby dogryzania mi w stylu "biedni studenci" najbardziej kojarzą mi się z tym, jak na forum emama pisywało się kiedyś jeszcze nieironicznie "współczuję twojim dziecią 1!!1"... Przyznaję, że w różnych tekstach, które się tu pojawiły istotnie nie zrozumiałam jednego fragmentu: że nauczycielki, które będą wykonywać swoją pracę nie bacząc na to, czy rodzice poszli na kawkę, czy nie, są "wyrachowane". Istotnie, muszę wyznać, że nigdy nie zadawałam sobie pytania, co robią rodzice moich studentów w czasie ich zajęć...
Ale ja kocham moją pracę, chcę pracować i nie ma żadnego racjonalnego powodu, dla którego miałabym się tego wyrzec, bo pani nauczycielka nie chce pracować. Mimo, że nie pracowala już dwa miesiące. Ona też, jeśli ma problem z dzieckiem i problem z pracą może udać się na zasiłek opiekuńczy, prawda?
(Już ne wspominając o tym, że na uczelni to tak nie działa - zajęcia trzeba odrabiać, a prace same się nie poprowadzą.)
Pomysł, ze przeszkadzają mi feminatywy jest paradny! Ten cały wykład był zbędny, bo przekonywałaś przekonaną. Zaś przyrównanie mojego języka do przykładu z forum mnie mocno rozbawiło, serio :-).
Co zatem? - mówisz i masz: *moje widzi mi się*, *być może niektóre z tych pań szczerze w nie [ryzyko zdrowotne] wierzą, CZEGO współczuję*.
Natomiast Twoje argumenty są zwyczajnie niedostosowane do treści listu.
Nie wiadomo, czy pani przedszkolanka ma małe dzieci i czy mogłaby skorzystać z zasiłku. Zresztą z jej listu wynika, że przez nią przemawia lęk o zdrowie swoje i rodziny. Pani, pracując zdalnie, takiego ryzyka nie ponosi. Poza żonglowaniem danymi o przenoszeniu i zarażaniu przez dzieci wirusa, warto zachować więcej empatii.
To znaczy Ty twierdzisz, że moje argumenty są niedostosowane, ale nie pokazujesz, dlaczego niby. Pani się boi, i że jest ogólnie urażona, bo obiecywano jej coś innego. Tłumaczę, dlaczego nie powinna ani się bać ani być urażona. Proste. Oczywiście strach i uraza nie do końca poddają się argumentacji, ale z powodu czyichś nieuzasadnionych obaw i obrażalstwa nikt jeszcze nikogo nie zwolnił z wykonywania obowiązków.
Och tak, ten lęk brzmi niezwykle autentycznie w kontekście focha o to, że dzieci jest dwoje i że wstrętna mamusia na kawie... Jakoś nie widzę tam wzmianek o źródle tego lęku, jakimś biednym narażonym dziadziusiu staruszku, czy czymś w tym rodzaju. Ani o tym, że autorka nie chodzi do sklepów i na pocztę. Tylko powrót do pracy wywołuje tyle niepokoju... Gdyby ona napisała empatycznie, to i reakcja byłaby bardziej empatyczna. Ale to tylko kwestia tonu, drugorzędna. Ważniejsza kwestia jest taka, że lęk jest nieracjonalny i nieuzsadaniony, więc ma wybór albo z nim walczyć (angażując w to raczej rodzinę i przyjaciół niż rodziców i prasę krajową), albo znaleźć inne rozwiązanie w rodzaju zasiłek, zmiana pracy, L4 z powodu odcovidowej depresji/lęków itd. Akurat z tego, co słyszałam, nauczycieli przedszkolnych brakuje, więc na tym malutkim wycinku rynku pracy to kandydatki rządzą i mogą sobie pozwolić na pewną swobodę.
I jeszcze jedna rzecz - skoro w grupie są 2-3 dzieci, to jest pytanie, czy w ogóle ekonomicznie jest uzasadnione funkcjonowanie przedszkola w takiej sytuacji. Koszty ponosi samorząd, czyli my wszyscy, a korzyści mają z tego nieliczni. Myślę, ze w obecnej sytuacji są bardziej uzasadnione wydatki niż na utrzymywanie przedszkoli, w których jest po kilkoro dzieci.
