Problem braku wolności zniknął, ale konsumpcjonizm i tania rozrywka zagarnęły nowe obszary. Państwowe stawało się prywatne, komercja sklejała się ze sztuką, estrada z muzyką niezależną – i nie zawsze kończyło się to dobrze.
Słodka jak ciociosan
W Opolu w 1989 r. po raz pierwszy wystąpiły wyrosłe z punk rocka zespoły: Tilt, KSU, Róże Europy, Malarze i Żołnierze czy She. Reporterka „Dziennika telewizyjnego” Czesława Sikora relacjonowała: „Tego w scenariuszu festiwalu opolskiego nie było. Po wczorajszym koncercie Rock Opera ’89 opolski amfiteatr wygląda tak, jakby przeszedł po nim tajfun (...). Cieszy spontaniczność młodzieżowej widowni, ale czy musi być wyrażana w taki sposób?”.
W opolskim konkursie triumfowali Ryszard Rynkowski z utworem „Wypijmy za błędy” oraz Monika Borys z biesiadnym „Co ty, królu złoty”, w którym śpiewała m.in.: „Taka byłam płocha, słodka jak ciociosan”. W Sopocie 25-letni Mietek Szcześniak z piosenką „Who Loves People” zajął drugie miejsce za rockmanami z grupy Dance with a Stranger. Pochodzili z norweskiego Kristiansund, ale śpiewali też po angielsku.
Muzykom szło wtedy trochę jak piłkarzom: pełna utalentowanych zawodników reprezentacja Polski w kiepskim stylu przepadła w eliminacjach do mistrzostw świata Italia ’90, a nienarzekająca na brak zdolnej młodzieży scena muzyczna wygenerowała niewiele przebojów. To był czas oczekiwania na to, że przełom polityczny pociągnie za sobą przełom w muzyce. Punk rock, reggae czy nowa fala były już oswojone, na hip-hop i grunge trzeba było jeszcze poczekać.
Nadzieja ważniejsza od złości
Spójrzmy na "Listę przebojów Trójki", funkcjonujące od 1982 r. zwierciadło gustów słuchaczy. Przez cały czerwiec ’89 (3 czerwca Marek Niedźwiecki ogłosił 380. notowanie, dziś jest ich 1870) na szczycie była „Lullaby” grupy The Cure, a za nią wymieniały się „Kochać inaczej” De Mono i „I’ll Be There for You” Bon Jovi.
Jednak już po wyborach na pocztówkach z głosami pojawiły się nowe, ważne tytuły. 10 czerwca na liście zadebiutowały trochę hipisowskie „Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni, które później dotarło aż na 2. miejsce, oraz wściekłe „Nie wierzę politykom” Tiltu, które w ciągu 10 tygodni zawędrowało najwyżej na 15. pozycję. Tydzień później Tilt dowiózł na listę „Jeszcze będzie przepięknie”, które 8 lipca wreszcie zajęło miejsce na szczycie, i to na dłużej – ludzie postawili nadzieję wyżej od złości.
Tomek Lipiński, lider Tiltu, sam jest dobrą metaforą roku 1989. Wychowany przez matkę syn grafika i dziennikarza, założyciela „Szpilek” Eryka Lipińskiego, student ASP, w końcu najstarszy z pierwszego pokolenia polskich punkowców z końca lat 70. Obdarzony instynktem politycznym niespokojny duch polskiej muzyki. Już w 2006 r. pożyczył „Jeszcze będzie przepięknie” do kampanii Platformy Obywatelskiej. Dziś ta piosenka jest utożsamiana ze współczesnymi protestami w obronie demokracji. Choć nie aż tak jak „Kocham wolność”, która stała się także hymnem słuchaczy Trójki buntujących się przeciw psuciu tej anteny.
W sierpniu ’89 piosenkę Lipińskiego zepchnęła z pozycji numer jeden Martika z „Toy Soldiers”. To był największy hit w karierze kubańsko-amerykańskiej piosenkarki. Ówczesna lista oddaje zresztą obciachowe gusta części Polaków z tamtego okresu – dość wymienić popularne „Lambadę” Kaomy czy „Open Your Heart” szwedzkich pudel-metalowców z Europe. Poza tym w górnych rejonach krążyli emblematyczni dla Trójki artyści: Dire Straits, Sting, Madonna, Roxette, Phil Collins, ale też zapomniani dziś pieśniarze, jak Brytyjka Sam Brown czy rockowy balladzista z Chicago Richard Marx.
Zadyma na wideo
W muzyce niezależnej nadrabialiśmy dystans do Zachodu. Ukazywały się płyty nagrane jeszcze za komuny, jak „Kolaboracja II” Dezertera czy debiutanckie longplaye Moskwy (to nurt wściekły i czujny), Bielizny, Formacji Nieżywych Schabuff (to nurt absurdalny). Na południu królowała nowa fala: pierwsze albumy wydały krakowskie Made in Poland oraz tarnowskie Ziyo, a chrzanowski Sztywny Pal Azji wydał płytę pod tytułem, którym można podsumować ówczesny stan polskiej sceny: „Szukam nowego siebie”.
W styczniu Jurek Owsiak, dziennikarz Rozgłośni Harcerskiej, zorganizował swój pierwszy koncert – Letnią Zadymę w Środku Zimy. Ponoć na wejście do warszawskiego klubu Stodoła fani czekali już o czwartej rano. Dziś ten skład wygląda nieprawdopodobnie, ale wystąpili m.in. De Mono, Kolaboranci, Farben Lehre, Voo Voo i T.Love, a także zupełnie dziś zapomniani Obywatel Gary Glitter, Vavel Underground czy Mauro. Firma Stotronik wydała później z tego kasetę wideo, a Veriton - podwójny album na winylu.
PRZECZYTAJ TAKŻE. Hey i T.Love zawieszają działalność. Bo wiedzą, kiedy ze sceny zejść?
Jednym z najważniejszych świadectw tamtych czasów jest utwór „To wychowanie” z ostatniego albumu T.Love wydanego przed wyjazdem Muńka Staszczyka do Wielkiej Brytanii (mogło przecież być tak, że nic już by nie nagrali). Podobnie jak para piosenek Tiltu, ten utwór doskonale oddaje nadzieję i nieufność związane ze zmianami. Tyle że robi to na najniższym, ludzkim poziomie.
Jesteśmy tu „my” – chłopak i dziewczyna, którzy minęli się w deszczowy dzień – i jacyś „oni”, którzy nas ukształtowali i odpowiadają za to, jacy jesteśmy. „Hej, gdzie uciekasz, skryj się pod mój parasol, tak strasznie leje i mokro wszędzie/ ty dziwnie oburzona odpowiadasz ’nie trzeba’, odchodzisz w swoją stronę, bo tak cię wychowali”, śpiewa Staszczyk. Ci „oni” zdezerterowali, a „my” zostaliśmy z wartościami, które nie należą już do nikogo: „Ojczyznę kochać trzeba i szanować, nie deptać flagi i nie pluć na godło/ należy też w coś wierzyć i ufać, ojczyznę kochać i nie pluć na godło”.
Pytania: co jest dla nas ważne, czy jesteśmy sobie bliscy jako ludzie i jaki sens ma dziś pojęcie „ojczyzny”, są aktualne także w 2017 r.
Najlepsze teksty. Odkąd istnieje „Gazeta Wyborcza” - czytaj na Wyborcza.pl/classic
Wszystkie komentarze