Zapytałam doświadczonego ratownika, czego nauczyła nas zeszłoroczna tragedia z Darłówka, gdzie utonęła trójka rodzeństwa. Niczego - odpowiedział. Rodzice nadal spuszczają dzieci z oczu, nie zabraniają kąpać się w niedozwolonych miejscach.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

W pierwszych dwóch tygodniach wakacji utonęło w Polsce ponad 60 osób. Najgorsze są letnie weekendy – wtedy życie w wodzie traci nawet kilkanaście osób. Te tragiczne sytuacje są do siebie boleśnie podobne.
Kiedy rozmawiam z ratownikami WOPR, nie mówią o tym, że Polacy słabo pływają albo że ratownictwo ma za mało pieniędzy, by skuteczniej dbać o nasze bezpieczeństwo. Powraca inna konstatacja – zasady bezpieczeństwa nad wodą według Polaków są po to, żeby je łamać.


Mamy kąpielisko strzeżone, ze zbadanym dnem, obserwowane z plaży i wody przez ratowników – ale idziemy dalej, gdzie mniej ludzi. Najczęściej do utonięć dochodzi właśnie w miejscach niestrzeżonych.

Czerwona flaga też nie robi wrażenia. Bo przecież słońce świeci, z brzegu woda wygląda spokojnie. Wchodzimy. Ratownik nie zatrzyma nas siłą. Może tylko tłumaczyć, że dziś w wodzie są prądy, wobec których nawet wytrawny pływak jest bez szans. Ubiegłego lata w ten sposób życie stracili w Bałtyku dwaj dorośli mężczyźni. Wiedzieli lepiej.


I ten straszny wypadek z sierpnia 2018 r. w Darłówku. Do morza w rejonie falochronu, w miejscu, gdzie obowiązuje zakaz kąpieli, weszła trójka rodzeństwa – 11, 13 i 14 lat. Dzieci wykorzystały moment nieobecności rodziców. Wszystkie utonęły.


Zapytałam doświadczonego ratownika, czego nauczyła nas tamta tragedia. Niczego. Rodzice nadal spuszczają dzieci z oczu, nie zabraniają kąpać się w niedozwolonych miejscach. Mój rozmówca użył takiego określenia: „Morze potrafi wyrwać rodzicowi dziecko z ręki”.

To wstrząsające i naprawdę nie rozumiem, dlaczego mimo tak wielu fatalnych doświadczeń (ryzyko utonięcia w Polsce jest dwukrotnie większe niż średnio w UE) jesteśmy wciąż wobec wody tak niepokorni, a wobec ratowników – tak aroganccy. 

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem
    Ponieważ taka jest konstrukcja psychiczna typowego Polaka: czerwona flaga - ja umiem pływać i dam sobie radę, a flaga to tylko sugestia. Ograniczenie prędkości przed zakrętem - znam drogę i umiem zachować ostrożność także przy większej prędkości. Zakaz wyprzedzania: no ale chyba nie wtedy gdy jedzie przede mną ciągnik, droga dla rowerów - a co komu szkodzi, ze jedną nogą idę po niej. Chodnik dla pieszych - jadę rowerem, jestem ekologiczny, mogę jechać gdzie chcę. Zakaz kąpieli w zbiorniku wodnym w środku miejskiego parku - jest gorąco i muszę sie ochłodzić. Nakaz zbierania psich kup - a co komu zaszkodzi jedna kupa, zresztą szybko sie rozłoży. Zakaz bicia dzieci - no przecież klaps to nie bicie. Można wymieniać w nieskończoność. Zakazy są dla frajerów, a omijanie prawa to wyraz mądrości ludowej. Tacy jesteśmy jako naród.
    już oceniałe(a)ś
    27
    0
    Trudno żałować aroganckich ćwoków i olewających własne dzieci rodziców.
    już oceniałe(a)ś
    5
    0