Z radością czytam artykuły na często poruszane przez Państwa tematy równouprawnienia i tolerancji, zwłaszcza w odniesieniu do kobiet i feminizmu. Chciałabym zwrócić Państwa uwagę na proces feminizacji języka polskiego i zachęcić Państwa do jeszcze bardziej aktywnego w nim udziału.
Dziś (19 kwietnia 2018 r.) czytam na Waszych łamach artykuły o powstańcach i brakuje mi w nich powstanek. W rubryce „Listy od czytelników” brakuje mi „czytelniczek”. W bodajże wczorajszym tytule artykułu przeczytałam, że Polacy są jednym z narodów w Europie najbardziej dotkniętym handlem ludźmi, przy czym to nie Polacy, a Polki najczęściej padają ofiarami tego przestępstwa. W ogłoszeniach o pracę szukacie Państwo stażystów i redaktorów – czy stażystki i redaktorki także są grupą docelową Waszych ogłoszeń? Jeśli tak, to szukajcie, proszę, stażystek lub stażystów, redaktorów lub redaktorek, dyrektorek lub dyrektorów, specjalistek lub specjalistów, a także graficzek, projektantek UX i doradczyń.
Z radością czytałabym o ministrach (l.p. ministra, l.m. ministry, a zatem czytałabym o paniach ministrach), nie tylko gdy mowa jest o pani ministrze Musze. Proszę, piszcie o prezydentce Warszawy, bo to prezydentka, nie pani prezydent. Piszcie o kanclerce Niemiec, nie o pani kanclerz. Stwórzcie słowa, których jeszcze brakuje w języku polskim, tak jak ja powyżej piszę do potencjalnej wydawczyni, nie tylko do pani wydawcy. Nie tylko kierowcy, ale też kierowczynie jeżdżą po polskich drogach. Tak jak za sklepowymi ladami od lat stoją nie tylko sprzedawcy, ale też sprzedawczynie.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w języku polskim, gdy mowa o nauczycielach, to na myśli mamy nie tylko nauczycieli płci męskiej, ale też nauczycielki płci żeńskiej. Tylko że właśnie o to „mieć na myśli” tutaj chodzi. Nie chcę domyślać się, co autor lub autorka mieli na myśli, mówiąc w liczbie mnogiej „nauczyciele”, ale jako nauczycielka chcę, by zwracano się do mnie bezpośrednio jako do kobiety. Dziś już prawie nie do pomyślenia jest np. określenie „pani nauczyciel”. Jednoznacznie używamy popularnego już słowa „nauczycielka”, dlaczego zatem krzywimy się na słowo „kanclerka”? Bo na świecie znana jest nam tylko jedna kanclerka zgodnie zwana panią kanclerz. Dlatego moja prośba – wesprzyjcie Państwo feminizację języka polskiego na Waszych łamach!
Oczywiście język nasz jakoś kiedyś powstał i rozwija się od lat. Powiecie: kiedyś nie do pomyślenia była kobieta za kierownicą, dlatego dziś mówimy ogólnie o kierowcach, mając na myśli kobiety i mężczyzn. Dlaczego jednak nie powstał jeszcze żeński odpowiednik kierowcy, skoro kobiety od dziesięcioleci już prowadzą samochody?
Powiecie: pilotka to czapka pilota, a nie pani pilot, a premiera to może być w teatrze, a mówi się „pani premier”. A ja mówię, że w naszym bogatym języku mamy przecież już całą grupę słów wieloznacznych i świetnie sobie z tym radzimy. Na przykład nie mamy problemu, aby z kontekstu rozmowy wywnioskować, czy mowa o zamku w drzwiach, o starym budynku, czy o zamku w spódnicy.
Język jednak nie rozwija się jedynie wtedy, kiedy rozwijają się podmioty, o których w nim mowa. Poprzez rozwój języka wpłyniecie Państwo na rozwój społeczeństwa. Pisząc o prezydentkach, lekarkach, sędzinach, ministrach i kierowczyniach, wydawczyniach, pilotkach i kapitankach, zachęcicie Państwo wiele kobiet do podjęcia tych zawodów lub objęcia wysokich pozycji, a o to przecież też walczycie na Waszych łamach.
