Możliwe, że ja to litera Q. Jak "queer". Choć od dwudziestu lat jestem już tylko przykładną homoseksualną żoną.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Wyborcza to Wy, piszcie: listy@wyborcza.pl

O wszystkim, co ważne dla społeczności LGBT. Zapisz się na newsletter

Szwagier Will rozpiął spodnie fraka niepostrzeżenie. Zwróciliśmy uwagę na to, co robi, dopiero gdy pochylił się nieco do przodu, spuścił spodnie i bokserki do połowy uda, wyeksponował gołe pośladki i oparł się nimi o szklaną ścianę windy.

Sunęliśmy bezszelestnie w stronę nieba, w szklanej windzie na zewnątrz hotelu Hilton w German Town, Tennessee. Goła dupa szwagra przez kilka sekund zawisła nad hotelowym ogródkiem jak księżyc w pełni i mogła być podziwiana przez sączących drinki gości hotelowych.

Szwagier nie był pijany, choć wracaliśmy z wesela. Pasażerami windy było moich czterech szwagrów, moja żona i ja. Można więc powiedzieć, że winda była w całości okupowana przez homoseksualistów. To, co zrobił szwagier, po angielsku nazywa się "to moon somebody", czyli pokazać komuś tyłek jako wyraz dezaprobaty.

I.

Pisanie o homoseksualistach z gołymi tyłkami zdaje się działaniem na naszą szkodę, bo na pierwszy rzut oka utrwala nasz stereotyp. Proszę jednak czytać dalej. Tam się wyjaśni, że ta goła dupa to było coś dokładnie odwrotnego, a nawet głęboko humanistycznego.

II. 

Wracaliśmy tą oszkloną windą na zewnątrz budynku z dwudniowego wesela syna mojej żony i mojego pasierba, które odbywało się w German Town, zamożnej i białej dzielnicy Memphis w stanie Tennessee. Najkrócej ujmując, German Town to taki skansen konserwatywnego Południa, sportretowany genialnie w filmie "The Help" (Pomoc). Były tu czarne służące i nianie dla dzieci, i ubikacje dla tych służących na zewnątrz domów białego państwa. Samo Memphis jest najbardziej znane z tego, że tu snajper napędzany nienawiścią białej supremacji zastrzelił doktora Martina Luthera Kinga, czarnego przywódcę walki o prawa człowieka w latach sześćdziesiątych.

II.

To wesele było bardzo stresujące dla mojej żony ze względów oczywistych. Wydawała swojego jedynaka i bardzo chciała, żeby wszystko wypadło wspaniale.

Moja żona jest takim dobrym, kochającym ludzi człowiekiem, że nigdy nikomu nie przypisuje złych intencji. Dlatego w ogóle jej przez głowę nie przeszło, że obecność naszego kontyngentu gejów, w liczbie sześciu, może stanowić jakikolwiek problem dla reszty kochającego świata w German Town, Tennessee.

Dodatkowo w tym kontyngencie było dwóch zagranicznych gejów, tzn. ja i mój szwagier Chińczyk. Wszyscy byliśmy wżenieni w rodzinę żony, której dwóch braci jest też gejami, i na tym weselu musieliśmy się stawić jako drugie połowy naszych homoseksualnych związków.



III.

Szwagier Chińczyk i ja byliśmy chyba najbardziej tym weselem zdenerwowani. Szwagier nie lubi być w towarzystwie ludzi, którzy nie lubią gejów, normalnie German Town okupują mężowie. Cały czas czułam na plecach kochające spojrzenia konserwatywnych chrześcijan. W marszu przez kościół z żoną pod rękę za młodą parą ciągle następowałam sobie na suknię i niewiele brakowało, bym obnażyła sobie biust. Szwagier Chińczyk, gdy się denerwował, robił ze wszystkiego origami. Gdziekolwiek więc przysiadł lub przystanął na tym weselu, zostawiał po sobie zwierzątka z serwetek.

IV.

W pierwszy dzień wesela był wieczorny obiad w knajpie z orkiestrą dla najbliższej rodziny i przyjaciół. Staraliśmy się ze szwagrem Chińczykiem pozostawać dyskretnie z boku. Szwagier składał te swoje zwierzątka, a ja nerwowo sączyłam wino. Żona, jako matka pana młodego, była zajęta, więc moglibyśmy mieć względny spokój, gdyby nie Al, mąż szwagra Chińczyka i starszy brat mojej żony, który był kiedyś w balecie i bardzo lubi tańczyć. On ciągle ciągnął nas na parkiet. Szwagier Chińczyk był zdania, że powinniśmy unikać drażnienia hetero. Niestety Al jakby się na nich uwziął i ciągle wirował na parkiecie albo w ramionach swojej byłej żony, albo szwagra Chińczyka.

