W lidze polskich rodzin nie zdradza się przemocy, broni się sprawców, radzi się ofiarom, by siedziały cicho. Czy można mieć nadzieję na inną narrację? Widzę ją w kobiecej solidarności i we wspólnej, coraz głośniejszej opowieści o przemocy.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak publicznie mówi o tym, że klaps nie zostawia wielkiego śladu, a on sam wspomina „z estymą” czasy, gdy jego ojciec pobił go tak, że nie mógł usiąść. Poseł Tadeusz Cymański opowiada w popularnym programie internetowym, jak sam bił niemowlaka, bo puściły mu nerwy. Według badania "Przemoc wobec dzieci w Polsce. Diagnozy i rekomendacje" 34 proc. osób poniżej 18. roku życia w Polsce doświadczyło przemocy ze strony osób dorosłych. Ponad jedna trzecia dzieci w Polsce jest bita i/lub krzywdzona seksualnie przy nie tak znowu cichym przyzwoleniu reprezentantów władz państwa, którzy raz po raz wspominają z rozczuleniem, że drzewiej też bito, a przecież wciąż żyjemy i nawet posłami zostaliśmy. Jeśli dodać do tych statystyk przemoc rówieśniczą (która w dużej mierze jest efektem przemocowego wychowania w rodzinie), wyłania się ponury obraz: 71 proc. nastolatków w Polsce doświadczyło przemocy ze strony dorosłych lub rówieśników.

W polskich rodzinach bije się, zastrasza i grozi na potęgę. Bite są dzieci i bite są kobiety. Z badań prof. Beaty Gruszczyńskiej z Katedry Kryminologii i Polityki Kryminalnej UW wynika, że kobiety w Polsce doświadczają różnych form przemocy co 40 sekund, a co 2,5 doby ginie kobieta z powodu nieporozumień rodzinnych. To oznacza, że w Polsce (tylko według oficjalnych danych) 150 kobiet rocznie ginie z powodu przemocy w rodzinie. 150 osób to taka mała wioska. Natomiast według danych polskiej policji 65 057 kobiet w 2018 roku zgłosiło przemoc domową i wzięło udział w procedurze Niebieskiej Karty. 65 057 mieszkańców mogłoby mieć już miasto powiatowe. Jest to jednak jedynie początek opowieści o przemocy w polskich rodzinach.

Istnieje bardzo duża społeczna presja, by przemocy w rodzinie nie zgłaszać, nie raportować, udawać, że ona nie istnieje. Z jednej strony wciąż skandalicznie niskie wyroki wobec sprawców, z drugiej - przyzwolenie na przemoc ze strony innych osób należących do najbliższego otoczenia, czyli sąsiadów, przyjaciół, znajomych. Analiza tylko ostatnich wypowiedzi przedstawicieli polskich władz doskonale pokazuje, że przemoc można traktować jako metodę na rozładowanie nerwów lub narzędzie wychowawcze i jest to społecznie akceptowalne. Jednocześnie każda bądź każdy z nas najprawdopodobniej zetknął się z argumentem wprost z komedii szekspirowskiej „Jak wam się podoba”. Argument dotyczy kalania własnego gniazda, czyli donoszenia na sprawców pozostających w relacji rodzinnej z osobą skrzywdzoną. Ujmując rzecz inaczej: istnieje wiele po ludzku racjonalnych, choć też i okrutnych powodów, by przemocy domowej – niezależnie od tego, czy jej ofiarami są kobiety, czy też małoletnie/małoletni – po prostu nie zgłaszać. Należą do nich: wstyd, lęk przed odrzuceniem społecznym, zależność ekonomiczna, więź emocjonalna ze sprawcą, świadomość bezkarności sprawcy, a wreszcie brak rozpoznania przemocy jako przestępstwa – zła, na które nie powinno być przyzwolenia.

Przez ostatnie trzy lata pracowałam z lokalnymi społecznościami w niewielkich miejscowościach na rzecz zmian w ich najbliższym otoczeniu. Była to praca w obszarze partycypacji społecznej, nie dotyczyła bezpośrednio problemu przemocy. Jednak wystarczyło zostać dzień dłużej poza to, co przewidziane w projekcie, wybrać się na kawę lub piwo z lokalnymi aktywistkami, by usłyszeć historie, które poza bezpiecznymi przestrzeniami, w których mogą się spotkać kobiety, nie zostaną nigdy wypowiedziane.

W związku ze swoją pracą w ciągu ostatnich trzech lat mieszkałam też w kilku dużych miastach w Polsce. Po godzinach ważnych spotkań z bardzo różnymi kobietami, w bardzo różnych sprawach, obserwując szybką zmianę butów w samochodzie: z eleganckich szpilek na wygodne trampki, słyszałam też historie o tym, że jak bije, to oznacza, że mu zależy, i to przecież świadczy o pełnym pasji związku, a także o tym, jak ważne jest wybaczenie.

Przemoc w rodzinie nie jest charakterystyczna dla określonej grupy społecznej, jej ofiarami bywają dzieci i żony zarówno rolników, jak i posłów. Być może jedną z nielicznych przestrzeni, w której mogą się spotkać kobiety niezależnie od wykształcenia, pozycji społecznej i wieku, jest przestrzeń solidarności, czyli wspólnej opowieści o przemocy, której doświadczają w rodzinach one i ich dzieci.

Nie jest łatwo zbudować taką więź, bo własnego gniazda nie można przecież kalać, ale od tych prób może zależeć jedyna szansa na realną zmianę. Sprawcami przemocy w rodzinie są najczęściej mężczyźni. To mężczyźni stoją na straży sfery prywatnej, w której „można więcej”, bo to „moja sprawa”. Kiedy przypominam sobie czasem z przekąsem "Seksmisję", to najmocniej wybija mi się w pamięci hasło: „Liga broni, liga radzi, liga nigdy cię nie zdradzi”.

Tak właśnie działa system relacji władzy i podporządkowania. W lidze polskich rodzin nie zdradza się przemocy, broni się sprawców, radzi się ofiarom, by „siedziały cicho”. Jeśli można mieć nadzieję na inną narrację o rodzinie, na przewartościowanie tego, co prywatne, więc nie należy tego kalać, to osobiście widzę ją w kobiecej solidarności i we wspólnej, coraz głośniejszej opowieści o przemocy wobec tych, którzy stoją po drugiej stronie historii o „przesadnej emancypacji kobiet”, i o nerwach, które puszczają.

Piszcie: listy@wyborcza.pl

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem