Od zawsze słyszymy, że jesteśmy kowalami własnego losu, mamy realny wpływ na otaczającą nas rzeczywistość, możemy robić, co tylko nam się podoba.
Wpajano nam, że możemy wszystko, jeśli tylko się postaramy. Jeśli podejmiemy odpowiednie decyzje, zadbamy o siebie i o innych, przyswoimy sporą ilość wiedzy, odbędziemy różne kursy, nauczymy się unikalnych umiejętności, uwierzymy w siłę pozytywnego myślenia. Jeśli nie zabraknie nam entuzjazmu - podbijemy świat.
A teraz okazuje się, że to świat podbił nas.
Los przejął nad nami kontrolę niezależnie od działań, jakie podejmowaliśmy. Nagle to życie wpływa na nas, a my możemy, (a nawet musimy) tylko czekać.
Już nie ma znaczenia, kto się czego nauczył, o co się postarał, jak ambitne miał plany.
Pierwszy raz nie mamy kontroli nad własnym życiem. Albo pierwszy raz zdaliśmy sobie z tego sprawę. Cały wysiłek, jaki wkładaliśmy w to, żeby gnać do przodu, poszedł na marne, bo nie ma dokąd gnać. Jedyne, co możemy, to zgadywać, co się zmieni. Ale nie ma się czego bać. Świat będzie nadal beznadziejny, tylko w trochę inny sposób. Zresztą i tak nie od nas to zależy.
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Ludzie uważający że cały świat do nich należy fundują ludzkości (i co gorsza - światu) najgorsze biedy.