Każde ciało kolegialne powinno ustalić przebieg obrad i sposób procedowania, tym bardziej że regulamin narzucony Sądowi Najwyższemu przez Prezydenta zawiera niekonstytucyjne przepisy, wkraczające przez władzę wykonawczą w kompetencje odrębnego konstytucyjnego organu władzy, którym jest Zgromadzenie Ogólne.
Dlatego legalni sędziowie SN starali się uporządkować tę sytuację i przynajmniej częściowo uzdrowić obrady Zgromadzenia, aby kluczowa decyzja – głosowanie nad kandydaturami na I Prezesa SN – nie budziła wątpliwości prawnych, a w przyszłości wybór ten nie był kwestionowany.
Przewodniczący Zgromadzenia to nie jest dyktator, który sam decyduje, jakie będą decyzje Zgromadzenia. Ma działać na podstawie i w granicach prawa.
W przeciwnym razie „wybory" kandydatów na I Prezesa nie mają najmniejszego sensu, bo to nie są wybory, tylko realizacja wcześniej zaplanowanego scenariusza politycznego.
Tym bardziej, że w tym wypadku sędzia Zaradkiewicz jest jedynie pełniącym obowiązki I Prezesa, a nie Prezesem SN. Nie jest konstytucyjnym organem państwa, więc szczególnie nie ma prawa arbitralnie rozstrzygać, co może, a czego nie może robić Zgromadzenie.
To Zgromadzenie Ogólne Sądu Najwyższego jest władne do podejmowania wszystkich decyzji bezpośrednio związanych z przebiegiem obrad, które mogą mieć wpływ na finalny wynik głosowania. Czy będzie miało taką szansę?
Kurczą się możliwości prawnego uzdrowienia sytuacji w Polsce.
Nielegalna likwidacja wyborów prezydenckich, które miały się odbyć 10 maja, i obrady Zgromadzenia Ogólnego, prowadzone z naruszeniem ustawy, mają gdzieś tam na spodzie jeden wspólny mianownik: Prezydent.
To Prezydent narzucił Sądowi Najwyższemu regulamin sprzeczny z ustawą. I w przypadku wyborów prezydenckich, i w przypadku prezesowskich władza polityczna chce ręcznie sterować decyzjami wyborców, aby scementować władzę bez żadnego trybu.
Warunki, czas, forma głosowania – to wszystko może wpływać na wynik wyborów.
A dookoła coraz więcej dyktatorów.
To dyktatura dwóch posłów, którzy wieczorem 6 maja „odwołali” wybory prezydenckie i ustalili plan polityczny, sugerując, co zrobi Sąd Najwyższy; to dyktatura Prezydenta, który narzucił Sądowi Najwyższemu regulamin niezgodny z ustawą; to dyktatura przewodniczącego Zgromadzeniu Ogólnemu SN, który zachowuje się tak, jakby prawa nie było.
Dziś legalni sędziowie SN dalej walczą o praworządność w Sądzie Najwyższym.
* Mikołaj Małecki, karnista z UJ i prezes Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego, tekst pochodzi z fejsbukowego fanpejdżu Dogmaty Karnisty.
---
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Też myślałem o tym, że pan Zaradkiewicz powinien zostać wyprowadzony od stołu, zza którego udaje pełnienie nieprzewidzianej prawem funkcji. Tylko kto miałby to zrobić i w jaki sposób?
Ale PiSolom właśnie o to chodzi. Wtedy wyślą pluton egzekucyjny do prowadzenia obrad.
Jak?
Niestety, mam też do przekazania komunikat od Jarosława Namiestnika na Polskę: "Od jutra walkę z epidemią powierzam niezłomnemu, kompetentnemu i bohaterskimi Jackowi Sasinowi".
W niedzielę - 17 maja, od 12.00 do 14. 00- będę blokował swoim
samochodem największe skrzyżowanie w mojej miejscowości.
Robię, to ze strachu co się stanie jeśli pogodzę z tym co nas czeka.
Miło będzie jeżeli jeszcze ktoś uczyni podobnie.