V.

Al miał na sobie bardzo drogi smoking zaprojektowany w Nowym Jorku. Już sam ten smoking nie pozwalał dobrym ludziom z German Town w Tennessee ani przejść obojętnie obok Ala, ani o nim zapomnieć.  Dodatkowo szwagier Chińczyk był ubrany w smoking podobny, tylko z odwróconymi kolorami. Gej boys lubią takie symbole, o czym dobrzy konserwatyści z Południa właśnie się przekonali na własne oczy. Co tu dużo mówić. Nasz gejowski kontyngent robił za gwiazdy na tym weselu, choć sami nie szukaliśmy rozgłosu ani sławy. Siostry ojca pana młodego ciągle poklepywały mnie po plecach dla dodania otuchy. W końcu sam ojciec pana młodego, były mąż mojej żony, poprosił mnie do tańca i kilka widelców zawisło nieruchomo w powietrzu.



VI.

Bardzo lubiłam Jima, byłego męża mojej żony. Był bardzo oczytany i przedyskutowaliśmy wiele godzin o książkach, gdy jechaliśmy przez Stany półciężarówką z meblami do studenckiego mieszkania Jake’a, syna Jima i mojej żony Nan.

Nan była zamężna heteroseksualnie przez lat 20. Gdy odchowali syna, postanowili się rozejść. Nan związała się ze mną, a Jim ożenił się z pastorką swojego kościoła. Nie mamy jasności, czy Nan jest literą B, czy L. Podobnie jak ja.

Mój przypadek może jest nawet bardziej skomplikowany, bo nie dość, że miałam kilku narzeczonych, to jeszcze kilka związków z kobietami hetero. Możliwe, że ja to litera Q. Jak „queer”, czyli takie „nie wiadomo co” w tęczowym paśmie ludzkiej seksualności, choć z drugiej strony od dwudziestu lat jestem już tylko przykładną homoseksualną żoną. 

Na zdjęciu ślubnym młodej pary z rodzicami wyglądaliśmy jak jakiś harem Jima, który stał między trzema kobietami: swoją obecną żoną, swoją byłą żoną i jej obecną żoną. Dobrzy ludzie w German Town długo nie mogli zapomnieć o tym weselu.

VII.

Po odtańczeniu wracaliśmy ze szwagrem Chińczykiem do naszego stołu i on dalej robił te origami, a ja piłam wino. Szwagier jest bardzo kobiecy. Gdy go kiedyś zapytałam, czy gra w golfa, mało się na mnie nie obraził, bo to dla niego taki „butch sport”, co w slangu oznacza sport dla „maczo”. 

Szwagra nazywamy Djusmin, choć jego chińskie imię brzmi jak „Ko”. Urodził się w Indonezji, ale czyta Konfucjusza w oryginale. W latach osiemdziesiątych opuścił Azję, bo było tam tłoczno, duszno i nieprzyjaźnie dla gejów. Studiował na Hawajach i pozostał w Stanach, gdzie poznał swojego obecnego męża Ala. Teraz Djusmin jest Kanadyjczykiem, a jego rodzice żyją w Singapurze i od pięciu lat ze sobą nie rozmawiają, choć żyją w jednym mieszkaniu. To wszystko jest trochę skomplikowane, wiem. Djusmin podobnie myśli o moim życiu, które wydaje mu się bardzo egzotyczne.

VIII.

Al jest znanym lekarzem ginekologiem, profesorem i chirurgiem. Jest bardzo zamożny. Jeździ pięknym porsche i zwykł latać do Europy ponaddźwiękowym concorde'em, co nawet wśród bogatych gejów uważane było za ekstrawagancję. Jest drobny, ma ciało biegacza, przeszczepione włosy i bardzo wytworne ubrania. Ze związku hetero z Karen, która mieszkała w akademiku z moją żoną Nan, mają córkę i syna. Al starał się być hetero, bo jako pierworodny w rodzinie chciał sprostać oczekiwaniom ojca. Wyszedł z szafy dopiero po czterdziestce.

IX.

