Piszcie: listy@wyborcza.pl
Puste korytarze, sekretariaty, sale rozpraw i wściekli interesanci, strony czy świadkowie, którzy przyjechali z daleka na wezwanie. Tak od kilku dni wyglądają polskie sądy. Dlaczego? Nasze warunki pracy z każdym miesiącem się pogarszały. Ceny rosły, koszty utrzymania też, a pensje jak stały, tak stoją. Partia, która objęła władzę trzy lata temu, co roku ogłasza sukces gospodarczy i nadwyżki budżetowe. Różne grupy dostały podwyżki, ale nie pracownicy sądów, więc we wrześniu zorganizowaliśmy kolejny protest. Rozmowy prowadzone przez związki zawodowe w ministerstwie nic nie dały.
Czarę goryczy przelał list ministra Ziobry (nigdy się z nami nie spotkał), w którym podziękował za ciężką pracę i poinformował, że dostaniemy 5 proc. podwyżki. Brzmi dobrze, ale pracownicy sądów doskonale wiedzą, co to oznacza. Podobną podwyżkę – 2,3 proc. – już mieli w tym roku. Podwyższyła wynagrodzenia o 64 zł brutto. Dlatego powiedzieliśmy dość pracy za grosze. Nie tylko dla naszego dobra, lecz także dla dobra wymiaru sprawiedliwości. Mało kto wie, co oznacza praca w sądzie.
Akta spraw, czyli te teczki, które zdaniem większości społeczeństwa przekładamy z półki na półkę, są ludzkimi losami. Zawarte w nich dane osobowe to ludzkie dramaty, historie życia i śmierci. Szybkość i merytoryczna jakość postępowań, czyli losy tych ludzi, zależą również od naszej sumienności, sprawności działania, współpracy ze wszystkimi przedstawicielami sądownictwa, w tym z orzecznikami. Nasze szafy z aktami pękają. W wielu sekretariatach teczki już przestały się w nich mieścić, leżą na biurkach, parapetach, podłogach. Bo doświadczeni pracownicy z ogromem wiedzy szukają lepszej pracy, a nowych nie ma.
Nikt nie chce pracować za grosze. Wolne etaty, o których czasem słyszymy, to w rzeczywistości brak rąk do pracy. My, którzy zostaliśmy, nie dajemy rady, nie starcza czasu, a odpowiedzialność już nie jest wystarczającym motywatorem do darmowych nadgodzin. Chcemy mieć czas dla rodzin i mieć za co rodziny utrzymać.
Dziś wiele naszych koleżanek i kolegów pokątnie dorabia. Chodzą na inwentaryzacje, sprzątają salony fryzjerskie. Pokątnie nie dlatego, że się wstydzą, bo żadna praca nie hańbi, ale dlatego, że co do zasady mają zakaz wykonywania innej pracy. Po liście ministra Ziobry w końcu wylała się fala rozczarowania, goryczy i zmęczenia. Pracownicy sądów na forach i w mediach społecznościowych pisali, że wreszcie idą zadbać o zdrowie, bo na leczenie poważnych schorzeń prywatnie ich nie stać. Pytani, kto jest organizatorem tej akcji, mówią jednogłośnie: minister Ziobro.
Rząd udaje, że nie widzi i nie słyszy. Związki zawodowe poprosiły ministra o pilne spotkanie 4 grudnia – tydzień przed decyzją wielu pracowników, że muszą zadbać o zdrowie. Za to z wystąpień wiceministra Michała Wójcika dowiadujemy się, że „nie ma problemu”, „nie ma paraliżu”, „sądy funkcjonują prawidłowo”.
W piątek 14 grudnia wiceminister ogłosił, że spotkanie ze związkami odbędzie się 18 grudnia. I poinformował, że zdecydował – co będzie uchwalone w ustawie budżetowej – o podwyższeniu wynagrodzeń o ok. 200 zł brutto. To nie jest żaden gest, tylko właśnie 5 proc. podwyżki, którą obiecał już w listopadzie minister Ziobro. Po odliczeniu obciążeń da ona ok. 110 zł do ręki. Przecież właśnie ten list wywołał w nas tak olbrzymie rozgoryczenie!
Czekamy jeszcze na odpowiedź od premiera Morawieckiego w sprawie spotkania. O dalszych działaniach związków zawodowych poinformujemy w poniedziałek.
