Coraz częściej filmowcy sięgają po współczesną polską literaturę. Niestety, z różnym efektem. "Wyrwę" według powieści Wojciecha Chmielarza trudno zaliczyć do ekranizacji udanych.
W pewnym momencie bohaterowie grani przez Tomasza Kota i Grzegorza Damięckiego rozmawiają o książce napisanej przez kobietę, którą obaj kochali. Jeden wypomina drugiemu, że nie doczytał jej do końca. – To znakomita książka – przekonuje. – Mógł być z tego mocny film.
Mam dziwne przeczucie, że twórcy filmu na podstawie „Wyrwy" Wojciecha Chmielarza powtarzali sobie te słowa niczym mantrę. Choć nie wierzę, żeby już na etapie montażu, nie zdali sobie sprawy, jak bardzo się pogubili.
Wszystkie komentarze
Mam nieodparte wrażenie, że jej autor nie przeżył jeszcze w życiu tyle, żeby go zrozumieć i dostrzec w nim coś innego niż marnie odwzorowaną treść powieści. Skąd przekonanie, że film miał być kalką książki? A może książka i jej wątki posłużyć miały reżyserowi jedynie za pretekst do rozważań na jakiś inny, ważny dla niego temat? Oglądanie filmu z założeniem, że jest to kryminał i poszukiwanie płycizn oraz niespójności w wątkach sensacyjnych całkowicie uniemożliwiło recenzentowi dostrzeżenie głebi tam gdzie powinien jej szukać.
Film jest naprawdę zaskakująco dobry, ale to nie sensacyjne wątki są kluczem do jego zrozumienia. Kot świetny, doskonale przestawił emocje człowieka sfrustrowanego prozą życia małżeńskiego i zawodowego. Gruszka, choć jej czas na ekranie można mierzyć w milisekundach, gra tak, że film bez niej nie miałby w ogóle sensu, a Damięcki wspaniale pokazał istotę i wartość grania w duecie. Naprawdę polecam autorowi recenzji pójść do kina jeszcze raz i ocenił go z szerszej perspektywy. "Wyrwa" zdecydowanie nie jest wariacją na temat "Belfra".
raczej przeczytałeś nieprawdę. Nazwisko Szymków się odmienia z zamiana ó na o.