Za to inne postacie są narysowane wiernie. Pasikonik Filip oraz mrówki mają kończyny we właściwych ilościach, po trzy pary, jak każdy porządny owad. Żaba, postrach łąki, też była jak najprawdziwsza i miała zupełnie żabi jęzor. Gąsienice motyli przędą kokony tak, jak to robią naprawdę, żuk gnojowy toczył sobie kulkę jak trzeba.
I to właśnie w "Pszczółce Mai" było najważniejsze. Można było się wiele nauczyć o owadach w sposób łatwy i przyjemny. Zresztą nawet teraz, kiedy muszę napisać o jakimś owadzie, to staram się sobie przypomnieć, czy przypadkiem czegoś o nim nie wiem z "Pszczółki Mai".
Czasem piszę o czymś tylko dlatego, że przypomina mi się jakiś szalenie ciekawy biologiczny szczegół z tej dobranocki.
Pamiętam, że o larwach mrówkolwa, które robią lejkowate pułapki w piasku i na ich dnie czatują na różne owady, napisałem tylko dlatego, że przypomniał mi się on z serialu. A najśmieszniejsze było to, że z "Pszczółki Mai" dowiedziałem się mniej więcej tyle samo o życiu mrówkolwa, ile później przeczytałem w bardzo mądrych książkach.
Wszystkie komentarze