Aleksander Łukaszenka wypowiedział Białorusinom wojnę totalną. Wczorajsze krwawe stłumienie protestów w Mińsku, podczas których rannych zostało co najmniej kilkadziesiąt osób, miało skutecznie zastraszyć protestujących opozycjonistów. OMON skierował w stronę pokojowej demonstracji broń gładkolufową, gaz łzawiący, granaty hukowe oraz armatki wodne. Taranował też demonstrantów policyjnymi ciężarówkami.
Jednocześnie rozpoczęto też blokadę internetu, jedynego źródła niezależnych informacji na Białorusi oraz podstawowego narzędzia do komunikacji ze społeczeństwem demokratycznej opozycji.
Pokaz siły ma odstraszyć, a blokada internetu utrudnić kolejne protesty. Wolność jest jednak silniejsza od strachu.
Odcięci od świata
Przez cały poniedziałek służby prezydenta Łukaszenki konsekwentnie realizowały plan blokady internetu na Białorusi. Przed wyborami internet funkcjonował normalnie, jeszcze w niedzielę wszystkie witryny, zarówno rządowe, jak i pozarządowe, były dostępne. Jednak jak poinformowała organizacja NetBlocks, ograniczenia w dostępie do sieci rozpoczęły się wcześniej.
- Pomiary w czasie rzeczywistym wykazały początkowy 50-procentowy spadek łączności na łączach międzynarodowych, który dotknął kilku głównych operatorów sieci. Najpierw na krótko po północy z dużym wpływem na Mińsk. Problemy rozpoczęły się ponownie z rana, rozprzestrzeniając się na większość głównych usług internetowych do południa – informuje NetBlocks.
Problemy zaczęły się w niedzielę wieczorem. Tuż przed zamknięciem lokali wyborczych w prawie całym kraju przestał działać internet mobilny, a władze na terytorium całej Białorusi zablokowały dostęp do szeregu stron niezależnych środków przekazu. Przestał działać portal informacyjny TUT.by oraz strony internetowe rozgłośni Euroradio, telewizji Biełsat czy najstarszego opozycyjnego białoruskiego dziennika "Nasza Niva".
Według Mariny Zołotowej, szefowej redakcji portalu Tut.by, mieszkańcy Białorusi mają już z powrotem dostęp do lokalnych witryn internetowych - zarówno rządowych, jak i opozycyjnych, jednak wiele serwisów ładuje się bardzo powoli. Białorusini w dalszym ciągu nie mogą jednak korzystać z zagranicznych serwisów i mediów społecznościowych, o ile nie używają specjalnego oprogramowania do szyfrowania połączeń internetowych VPN.
Niestety strony internetowe działające w domenie .by zostały dzisiaj zablokowane dla użytkowników spoza Białorusi. Jedynym sposobem na śledzenie białoruskich niezależnych mediów z Polski pozostają Facebook oraz Telegram, który jest najbardziej odporną na rządowe blokady siecią społecznościową.
Redakcje wrzucają tam teksty i zdjęcia, jednak nie są w stanie publikować dłuższych materiałów wideo. Korzystają również z pomocy współpracowników zagranicznych.
To wszystko wina imperializmu
Aleksander Łukaszenko powiedział, że internet na Białorusi został wyłączony „zza granicy, a nie w wyniku inicjatywy władz [białoruskich]. Nasi specjaliści próbują wyjaśnić, skąd wzięła się ta blokada” Oczywiście jest to kłamstwo, bo według Tut.by białoruskie władze kontrolują internet w 100 proc., za pośrednictwem państwowego operatora Beltelekom oraz Centrum Wymiany Ruchu Internetowego (NCOT). Białoruś kupiła sprzęt i oprogramowanie do filtrowania internetu w 2018 r.
„Polityczno-prawnie odcinanie kraju od internetu „na papierze” może wygląda prosto, jednak wymaga podjęcia odpowiedniej decyzji i jej wyegzekwowania. Technicznie potrzebna jest aktywna współpraca ze strony operatorów świadczących dostęp do sieci. To oni to robią. Twarde i skuteczne odcięcie dostępu do internetu przy dzisiejszej liczbie nasycenia sieciami w wielu państwach jest technicznie trudną i skomplikowaną operacją. Łatwiej jest w krajach o ograniczonej liczbie dostawców sieci, tam gdzie ta kontrola jest skuteczniejsza. To choćby państwa takie, jak Syria, Iran czy właśnie Białoruś” – komentuje dr Łukasz Olejnik, niezależny badacz i konsultant ds. cyberbezpieczeństwa i prywatności.
