W 2001 r. zajęłam się sprawą molestowania dziewczynek przez proboszcza Tylawy. Okazało się, że to temat od którego nie mogę się uwolnić do dziś - pisze Małgorzata Bujara, reporterka i redaktor naczelna rzeszowskiego oddziału "Wyborczej"
W „Gazecie Wyborczej” pracuję od 1997 roku. Zawsze w rzeszowskim oddziale, do którego wracałam po krótszych czy dłuższych stażach w wielu oddziałach i działach „Gazety Wyborczej”. Zaczynałam w czasach, kiedy o internecie nie było mowy - ścigaliśmy się z konkurencją na tematy czołówek i tytuły na pierwszych stronach.
Pisałam wtedy teksty interwencyjne, pokazywałam zaniedbane miejskie kamienice i ratowałam psy dręczone przez domorosłych hodowców. Chodziłam też na sesje rady miejskiej i tak polubiłam… politykę. Coraz częściej zajmowałam się tematami trudnymi, w których polityka krzyżowała się z biznesem albo przestępstwami.
W 2001 r. zajęłam się sprawą molestowania dziewczynek przez proboszcza Tylawy. Okazało się, że to temat życia, od którego nie mogę się uwolnić do dziś. Wracam do niego, gdy Kościół wprowadza nowe rozwiązania, albo jeśli ktoś wypowie się w sposób kontrowersyjny. Przypominam, co się działo i jakie były fakty.
Wszystkie komentarze
Gdyby Hitler ożył i wtargnął ponownie do Polski, ten łajdak witał by go z kwiatami. To zwykła dziwka sprzedajna.
Niedobór jodu? :P
"zaburzenia funkcji mózgu (osłabienie zdolności zapamiętywania i kojarzenia, znaczne obniżenie poziomu inteligencji)"
i opartego na rzetelnych badaniach naukowych...
Może za trzy pokolenia, pod warunkiem że Polacy zamiast wierzyć zaczną się uczyć.