W maju ma się odbyć coś, co PiS nazywa wyborami, a prof. Ryszard Piotrowski - usługą pocztową. Wszyscy antypisowcy niby się zgadzają, że to nie są wybory, ale kiedy przychodzi do decyzji, to mówią, że nie można oddać walkowerem prezydentury, trzeba walczyć.
Jako wyborca mam do panów Kosiniaka, Biedronia, Czarzastego pytanie: jak można przegrać walkowerem, skoro nie ma zawodów? O co oni chcą walczyć? Przecież zwycięzca będzie nie prezydentem, tylko zwycięzcą loterii pocztowej. Przecież jeżeli przypadkiem wygra kto inny niż Duda, to PiS złoży protest wyborczy i unieważni te wybory. Chcecie grać z oszustem w jego grę? Ogra was i jeszcze wmówi wam, że to wasza wina.
Zamiast grać w grę PiS, trzeba ustanowić swoje zasady gry lub - jak to mówią marketingowcy - narzucić własną narrację.
Moja propozycja obserwatora sceny politycznej brzmi następująco: zróbcie akcję "Oskarżeni dojnej zmiany". Na wzór udanej akcji "Misiewicze" zróbcie listę pisowców łamiących prawo - w prasie i internecie jest już sporo zarzutów wobec pisowców, zarówno łagodnych - przekroczenie uprawnień czy poświadczenie nieprawdy, jak i poważnych - są podawane złamane artykuły kodeksu karnego. Wystarczy to wszystko zebrać w jednym miejscu.
Proponuję hasło akcji: "W praworządnej i demokratycznej Polsce dosięgnie Was prawo i sprawiedliwość".
Dopóki prokuraturą rządzi Ziobro, a w sądach są jego ludzie, prawo pisowców nie obchodzi, ale kiedy zaczniemy spisywać czyny i rozmowy, to gdy najbardziej mściwy gang (jak napisał prof Norman Davies) straci władzę - dosięgnie go prawo i sprawiedliwość.
Na razie można wykorzystać internet i tam prowadzić całą akcję.
Co Wy na to? Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Uwazaj, bo ktos stamtad wezmie kredyt na twoj pesel!
Oczywiście, że w/w kandydaci powinni solidarnie olać ten ordynarny majowy przekręt. Duda już wygrał przy frekwencji wyższej, niż w trakcie referendum na Krymie. Szanujmy konstytucję i kodeks wyborczy. Parcie na bojkot daje rezultaty- większość Polaków nie chce wyborów korespondencyjnych. Czy Kaczyński uzna opinie suwerena, to inna rzecz.
dla Kaczyńskiego suweren nie jest od wyrażania opinii, tylko od brania kasy i wyrażania wdzięczności i poparcia dla pisu. To, czy większość chce wyborów, czy nie chce, to Kaczyńskiemu zwisa. Wybory będą bo on tak zdecydował, i tylko mało prawdopodobny cud w rodzaju przejścia kilku gowinowych gołębi na stronę opozycji mógłby sprawić, że się nie odbędą.
a ja uwazam pomysl za bardzo dobry