Z kolei Łukasz Grzmot, specjalista ds. bezpieczeństwa w niebezpiecznik.pl, wskazuje, że: „internet to tak naprawdę wiele połączonych ze sobą sieci, przy czym użytkownicy z danej sieci w większości korzystają z usług dostarczanych przez inne sieci. Aby to było możliwe, ruch z jednej sieci do drugiej przechodzi przez tzw. punkty wymiany ruchu, co można utożsamić z internetowymi skrzyżowaniami. Jeśli właścicielom tych skrzyżowań, czyli operatorom telekomunikacyjnym, rozkaże się zapalić czerwone światło dla każdego kierunku, to internauci nie będą mogli skorzystać zarówno z zagranicznych, jak i większości lokalnych usług”.
„Na szczęście działają telefony”
Manewr Łukaszenki nie jest niczym nowym. Podobnych metod używał już w 2006 oraz 2010 roku, również do walki z opozycją. Jednak dzisiaj internet ma już o wiele większe znaczenie. I Łukaszenka o tym wie.
„W polityce odcinania dostępu do sieci chodzi o coś innego: blokadę na tyle skuteczną by obejmowała ona przeważającą część społeczeństwa. To wystarczy, by osiągnąć efekt blokady informacyjno-komunikacyjnej” – wskazuje dr Olejnik.
Mimo to całego internetu białoruski reżim nie jest w stanie wyłączyć. Chociaż wiemy że nie cofnie się przed niczym, nawet chwilowym paraliżem instytucji państwowych czy banków, które miały poważne problemy z prawidłowym działaniem, nie jest w stanie odciąć możliwości informowania przez białoruskie niezależne media o swoich poczynaniach.
Niestety aparat państwa znacząco utrudnił działanie zarówno opozycjonistom, jak i niezależnym dziennikarzom.
„Na szczęście działają telefony” – komentuje Aleksiej Dzikawicki, zastępca dyrektora Biełsatu. „Korzystamy z telefonów stacjonarnych i budek telefonicznych. Ich nie da się wszystkich podsłuchać” – opowiada o działaniach swoich dziennikarzy.
W krytycznych sytuacjach, np. w trakcie demonstracji, protestującym pozostaje komunikacja za pomocą Bluetooth. Niestety działa on jednak w niewielkich odległościach.
Białorusinów czeka więc bardzo trudna próba. Nie można wykluczyć, że białoruski reżim posunie się również do wyłączenia sieci telefonicznych.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. Zrezygnować możesz w każdej chwili.
Dopóki jest parówka w biedrze jest dobrze. Demokracja to lewacki wymysł. Módlmy się...
A tęczowa flaga to coś nagannego? Dla mnie prawo do miłości to czyste dobro.
Gornikom wystarczyly darmowe bulki z kiebasa w czasie kampanii.
Internet został zablokowany tylko dla internautów z Białorusi. Z polskiego IP możesz wejść na tut.by. A że internet nie został całkiem wyłączony poprzez "przegryzienie kabli", każdy może się połączyć z pierwszym lepszym zagranicznym serwerem VPN albo proxy, jak ktoś się boi że nasłuchują, i wyśledzą go po logach na serwerze VPN, to TORa. Jak się boisz że w polsce będzie to proszę - zainstaluj tora. Każdy twój ruch przelatuje przez kilka serwerów VPN w różnych krajach, więc nie ma szans żeby cię wyśledzili, a jak coś to w każdej chwili możesz se wylosować nowy komplet serwerów.
powstanie upadlo...
Ale można je powtórzyć
W sensie - "upaść" je ponownie?
ale gdzie tu logika, ja piszę o organizowaniu się a nie o efekcie. Czy jest jakaś analiza że brak internetu przyczynił się do upadku powstania?
Komunikacja jest kluczem do kazdego ruchu czy powstania. Powstanie Warszawskie bylo bledem wlasnie ze wzgledu na brak koordynacji i wiarygodnych informacji.
W czasach Polski Ludowej nikt nie wiedzial o Poznaniu '56. W stanie wojennym pierwsze co bylo wylaczone, to wlasnie polaczenia telefoniczne.
jest potwierdzonych co najmniej 100 ofiar śmiertelnych stanu wojennego. co ty pieprzysz ?
Wyatearp to Remuszko, znany tutaj idiota. Jego posty wrzucamy prosto do kosza. Nie minusujemy, nie polemizujemy, bo to go tylko nakręca.
Ech ty kaczy durniu! O zastrzelonych górnikach z kopalni Wujek też pewnie nie słyszałeś?
nie wiadomo jak odmneśc sie do twojego posta. w pierwszej części zdania masz mniuej wiecej słusznośc, w drugiej - pie...olisz jak potłuczony
Jeszcze wcześniej nie było telefonów i też nic się nie stało.
tyle że wtedy przypadało 5 telefonów na stu mieszkańców, telefon i tak był dla większości ludzi egzotyką. Na jedną wieś przypadał jeden telefon u sołtysa, który i tak kiepsko działał. Tylko w Warszawie telefon był dość powszechny. Wiadomo - stolica, urzędnicy...