Na własnej skórze przekonaliśmy się o istnieniu luk w "tarczy antykryzysowej". Chodzi o warunki zwolnienia z ZUS, które są dla nas wbrew logice niedostępne.
Mój mąż prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą. Odprowadza składki wyłącznie za siebie. Pół roku temu podpisał umowę-zlecenie ze studentem liczącym mniej niż 26 lat. Ponieważ studenci w tym wieku nie podlegają ubezpieczeniu, nie są od niego odprowadzane składki ZUS. Mąż wypłaca mu co miesiąc wynagrodzenie zmienne (zależne od wykonanych czynności). Kwota wypłaty jest kwitowana i na postawie wystawionego rachunku ujmowana w kosztach w księdze przychodów i rozchodów. W firmie nie ma więcej pracowników.
Sytuacja jest więc taka, że mąż zatrudnia na umowę-zlecenie wyłącznie osobę, która nie podlega ubezpieczeniu.
Mąż prowadzi produkcję, osiąga przychody większe niż 16 tys. miesięcznie, ale są one równoważone przez duże koszty kupna materiałów, leasingu maszyn, najmu pomieszczeń. W sumie mąż od początku roku osiąga dochód rzędu 5 tys. miesięcznie.
O ile dobrze rozumiem, ze zwolnienia ze składek ZUS może skorzystać tylko osoba albo zatrudniająca osoby podlegające ubezpieczeniom, albo osiągająca przychód mniejszy niż 15 tys.
Ustalenie przychodu jako wyznacznika ulgi jest bardzo krzywdzące. Nie można produkować z niczego. Jeśli ma się zakład produkcyjny, to normalne jest osiąganie dużego przychodu dużym kosztem, w kieszeni zostaje tylko różnica. Ustalenie jako warunku przychodu na poziomie 15 tys. jest w tym momencie niepoważne.
Kryterium przychodów ma sens dla tzw. samozatrudnionych, bo oni nie mają w zasadzie żadnych kosztów.
Gdzie jest równość? Przepis krzywdzi prowadzących działalność i wprowadza nierówności społeczne, promując samozatrudnionych, a krzywdząc prowadzących firmy. Przecież ciężko pracujących przedsiębiorców mających małe firmy, niskie dochody, ale za to przychód powyżej 15 tys. jest w tym kraju mnóstwo.
Zwracałam się już z pytaniem dotyczącym tej kwestii do Ministerstwa Pracy, kancelarii premiera, RPO i Ministerstwa Finansów. Żadnej odpowiedzi.
Nie wiem już, gdzie się zwrócić. A Wasza Gazeta na MOC. Może więc list do Was coś da.
Czekamy na Wasze listy, piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Ustalający kryteria pomocy urzędnicy mają podobne pojęcia o przychodach, kosztach i dochodach jak autorka listu pisząc, że samozatrudnieni nie mają żadnych kosztów.
Niestety, ale przyczyną Twojego myslenia, jest pomieszanie pojęć. I nie obwiniam Ciebie.
Rządzący wrzucają do jednego worka rzemieślnika prowadzacego dzialalność bez pracowników i kierowcy zawodowego, wypchnietego na działalność przez szefa, czy pilota LOT.
Też pracuję sam, od 35 lat, mam małą produkcję, ale wytworzenie jednej dostawy trwa u mnie 8 tygodni. Czyli w jednym miesiącu mam przychód zero, dochod minus, w drugim miesiącu bardzo duży przychód przy średnich kosztach.
Dlatego nawet nie próbowałem załapać sie na ZUS "zero", bo w razie kontroli mogli by mnie jeszcze posądzić o optymalizacje podatkową. Jako że w styczniu i lutym mialem obroty po 12 tys netto (sprzedaję za granicę), w marcu 0, a w pierwszych dniach kwietnia sprzedalem za 22 tys netto.
do fachowca trochę ci brakuje