Autorka listu pisze, ze podejmuje ryzyko zdrowotne dla dzieci, których rodzice myszą/chcą wrócić do pracy, a okazuje się, ze robi to dla dzieci, których rodzice nie pracują. Ty zaś piszesz, ze przedszkola powinny pracować, bo Ty chcesz wrócić do pracy. Nietrafiony micno argument, prawda? Dodatkowo piszesz o funkcji edukacyjnej, która - jak wiemy - nie ma być realizowana. Radość ze spotkania kolegów i koleżanek tez wątpliwa, bo wróciło kilkoro dzieci. Prócz tego przekonujesz, ze lęk przed zarażeniem jest niezasadny, co jest mocno nieodpowiedzialnym stwierdzeniem w sytuacji, gdy sami naukowcy ci jakiś czas informują, ze ich wnioski z dotychczasowych obserwacji były niewłaściwe.
Kandydatki mogłyby rządzić, gdyby mogły liczyć na wyższe pensje niż ich poprzedniczki. Ale na to nie ma pieniędzy. Mamy zatem do czynienia raczej z patem niż z funkcjonowaniem rynku pracy.
Kandydatki mogłyby rządzić, gdyby mogły liczyć na wyższe pensje niż ich poprzedniczki. Ale na to nie ma pieniędzy. Mamy zatem do czynienia raczej z patem niż z funkcjonowaniem rynku pracy.
*tak widzi mi się* zamiast *tak mi sie wydaje* jest ok
*to nie jest moje widzi mi się* nie jest ok.
Dobranoc, znudziła mnie już ta jałowa wymiana zdań.
"nie, w trybie zdalnym, z pięciolatką na głowie, nie jestem w stanie jej wykonywać." ... to jednak nie powinien być nauczycielem (taki świat, że coraz częściej trzeba pracować zdalnie), to jednak nie powinien mieć dziecka skoro to taki kłopot ... Dziecko, które kaszle nie może być chore na covid? to ciekawe
Czyli wracamy do XIX wieku otwierania ochronek dla dzieci robotnic?
? Nie, pozostajemy w wieku 21, w którym istnieją całkiem fajne placówki edukacyjno-opiekuńcze dla wszystkich dzieci.
O tym samym pomyślałam. I jakim cudem osoba, która napisała ten list, tak doskonale zna sytuację innych ludzi? Może próbują pracować z domu, może mają milion innych rzeczy do załatwiania, może mają starszych rodziców, którym trzeba pomóc. A może są w złym stanie psychicznym po dwóch miesiącach kwarantanny i po prostu potrzebują odpoczynku - to nie musi być kwestia "nielubienia" swoich dzieci, tylko efekt długotrwałego przemęczenia i stresu. I nie mają obowiązku tłumaczenia się ze wszystkiego przed nauczycielką. Bardzo łatwo jest oceniać ludzi z góry i wrzucać wszystkich do jednego worka.
Tak, niech sobie matka robi co chce, o ile płaci za opiekę nad swoim dzieckiem w tym czasie. Czy Polskę stać na to, że pracujący rodzice pozostają na zasiłkach opiekuńczych, a z bezpłatnych przedszkoli, które trzeba wyposażyć we wszystkie te środki higieniczne i do dezynfekcji, korzystają rodzice, którzy nie pracują, ale są zmęczeni? To jakaś kpina. Jak są zmęczeni, to niech wynajmą opiekunkę.
To jest typowe napuszczanie na siebie grup zawodowych. A może wszyscy zostańmy górnikami pracującymi po ziemią? tylko wtedy należy nam się szacunek??
