Wyborcza to Wy, piszcie: listy@wyborcza.pl
O wszystkim, co ważne dla społeczności LGBT. Zapisz się na newsletter
Niedawno zrobiłam małe badanie statystyczne kręgu moich przyjaciół, znajomych i rodziny. Okazało się, że w niewielkim stopniu, ale dominują w nim ludzie niebędący mojej orientacji seksualnej.
Nie ma w tym żadnego świadomego zabiegu, nigdy bowiem nie dobierałam sobie przyjaciół wedle klucza ich seksualności, koloru skóry, oczu czy krzywizny nosa. Nie mam też do opowiedzenia żadnej efektownej historii życiowej, która tłumaczyłaby moje pryncypialne i konsekwentne zaangażowanie w obronę praw osób LGBT+ czy praw człowieka po prostu, tak je pojmuję – jako uniwersalne i wspólne z moimi.
Pochodzę z domu, w którym oboje rodzice byli wierzący, ale nie była to wiara praktykowana na modłę dewocyjną, fundamentalistyczną. Uczęszczałam na lekcje religii, ale zrezygnowałam z nich jako licealna nastolatka, to był czas, kiedy wreszcie mogłam powiedzieć sobie: jestem ateistką. Stanowczo odmawiam używania mnie i moich heteroseksualnych przyjaciół w wojnie przeciwko tym, których kochamy i jak tylko możemy i umiemy, staramy się chronić i wspierać.
Wszyscy pamiętamy niedawne wydarzenia na Marszu Równości w Białymstoku. Byłam tam i wróciłam przerażona, choć oczywiste jest, że nie od wydarzeń białostockich należy datować i diagnozować rodzący się w Polsce faszyzm, którego jedną z głównych składowych jest niezwykle dziś agresywna homofobia. Jestem aktywistką tzw. opozycji ulicznej, pomysłodawczynią i organizatorką akcji „14 kobiet z mostu” 11 listopada 2017 roku, już wtedy moje koleżanki aktywistki i ja, stając na trasie faszystów z bannerem „FASZYZM STOP”, próbowałyśmy dostarczyć dowodów na istnienie zjawiska.
Te dzisiejsze skrajnie zradykalizowane nastroje wyrosły z wieloletniego przyzwolenia lub choćby obojętności tzw. środowisk liberalnych, które nie umiały lub nie chciały zastosować ani prawnych gwarancji równości dla społeczności LGBT+, jak je od lat pojmuje cywilizowany świat, ani wprowadzenia nowoczesnej edukacji antydyskryminacyjnej.
Nie pokusiły się też o stworzenie przestrzeni dla idei i wartości; czegoś, co dziś byłoby skutecznym kanonem-zaporą przed przedsionkiem faszyzmu. Jesteśmy więc, umownie jako demokraci, całkowicie bezradni. Sojusznikiem władzy, jej służb medialnych i środowisk faszystowskich jest instytucja polskiego Kościoła katolickiego, a rozpętana przezeń nagonka na społeczność LGBT+, nazywaną „ideologią LGBT”, jest jednym z najbardziej zasmucających zjawisk społecznych.
Jeszcze niedawno uogólnienie „polski Kościół katolicki” uznałabym za nadużycie, ale wobec grozy zjawiska i bardzo mikrych, pojedynczych głosów przyzwoitych księży uprawnione jest moim zdaniem twierdzenie, że tę instytucję trawi choroba nienawiści do środowisk LGBT+, a szerzej: do idei świeckiego państwa z jego kulturowymi i faktycznymi atrybutami, a więc do utraty wpływów, władzy i potęgi finansowej.
Ludzi, a zwłaszcza polityków tzw. demokratycznej strony chcę zapytać o to, czy byliby dziś skłonni pomyśleć o Rosie Parks, o Martinie Lutherze Kingu, o Malcolmie X, o całej rzeszy sufrażystek, o Mahatmie Gandhim czy Nelsonie Mandeli, o Harveyu Milku jako o groźnych wariatach nieumiejących chować tzw. niewygodnych tematów na bliżej nieokreślone potem? Na sprzyjający wiatr polityczny? To oni przecież zmienili świat. To oni zanieśli prawa człowieka w obieg cywilizacyjny, nie polityczni macherzy i partyjni kunktatorzy. Słyszę od wielu miesięcy o tym magicznym „potemie” – jak to się stało, że nie dokonał się w latach wolnej Polski, gdy był całkowicie osiągalnym „przedtemem”?
Uprawiany przez te środowiska tzw. przedwyborczy rozsądek, ta mądrość zimnych głów ponad rozgrzanymi emocją „lewakami” to rodzaj „stania pośrodku”, które to stanie rzekomo jest monopolem na (polityczną) prawdę, która też ponoć leży pośrodku. Otóż nie – prawda leży tam, gdzie leży, i dziś nazywa się: faszyzm w przedsionku. Oby za wasze „prawdy” nie musiał zapłacić polski Harvey Milk.
Wyborcza to Wy, piszcie: listy@wyborcza.pl
O wszystkim, co ważne dla społeczności LGBT. Zapisz się na newsletter
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Określenie "polski KK" jest jak najbardziej uzasadnione wobec odmienności tej struktury od watykańskiej centrali i tendencji w globalnym kościele. Gdy gdzie indziej otwarcie trwa dyskusja o "genderze" i roli kobiety w społeczności chrześcijańskiej, tylko u nas oficjalnie przyprawia się "genderowi" rogi i spaja z zakulisowym homospiskiem wymierzonym w tradycyjną rodzinę. To tylko jeden z elementów "polskiego" kościoła katolickiego, upolitycznionego niczym Rosyjska Cerkiew Prawosławna i depczącego jej po pietach w obrzędowości, dogmatyzmie i zacofaniu. Tak naprawdę będącego w schizmie wobec Watykanu już od dobrych 10 lat.
polskim katolikom to pasuje.
Lewaczka/ zaraza, jak to ujął arcybiskup/
prawa zamieszkania w każdym kraju bez względu na kolor skóry, język mowy,
orientacje seksualne i nie używania przemocy o aspekcie rasistowskim. Mam
jednak obawy o znaną osobę i jej kota, z tego powodu proszę o przebadanie tegoż
kota pod względem molestowania seksualnego. Powód, ochrona tej osoby gdyby
okazało się że ma ona zaburzenia w wyborze swych seksualnych obiektów.
Przyczyna taka może mieć wpływ na kwalifikowanie tej osoby do grona LGBT i w
ten sposób może ona stać się obiektem przemocy przez koła kościoła katolickiego
i nacjonalistycznych bojówkarzy PiS.