Młody chłopiec musi poradzić sobie z widmem śmierci chorej na nowotwór mamy. W przeprawie na drugą stronę dzieciństwa pomoże mu tajemniczy potwór. Pięknie zrealizowany, nieoczywisty i do głębi poruszający film nie tylko dla młodszych widzów.
Recenzja filmu "Siedem minut po północy":*****
Mama (Jones) jest młoda i śliczna. Ciepła, wesoła. Coraz chudsza, cichsza, słabsza. Mama umiera. Ale Connor (MacDougall) nie potrafi pozwolić jej odejść. Czuje gniew, frustrację, lęk. Być może podświadomie obwinia siebie za to, co się dzieje. Za jej chorobę, która wbrew najwymyślniejszym zaklęciom nie chce nie być śmiertelna. Za odejście ojca (Kebbell). Za samotność. Za oschłość babki (Weaver), która nagle staje w drzwiach by się nim zająć, choć on wcale przecież tego nie potrzebuje, bo jest zorganizowany, odpowiedzialny, już prawie dorosły! Za wszechogarniającą bezradność, która wbrew wszystkiemu bezczelnie przypomina mu, że wciąż jest dzieckiem.
Wszystkie komentarze