"Pani przedszkolanka jak rozumiem zakupy tylko online, z nikim się nie spotyka, u fryzjera nie była itd..." W moim przypadku właśnie tak było dopiero po testach na Koronę odważyłam się wyjść, odwiedzić rodziców i pójść do kosmetyczki i fryzjera a wszystkie zakupy online. NORMALNIE JASNOWIDZ Z CIEBIE
Mam dla ciebie zła wiadomość, zrobiony test nie chroni przed możliwością złapania wirusa. A złapać go możesz wszędzie, bo on nie zniknie i będziemy z nim już żyć. Za chwilę wszystko już zostanie otwarte, choć sytuacja epidemiologiczna nie jest wcale lepsza od tej w marcu czy kwietniu. Czas oswoić swój strach.
Rykoświstąkał.
Jednak prawdą jest, że dzieci rodziców niepracujących najczęściej siedzą do końca w przedszkolu, czy w szkole na świetlicy. Niestety takie dzieci często są zaniedbane pod różnym względem. Kiedyś wkurzało mnie to, że ktoś opowiada takie rzeczy, że generalizując itd itp. Teraz z doświadczenia wiem, że niestety tak jest. Rodzice pracujący dbają, starają się. Nie zawsze im się wszystko udaje poukładać, ale starają się. Rodzicom niepracującym czas przecieka.
List nie jest o tym. Gdyby był o tym, pierwsza bym przyklasnęła. List jest o tym, że pani nie chce się opiekować dziećmi, bo rodzice w jej opinii na to nie zasługują.
Bo jej opinia jest związana z aktualna sytuacja z Covid. Nauczyciel pracujący w przedszkolu w normalnym trybie nawet nie ma dostępu do wiedzy o pracy rodziców. Ale skoro teraz to miał być warunek to reakcja personelu jest zrozumiała.
Reakcja personelu jest skandaliczna. Być może sporo winy za tę reakcję leży po stronie rządu i samorządu, bo to tam nakręcana była panika (to szczególnie w samorządach antypisowskich, którym zależało na ugraniu jak najwięcej na tej panice), dezinformacja, a także surowe zapowiedzi, że przedszkole nie jest dla zabawy i że najlepiej weźmy tylko dzieci lekarzy ze szpitali jednoimiennych (które stoją puste...). Natomiast nie, personel nie pracował przez dwa miesiące i nie ma prawa wymawiać rodzicom, kto pracuje a kto nie. Pani, która wysłała dziecko do przedszkola, chociaż "nie pracuje" może mieć trójeczkę uroczych dziatek w innym wieku. Ja usłyszałam, że praca zdalna to nie jest praca, więc wysyłanie dzieci do przedszkola to fanaberia. To po prostu nie jest miejsce nauczycielek, żeby wyceniać, czy rodzice są godni ich pracy. I szantażować wydumanym ryzykiem.
Diagnozy rozwoju opracowuje się raz na rok. wielkie halo. I tak zdecydowana większość tygodni to tylko te 25 godzin w tygodniu. Nic poza tym.
oj, ja tak tego listu nie odebrałam... tak poza tym: aleś się na kurzyk14 uparła kobieto :) Strasznie Ci musiały Twoje dzieciska za skórę zaleźć podczas kwarantanny :)
Ty kobieto masz chyba jakiś problem sama ze sobą.
Może należało zacząć od wychowania własnych dzieci tak, żebyś sama była w stanie z nimi wytrzymać? A nie tylko oczekiwać że przedszkole je "zsocjalizuje", że oddasz rozwydrzone potworki a po 3 latach otrzymasz dziatki miłe i nauczone kultury bycia z innymi. Możesz nie pamiętać, ale jeszcze do niedawna miejsca w przedszkolu były dobrem tak deficytowym, że ogromna ilość ludzi musiała dzieci "socjalizować" we własnym zakresie. I jakoś sobie radzili.
Co do reszty to ta pani żyje w innej rzeczywistości. Co maja powiedzieć nauczyciele szkolni (już nie mówiąc o ludziach którzy pracują zdalnie) którzy siedzą przed kompem pol dnia? Co maja powiedzieć ich dzieci?
