Ten list publikowaliśmy w 2019 roku ramach cyklu "Mój codzień nauczyciela" kiedy nauczyciele przygotowywali się do strajku.
Pytaliśmy nauczycieli , jak wygląda ich dzień w pracy? W szkole i w domu. Jakie dostają wynagrodzenie? Prosiliśmy, by pokazali prawdziwy dzień nauczyciela. Przypominamy opowieść córki nauczycielki obserwującej z bliska pracę matki.
Drugi etat wyrabiają w domu, kombinując, jak w tym chaosie jak najlepiej przygotować dzieci
Chciałabym się podzielić historią opowiedzianą z perspektywy dziecka nauczycielki, a więc osoby patrzącej na to wszystko z boku.
Moja mama jest polonistką w szkole ponadpodstawowej, to technikum i zawodówka (nie znam nikogo, oprócz pani Zalewskiej, kto posługuje się terminem „szkoła branżowa"). Pracuje tam, od kiedy pamiętam, a pamiętam bardzo dobrze, jak kilkanaście lat temu, gdy sama byłam w podstawówce, niemal codziennie miała po osiem lekcji, co oznaczało wyrabianie blisko dwóch etatów nauczycielskich.
Po powrocie z pracy ok. 15 była w stanie przygotować obiad, zająć się domem, obejrzeć ulubiony serial. Przygotowanie do lekcji sprowadzało się do uporządkowania materiałów potrzebnych na następny dzień i sprawdzenia bieżących klasówek – czasem robiła to raz w tygodniu, np. w niedzielę, czasem codziennie, spędzając przy tym godzinę-dwie, ponieważ mogła korzystać z tego, co przygotowała w poprzednich latach.
Wtedy nie mogliśmy narzekać na finanse – dwa etaty automatycznie skutkowały dobrym wynagrodzeniem.
Pamiętam, gdy to wszystko zaczęło się sypać. Przez ciągłe zmiany podstaw programowych polonistka z kilkudziesięcioletnim stażem zaczęła codziennie spędzać kilka godzin na przygotowywaniu się do zajęć, do tego, co w której klasie powinna przerobić, jak to ułożyć, żeby „wyrobić się" w ramach przydzielonych godzin.
A nie było to proste – zmiany wprowadzane co rok, co dwa lata skutkowały tym, że scenariusze i harmonogramy zajęć przygotowane w jednym roku w kolejnym były bezużyteczne.
Z tego powodu stopniowo ograniczała liczbę godzin, które była w stanie spędzać w szkole – najpierw do półtora etatu, później do jednego. To przełożyło się na domowy budżet, ale w żadnym razie nie na czas wolny mojej mamy – codziennie spędza kilka godzin na dopasowywaniu tematów do siatki godzin, przygotowuje coraz więcej gotowych materiałów dla uczniów, którym w technikum obcina się liczbę godzin języka polskiego, a przecież maturę muszą zdać taką samą jak uczniowie liceów. Nie wspomnę też o coraz bardziej rozbudowanej biurokracji i konieczności wypełniania dziesiątek bezsensownych, nic niewnoszących do edukacji dzieci papierów...
Nie dziwię się nauczycielom, że żądają podwyżek – poloniści, angliści, matematycy czy inni nauczyciele, którzy uczą przedmiotów, z których pojawiają się zadania na egzaminach zewnętrznych, drugi etat wyrabiają w domu, kombinując, jak w tym chaosie jak najlepiej przygotować dzieci.
Nieliczni się poddali (a ja ich rozumiem) – nie chcą zaniedbywać rodziny, chcą mieć trochę czasu dla siebie, pracę w szkole ograniczają do liczby godzin spędzanych w budynku szkoły, co przy obecnym zamieszaniu powoduje to, że przygotowywane przez nich dzieci słabiej zdają egzaminy.
Społeczeństwo zdaje się patrzeć na nauczycieli jedynie przez pryzmat tych, którzy po prostu mają już dość…
Jeśli ani społeczeństwo, ani rząd nie są za przyznaniem nauczycielom podwyżek, może po prostu czas najwyższy, żeby wszyscy nauczyciele za te marne pieniądze zaczęli pracować tylko i wyłącznie w ramach swoich etatów? Jestem ciekawa, co wtedy powiedzą rodzice, którzy swoje 500+ będą musieli przeznaczyć na korepetycje, których ceny przy dużym popycie zapewne znacznie poszybują…
---
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
To co jest w tej chwili to jakiś program nie do wiary,
Kiedyś się zastanawiałem co by się musiało stać abym zdecydował się uczyć w szkole za takie pieniądze i doszedłem do wniosku, że musiało to być hobby
Nich strajkują to jest najlepszy moment teraz albo.... zasługują na to co im oferuje pisi rząd
Przecież nauczyciele dostaną jesienią 1000+ od nowego rządu liberałów, z wyrównaniem od stycznia. Po co więc strajkować?
Jak to: "Sami doprowadzili do obecnej sytuacji"?, " nie zablokowali
reformy edukacji na początku"????
A którą to "reformę " udało się zablokować jakiejkolwiek grupie społecznej czy zawodowej? Sądownictwa? , przejęcia mediów?, stadniny w Janowie?, wycinki lasów?, a może "wygumkowania" prawdziwej historii "Solidarności"? A może udało się ochronić "kompromisową "ustawę w sprawie aborcji?
8 krzeseł na 65 nauczycieli w pokoju i jeden komputer z wiecznym brakiem tonera - polska szkoła. Jak mam pracować w szkole?! A wolałabym, bo od 8 do 16, a nie od 8 do 14, potem od 18 do 23.