Jak łatwo nasz język się zmienia i rozwija, pokazują chociażby wszechobecne amerykanizmy. Nie mamy najmniejszego problemu z zaakceptowaniem i spolszczeniem iPhone’ów, smartfonów, selfików, hamburgerów, updejtów, tweetów i hejtów. Te nowe słowa przez kilka tygodni brzmią dziwnie, ale im częściej używane, tym normalniejsze się nam wydają, aż na stałe wchodzą najpierw do języka mówionego, a potem pisanego. Dlaczego zatem tak trudno nam sfeminizować typowo polskie i męskie wyrazy?
Jako kobieta nie chcę być tylko domyślnie ujęta w grupie, która tak naprawdę jest grupą mężczyzn. Jako czytelniczka w grupie damsko-męskiej chcę, by grupę tę tytułowano „drodzy czytelnicy i drogie czytelniczki”, abym jako kobieta jasno poczuła, że mowa jest także o mnie, a nie tylko musiała się tego domyślać.
Na marginesie wspomnę jeszcze, że nie ograniczam mojej prośby do nazw zawodów. Ostatnio przeczytałam na mydełku, które dostałam w prezencie, napis „Lepiej przyjść spóźnionym niż nieumalowanym”. Różowe mydełko i napis jednoznacznie skierowane są do kobiety, dlaczego zatem nie jest na nim napisane „Lepiej przyjść spóźnioną niż nieumalowaną”?
Jestem kierowczynią, kierowniczką projektu, Polką i Niemką, czytelniczką, doradczynią, magistrą ekonomii, analityczką, naukowczynią.
Co o tym sądzicie? Piszcie: listy@wyborcza.pl
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Kretynka.
ale "Pani premiero"?!!!
Skonczmy z tym i oglupiajacymi koncowkami!
P.S. Jestem z wyksztalcenia magistrem inzynierem mechaniki i nmam zal do ludzi ktorzy zwracaja sie do mnie per pani magistero!
Ohyda!
to jest głos jakże rozsądnej "inżynierki" !! brawo!
rzeczywiście, 'pani magistero' brzmi ohydnie; ani profesor, ani magister to nie nazwy zawodów, doktor też nie;)
uważając żeńskie końcówki za ohydne sama siebie umniejszasz; to nie język jest problemem;
Mnie się te końcówki też bardzo nie podobają. Czy doprawdy "profesor" czy "doktor" jest jednoznacznie męskie? Zawsze mi się wydawało, że nie, że odnosi się do osób obydwu płci. Narzucając sztucznie brzmiące końcówki sprawiamy, ze język traci uniwersalność, staje pod dyktatem myślenia przede wszystkim w kategorii płci. A czy akurat do tego chcemy dążyć, domagając się praw kobiet? W dodatku daje to łatwe okazje do wyszydzania dążeń feministycznych.
Stażystka i redaktorka już brzmią po polsku naturalnie. Naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w ogłoszeniach o pracę wymienić też żeńską wersję stanowiska.
" z jezykiem postepujmy ostroznie". W jaki sposób "rzeczywistość" ma iść do przodu, jeśli język, w którym myślimy i którym posługujemy się na co dzień do przodu nie pójdzie? To on jest naszym pośrednikiem w wyrażaniu nowych idei i zmian w rzeczywistości. Kobiety nigdy nie będą traktowane poważnie na wyższych stanowiskach, jeśli nazwy ich stanowisk będą nieosłuchane i nieużywane, a nazwy żeńskie zawodów będą traktowane jako "śmieszne" i "niepoważne".
Kołkini w płocini, jeśli już
ale jest "doktora, profesora, adiunkta, magistra" skro sfeminizowane mogą być "przedszkolanki" itp.
Także zapewne najpierw był president, później zapożyczony prezydent i nadaliśmy mu rodzaj męski, bo tak pasowało, gdyż w języku polskim rzeczowniki rodzaju żeńskiego kończą się "-a", a ten nie ma na końcu "-a".
W angielskim mówi się więc madam president (pani prezydent) i nikt tam o to kopi nie kruszy.