Nieprawda, niektórzy epidemiolodzy mówią wręcz, że przedszkoli w ogóle nie trzeba było zamykać (szwajcarscy).
w Uk dla kluczowych pracowników opieka nad dziećmi byla zapewniona cały czas. A tu mowa o otwieraniu juz dla wszystkich dzieci. Owszem powinni mieć pierwszeństwo pracownicy służby zdrowia itp ale wtedy gdy jest więcej dzieci niż miejsc. A u nas byl przypadek ze dyrekcja obdzwaniala rodziców sondujac kto wyśle dzieciaka do placówki. Każdemu serwując tekst ze "panstwa młode będzie jedyne". Tym sposobem każdy się wycofał. obok mnie otwarla sie tylko prywatna placówka która musi zarobić na czynsz i pensje.Samorzadowe dalej nie.
kuriera czy sprzedawce tez wyslac na płatne urlopy może? oni tez się boją
Nauczyciele przedszkoli tez pracuja w domu.Przygotowuja sie do zajec Opracowuja diagnozy.Prosze nie myslec w tak uproszczony sposob
No przez ostatnie dwa miesiące chyba jednak nie. Kiedy nauczyciele strajkowali i przedszkole przez miesiąc nie było czynne, bo walczyli o swoje prawa, podpisywałam listy poparcia, zapewniałam o nim i raz się nie skrzywiłam. Bo bardzo bardzo szanuję tę pracę. Ale odmawiając opieki dzieciom z powodu swoich projekcji i troszkę wyimaginowanych w świetle statystyk lęków nauczyciele wykazują naprawdę spory brak szacunku dla pracy rodziców. Który z tego listu bije.
Akurat w liście jest mowa o rodzicach niepracujących.
Wychodzi na to, że Escott sama jest niepracująca. Stąd jej oburzenie
Autorce się wydaje, że niepracujących. Może to prawda (chociaż to mało prawdopodobne żeby dziecko niepracujących dostało się do przedszkola) a może jest tak jak pisze escott że praca zdalna została zinterpretowana jako brak pracy
jak tak jest fajnie w tym przedszkolu to idź tam do pracy. Nic tylko kwiatki i laurki, i kasa za darmo :)
Gdzie jest napisane, że jest fajnie? Chodzi tylko o to, że nie pracujesz 40 godzin w tygodniu.
Jest akurat odwrotnie. Nauczycielki przedszkolne, które przeszły do 1-3 w szkole mówią, że wreszcie jest luz.
A plany, sprawozdania, ewaluacje to kto pisze?
Moje koleżanki, które przeszły do szkół, są bardzo zadowolone. Pracy nadal dużo, ale też trochę więcej wolnego i mniej chorób.
Tj. wolnego w ferie i w wakacje.
Radze sie zapoznac z rozporzadzeniami dotyczacymi pracy mauczyciela.On tez ma 40godz. Tylko sa rozlozone na rozne aktywnosci np. Festyny rodzinne w soboty rady pedagogiczne i zebrania szkolenia.Rodzice widza czubek gory lodowej
40 godzin? Żart? Mam dzieci w przedszkolu. Festyn był jeden w tamtym roku. Zebrania 3 x po pół godziny. Wycieczek poza godzinami przedszkola 0. Fakt panie z pewnością robią coś w domu bo np. Na dzień matki dostajemy np. jakąś pracę plastyczna wykonane przez panie. Zupełnie zbędne. Wolałabym dostać pracę mojego dziecka. Może nie idealną, nieco krzywą czy nawet nie do kończoną. A nie pracę pani którą na niby zrobiły dzieci. Generalnie non stop jakieś wolne które nie wypada w święto np. Od 20 grudnia do 6 stycznia. Teraz przedszkole zamknięte, w wakacje zamknięte. W ferie zamknięte. Zdalna nauka? Jest działa ale to napisanie polecenia raz dziennie.
No własnie, rzetelny spis godzin pracy w przedszkolu np,. przez miesiąc daje ok. 110 godzin. Więcej godzin jest pod koniec roku szkolnego, bo trzeba zrobić dokumentację.Szkolenia, rady, spotkania z rodzicami są najwyżej raz w miesiącu. Festyn? Raz w roku, trzeba go przygotować i przeprowadzić. Fakt, ale to ciągle nie daje średnio 40 godzin w tygodniu.