---
Ad Rem ma ok. 2 tys. członków, ale w protesty angażuje się bardzo wiele pracowników polskich sądów. 175 z nich dopadła "prawnicza grypa", inni protestują bez chorowania, np. w przerwie na posiłek wychodzą pikietować przed sąd.
---
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Nieograniczony dostęp do serwisów informacyjnych, biznesowych,
lokalnych i wszystkich magazynów Wyborczej.
nie o to chodzi! chodzi o godność ludzi! a to co napisał im ten kretyn Ziobro to jest jawna kpina!! Rozumiesz czy nie????
tak, muszą bo w cywilizowanym państwie ktoś musi pracować w sądach, urzędach, szkołach, policji itd.
No to teraz pomysl, ze masz sprawe majatkowa, albo powiedzmy szarpiesz sie z urzedem skarbowym o nieslusznie Twoim zdaniem naliczony podatek.
A w sadach sami sedziowie, bez tych wszystkich niezbednych asystentow, sekretarzy itp. Czekasz sobie na termin swojej sprawy kilka, kilkanascie lat. Albo i lepiej.
Nadal uwazasz, ze Ci ludzie sa zbednymi nieudacznikami, ktorzy boja sie, ze nie poradza sobie na wolnym rynku?
Prowadzę tzw postępowanie administracyjne, sprawą zajmuje się prezydent miasta, ale w wyniku odwołań również wojewoda, minister i sąd administracyjny. W teczce jest już ok 150 dokumentów. Każde pismo urzędu prezydenta, wojewody oraz sądu jest okraszone licznymi błędami. Błędy i przeinaczenia dotyczą wszystkiego co dotyczy postępowania: zakres merytoryczny sprawy, nr posesji, powierzchnia, wprowadzane są nie istniejące strony postępowania, mylone są nazwiska i adresy stron postępowania, imiona żeńskie są zastępowane męskimi (typu: Stanisław na Stanisławę), wysyła się pisma do osób zmarłych (w teczce jest informacja o śmierci danej osoby), zmienia się nazwiska (typu: Kowalczyk na Kowalczuk).
W jednym piśmie stronę postępowania określa się na przemian jako Kowalczyk lub Kowalczak. W postanowieniach umieszcza się pouczenia nie mające pokrycia w przepisach i do tego dochodzą spóźnienia w zajęciu stanowiska przez urząd liczone w miesiącach, a nawet latach.
Słowem tandetna i niskiej jakości usługa, którą trudno usprawiedliwiać niskim wynagrodzeniem.
Czy rzeczywiście nie ma związku? Wakaty, mało rąk do pracy, pośpiech, stąd błędy i zaniedbania. Tak to działa.
Z tego co napisales wynika jasno, ze pojecia nie masz o czym piszesz:)
Co maja pracownicy sadow do bledow w pismach sporzadzanych przez urzednikow organow administracji?
Ponadto jaki organ administracji panstwowej czy tez samorzadowej reprezentujesz, ze piszesz: "prowadze tzw. postepowanie administracyjne"?
Czyli typowy wpis pt. nie znam sie, ale chetnie sie wypowiem.
1. jako osoba fizyczna prowadzę postępowanie administracyjne w mojej sprawie
2. błędy popełniają urzędnicy prezydenta, wojewody, ministra i pracownicy sądów
3. błędy popełnione przez jednych są powielane przez drugich
4. tandetnej pracy nie mogą usprawiedliwiać takie argumenty jak: jestem zaganiany, jest nas za mało, mamy za dużo pracy itp
To o czym piszesz to jest klątwa administracji państwowej, zaklęty krąg niemożności, którego nie ma jak przełamać. Wygląda to tak:
1) Urzędnicy to powszechnie pogardzany w społeczeństwie zawód, w ogólnej opinii niekompetentne bałwany, durne i leniwe biurwy płci obojga
2) Płacić takim tłukom? A za co? Niech się wypchają. W związku z tym płace w służbie cywilnej pozostają zamrożone od 2008 r. W związku z tym tzw. kwota bazowa (podstawa naliczania wynagrodzenia) jest od kilku lat niższa od płacy minimalnej.
3) W związku z tym ludzie jako tako kompetentni odchodzą z administracji do innej, lepiej płatnej pracy (i oczywiście na emeryturę). Do administracji zaś przychodzą głównie ludzie, którzy do żadnej innej pracy się nie nadawali.