Więc to nie jest tak, że jakiś spisek na kobiety, tylko po prostu tak jest.
Gdybyśmy mieli tylko takie problemy... mogę nieomal zagwarantować, że wyskakiwanie z takim problemem na forum publicznym odnosi skutek odwrotny do zamierzonego, tzn. wiele osób (nawet kobiety) myśli: co te feministki jeszcze wymyślą?
I tu mi się przypomina Seksmisja, która była przede wszystkim żartem z państwa totalitarnego, ale feministki w Stanach widziały w niej tylko i wyłącznie naigrywanie się z kobiet i że to był pierwszoplanowy wątek (nawet wychwalanie kobiet przez głównych bohaterów widziały nie jako wychwalanie, tylko jako traktowanie przedmiotowe kobiet, jak kawałek mięsa), przez co Seksmisja nigdy nie została zrealizowana przez studio hollywoodzkie, chociaż scenariusz został im sprzedany.
ps. There is a ship called Harry S. Truman, and she is a fine ship.
Jak to jest, że na statek w angielskim mówi się ona? I to jeszcze statek ochrzczony nazwiskiem prezydenta-faceta. To na znak miłości do statku, że jest czczony jak kobieta...
Porównywanie polskiego i angielskiego jest w tej kwestii trochę dziwne, zupełnie inne korzenie obu języków jakoś nie nastrajają mnie pozytywnie do wyciąganych wniosków.
A z tym statkiem jako "ona" to jest mnostwo teorii, np. taka, że to od łacińskiej nazwy 'Navis', albo od tego, że właściciele łodzi, w sumie głównie mężczyźni nazywali je imionami ważnych dla nich kobiet, czy też dlatego, że łodzie były dedykowane boginiom, czy też wreszcie jest to pozostałość po Old English gdzie faktycznie takich rozróżnień używano (bodajże, daleko mi do eksperta).
A tak z ciekawości, skąd jest ten cytat? Bo jak z jakiegoś tekstu z zakresu mowy potocznej to raczej nie jest wiążący w kwestii poprawnej gramatyki :D
Zasadniczo w języku angielskim wszystkie rzeczy są rodzaju nijakiego (it). Formę żeńską (she) lub męską (he) stosuje się dla podkreślenia emocjonalnego nastawienia osoby mówiącej. Dlatego używa się zaimka "ona" (she) w odniesienie do okrętu (ship), czasem w odniesieniu do kraju lub miejscowości (England).
Zasadniczo się zgadzam, aczkolwiek nie jestem w stanie, pomimo poszukiwać, znaleźć jakiegoś dobrego źródła potwierdzającego Pański post, a jest to kwestia ktora mnie frapuje już od jakiegoś czasu, nie tylko od dziś.
Wikipedia, quora, czy tym podobne źródła jakoś mnie nie przekonują, że możnaby użyć np. formy żeńskiej w odnieniesniu do statku lub kraju np. na maturze.
Zasady personifikacji rzeczowników nieżywotnych w języku angielskim są opisywane w podręcznikach gramatyki, choć raczej w tych zawierających poszerzony materiał, nie w tych przeznaczonych do "popularnego" użytku. Mogę udostępnić skan strony z podręcznika który posiadam z dobrym opisem. Jeśli to potrzebne, proszę podesłać swój e-mail na adres jaki widać.
A na tej angielskojęzycznej witrynie jest krótka informacja na temat.
www.thoughtco.com/gender-in-english-he-she-it-1209938
też tak uważam...nie znęcanie się nad nią, nie niskie płace dla niej.
Myślę że to pieprzenie osoby nie wiedzącej co z sobą zrobić....:)
W sumie to gdzie tu jest napisane, że jedno wyklucza drugie? Faktycznie ludzie to takie ograniczone istoty, że potrafią się zajmowć tylko JEDNYM proglemem na raz.
Można przecież aktywnie przeciwadziałać przemocy, lekceważeniu praw podstawowych, czy nierównych płac, jednocześnie promując inne nazewnictwo.
Pierwsze z brzegu słowo, pielęgniarz, nie wzięło się przecież z powietrza.