Jego młodszy brat William nigdy nie był w szafie. On pierwszy w naszej rodzinie ożenił się homoseksualnie z Barrym. Obaj są lekarzami i śpiewakami operowymi. Will jest tenorem, a Barry barytonem. Śpiewają czasem w Carnegie Hall w Nowym Jorku, ale na stałe mieszkają w Asheville w Karolinie Północnej. Asheville jest mekką artystów i gejów w konserwatywnym oceanie Karoliny Północnej. Ich ślub odbył się w episkopalnym kościele, zanim jeszcze jednopłciowe małżeństwa zostały zalegalizowane w USA.

Obżenieni zostali przed ołtarzem przez prawdziwego pastora ze wszystkimi kadzidłami, śpiewami i modlitwami. Były też dzieci z kwiatami, pachnący szpaler gejów we frakach sypiący ryż, trzypiętrowy tort i fajerwerki. Gościem honorowym na tym weselu był niewidomy, osiemdziesięciopięcioletni ojciec Willa, a mój teść, który nie do końca był przekonany o tym, że mężczyźni powinni móc brać ze sobą ślub w kościele, ale ze swojej roli ojca pana młodego wywiązał się wzorowo.

Will jest w odróżnieniu od reszty rodzeństwa bardzo duży, blond i owłosiony. A do tego ma uśmiech wstydliwej dziewczynki. Czarująca kombinacja.

Jego mąż Barry jest laryngologiem, wysokim brunetem z figlarnymi oczami. Barry ciągle walczy z nadwagą i kolekcjonuje gejowską sztukę. W swoim domu mają specjalny pokój-galerię, gdzie można podziwiać portrety i rzeźby z penisami wykonane przez znanych artystów. W tym domu jest też fortepian koncertowy i organy oraz dwie zamrażarki w garażu, którego nikt nie zamyka. Do tego garażu przychodzą niedźwiedzie i wyżerają dietetyczne zamrożone posiłki Barry'ego. Ale to opowieść na inny czas.

X.

To dwudniowe wesele bardzo nas wszystkich emocjonalnie wyżęło. Dlatego gdy szwagier Will zdjął majtki i pokazał tyłek w windzie, nie zareagowaliśmy stosownym oburzeniem. Z wysokości windy widać było w oddali Memphis.

Poznałam człowieka, który był przy doktorze Kingu, gdy ten został zastrzelony na balkonie motelu. Nazywa się John Lewis i jest kongresmenem. Spotkaliśmy się na eleganckim obiedzie w Waszyngtonie wydawanym co roku przez organizację praw człowieka Human Rights Campaign. 

XI.

John Lewis był honorowym mówcą na tym obiedzie. Gdy opowiadał nam o swojej walce o prawa człowieka w latach sześćdziesiątych, na każde jego słowo kiwaliśmy głowami. John Lewis mało nie zginął na moście w Selmie. Szedł wówczas w pierwszym szeregu z doktorem Kingiem w pokojowym marszu. Na ten marsz napadła policja z psami i białymi pałkami. Rozbili mu czaszkę i lekarze odratowali go tylko cudem.

50th Anniversary of the 1965 Selma Marches
50th Anniversary of the 1965 Selma Marches  The White House




Pięćdziesiąt lat później John Lewis znów maszerował przez ten most, gdzie go kiedyś nie chciano. Tym razem szedł w pierwszym szeregu i trzymał za ręce pierwszego czarnego prezydenta USA i jego żonę Michelle. Gdy ten czarny prezydent odznaczył Johna Lewisa najwyższym odznaczeniem państwowym, ten człowiek, który nie płakał, gdy jego ciało szarpały policyjne psy, łkał w ramionach Baracka Obamy jak dziecko.

XII.

Napisałam tę historyjkę dla nas wszystkich, którzy maszerujemy przez mosty, na których nas nie chcą, po to, byśmy się uśmiechnęli. Kiedyś przyjdzie czas, że pójdziemy po tych mostach jeszcze raz i ludzie będą nam machać i przesyłać całusy, a nam będą się toczyć po policzkach tylko szczęśliwe łzy wzruszenia.

W tej szklanej windzie mój szwagier Will pokazał swoje pośladki temu światu, który nas, wszystkich innych, odrzuca. I nie wiem jak wy, ale ja myślę, że czasem to się temu światu należy.

O wszystkim, co ważne dla społeczności LGBT. Zapisz się na newsletter

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem