Bieżący tydzień przyniósł dla Polski dwa doniosłe wydarzenia w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej. W dniu 24 czerwca wydano wyrok w sprawie Komisja przeciwko Polska dotyczącej obniżenia wieku emerytalnego sędziów Sądu Najwyższego. W dniu 27 czerwca opinię w trzech połączonych sprawach dotyczących Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego oraz Krajowej Rady Sądownictwa wydał rzecznik generalny Evgeni Tanchev. Reakcja na wyrok i opinię ze strony polskich władz jest dość histeryczna, czego wyrazem jest nadzwyczajne spotkanie członków KRS z pełnomocnikiem rządu. Nawiasem mówiąc, tym bardziej uzasadnia ono stanowisko rzecznika generalnego TSUE co do uzależnienia obecnej KRS od władzy wykonawczej.
Jak zwykle brak ze strony rządowej jakichkolwiek merytorycznych argumentów. Minister sprawiedliwości (ta nazwa staje się obecnie oksymoronem) punktuje opinię jako „niespójną, niekonsekwentną i wychodzącą poza traktaty Unii” (na tym koniec „argumentów”). Co do wyroku z 24 czerwca przedstawiciele władzy aroganckim tonem stwierdzają, że ma on wartość historyczną, skoro przepisy dotyczące wieku emerytalnego sędziów SN zostały zmienione. Co więcej, opinia rzecznika generalnego ma być sprzeczna z wyrokiem z 24 czerwca - czym środowisko „prawdziwych” prawników w Polsce ma być zdumione. Tymczasem analiza obu dokumentów (napisanych zresztą przystępnym - także dla laików - językiem) wskazuje na konsekwencję orzeczniczą TSUE zapoczątkowaną wyrokiem z lutego 2018 r. dotyczącym portugalskich sędziów. Podkreśla się w orzeczeniu z 24 czerwca, że „chociaż organizacja wymiaru sprawiedliwości w państwach członkowskich należy do kompetencji tych ostatnich, to przy wykonywaniu tej kompetencji państwa członkowskie mają obowiązek dotrzymywać zobowiązań wynikających dla nich z prawa Unii. I nie wynika to - wbrew obraźliwym stwierdzeniem Zbigniewa Ziobry - z chęci ochrony patologii w sądownictwie, ale zapewnienia ochrony prawnej każdemu obywatelowi (art. 19 TUE, art. 47 Karty Praw Podstawowych). Tylko bowiem niezależny sąd, którego sędziowie nie mogą być przez władzę wykonawczą usunięci w każdej chwili wg własnego widzimisię, daje gwarancję rzetelnego i bezstronnego procesu. Doprawdy wymaga też niesamowitej ekwilibrystyki odnalezienie w rzeczonym wyroku potwierdzenia legalności KRS - co sugerują znakomici „eksperci” strony rządowej (wszak uzasadniali, że skrócenie określonej w konstytucji kadencji członków KRS i pierwszej prezes SN jest… zgodne z konstytucją).
Jeszcze trudniej odnaleźć się władzy wobec wyjątkowo mocnej w swej wymowie opinii rzecznika generalnego. Ten bowiem bezlitośnie punktuje wszystkie nieprawidłowości związane z powołaniem obecnej KRS oraz obsadzeniem Izby Dyscyplinarnej. Opinia ta, tak zdumiewająca dla prawników „dobrej zmiany”, potwierdza zarzuty formułowane zarówno przez środowisko prawnicze w Polsce (m. in. Iustitia, Themis, HFPCz, RPO, NRA), jak i międzynarodowe (IAJ, Medel, ONZ, OBWE, ENCJ). Stanowi też niezwykle mocny argument dla Komisji Europejskiej w zainicjowanym przez nią 3 kwietnia 2019 r. postępowaniu naruszeniowym dotyczącym systemu dyscyplinarnego sędziów w Polsce. Istotne jest, że w postępowaniu tym, w razie uznania przez Trybunał, że państwo członkowskie nie zastosowało się do jego wyroku, może nałożyć na państwo ryczałt lub okresową kare pieniężną (art. 260 TFUE). Nie pomoże wówczas zaklinanie rzeczywistości przez członków KRS czy też „sędziów” Izby Dyscyplinarnej jak mantrę powtarzających „jesteśmy legalni”. Władze Polski staną przed koniecznością dostosowania prawa do wymogów prawa unijnego, w przeciwnym razie obciążeni zostaniemy wielomilionowymi karami (w przypadku Puszczy Białowieskiej było to 100 000 euro dziennie). Dla przedstawicieli partii obecnie rządzącej wydaje się to niestety jedyne skuteczne narzędzie do przywrócenia praworządności w Polsce.
* Monika Frąckowiak, sędzia z Poznania, członkini wielkopolskiego oddziału Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.
---
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
I dziękuję pani Sędzi Frąckowiak za takie wyjaśniające artykuły.
TSUE daje też nadzieję nam, tym dziesiątkom tysięcy protestujących w obronie sądów, prawa i niezawisłości sędziowskiej, że jednak lepiej rozumiemy trójpodział władz i znaczenie każdej z nich w demokratycznym państwie, niż ekipa tych inaczej prawych i sprawiedliwych.
Teraz jeszcze tylko kilka tygodni (mam nadzieję jeszcze przed wyborami jesiennymi) i dostaniemy tym razem orzeczenie (niezaskarżalny wyrok), a nie opinię w tej sprawie.
Piękne pojęcie: pisopata. Gratuluję! Będę używał.
Owe, aż 19 procent, to pokłosie podsłuchów kelnerskich, nie wnikając kto faktycznie za nimi stał.
Gdyby PiS owcy komentatorzy opini TSUE solidniej studiowali prawo to dzisiaj już nie jako niby prawnicy nie wypowiadali by głupot.