4) W związku z tym w administracji rok za rokiem stopniowo rośnie odsetek leniwych i niekompetentnych durniów. Którzy robią tragiczne głupoty, podejmują błędne decyzje i przez to zasługują na powszechną społeczną pogardę. I słusznie.
5) Płacić takim tłukom? a za co? ... itd.
Nie ma chyba z tego dobrego wyjścia, a przynajmniej jak się zdaje nikt go jeszcze nie wymyślił :(
doskonale to przedstawiles.
Ale:
1/ sluzby cywilnej jako takiej juz nie ma - zostala zniszczona przez PiS - zero konkurso, obnizenie wymagan ustawowych w stosunku do kandydatow itp.
2/zamrozenie plac urzedniczych mialo zwiazek z kryzysem i ogolnym cieciem kosztow
3/wszelkie plany podwyzek dla urzednikow czy zwiekszanie zatrudnienia natychmiast spotykalo sie z wrzaskiem owczesnej opozycji, ze rozbuchane wydatki etc.
Kase z budzetu sypie sie teraz tam, gdzie zachodzi potrzeba polityczna i przeklada sie to na slupki sondazy i glosy w wyborach.
Zadnego propanstwowego myslenia. Liczy sie interes partii. Tylko i wylacznie.
I do kogo wówczas kierować pretensje za kolejki do lekarza ? Lub, wracając do tematu, za zbyt długi czas postępowania w sądzie ? Bo nie ma komu np. wysłać pism czy przesłać akt do biegłego? Do kogo ?
Pozdrawiam. Małgorzata Czerwińska.
"To tak, jak z niegdysiejszą propozycją, by nisko opłacani i przemęczeni lekarze rezydenci, skoro im się w Polsce nie podoba, wyjechali sobie do pracy za granicę. Czy składający taką propozycję pomyślał, kto nas będzie leczył ? " - nie pomyslal, bo w swojej bucie wciaz wierzy, ze zawsze bedzie podlegac specjalnemu traktowaniu jako polityk patii rzadzacej. Podobnie z sadami: poki na wlasnej skorze nie odczuja przewleklosci postepowania wynikajacej m.in. z brakow kadrowych w sadach (i wsrod pracownikow administracyjnych i wsrod samych sedziow), bo wciaz licza na ekstra traktowanie, dopoty tak beda gadac.
A zwykli obywatele czesto nie wiedza przeciw komu kierowac agresje wynikajaca z czesto uzasadnionej frustracji. Dlatego najlatwiej wyzyc sie na tym, kto jest pod reka: na listonoszu, na pani na kasie w Biedronce, czy na tym kogo wskaze propaganda rzadowa - na lekarzu rezydencie ktory ma czelnosc zadac stosownego wynagrodzenia, na pracowniku sadu, ktory przeciez zawalil cos z lenistwa, na sedzim ktory wydal wyrok nie taki jaki powinien.
ogarnia. Poki co laduje kase w podrecznych prokuratorow.
m.zd. protesty doprowadzą do tego, że ta czy inna władza (m. zd. każda w przyszłej kadencji) , przyśpieszy informatyzację oraz zwiększy outsourcing (po co kadrowa i księgowa w każdym sądzie?), i dojdzie do zwolnień grupowych, tak jak miało to miejsce w korporacjach (banki, ubezpieczenia - mają centra księgowe, płacowe, etc. ). Ten "protest" to strzał w stopy pracowników.
Protestują słusznie, ale powinni poszukać sobie czegoś lepszego. Sądy by padły i PiS nie miałby czego psuć. Poza tym teraz, gdybym swoją obecną pensję przeliczył na tygodniówki, okazałoby się, że tygodniowo zarabiam więcej niż w sądzie w miesiąc.
Protest słuszny, ale polecam zmianę pracy.
a jak padnie sadownictwo, wszelkie sprawy i spory bedzie rozstrzygal arbitralnie I sekretarz wiadomej partii?
Widzisz tylko koniec wlasnego nosa.
Nie, to nie tylko koniec mojego nosa. Przy obecnych wynagrodzeniach można śmiało postawić tezę, że rzymscy niewolnicy mieli lepsze warunki.
Nie rozumiem dlaczego ludzie dobrowolnie godzą się na taką poniewierkę skoro można inaczej.
Bo lubia swoja prace? Bo ciagle licza, ze ich praca w koncu zostanie doceniona?
Fajnie jest mieć hobby. Ale z czegoś trzeba żyć i zarabiać na hobby.