Tomasz Beksiński fascynował wyobraźnią i erudycją. Był głosem wielu młodych ludzi, ubierał w słowa ich myśli, a te ilustrował muzyką. Tworzył własny świat, nieobiecujący spokoju i wygody, ale przynajmniej taki, w którym jego słuchacze mogli poczuć się bezpieczni, akceptowani.
Na ekrany kin właśnie wchodzi „Ostatnia Rodzina”, film poświęcony dwóm arcyciekawym, naznaczonym tragedią osobowościom końca XX wieku, malarzowi Zdzisławowi Beksińskiemu i jego synowi Tomaszowi, dziennikarzowi oraz tłumaczowi.
Recenzja filmu „Ostatnia Rodzina”
Światem, żywiołem Tomasza Beksińskiego były muzyka i film.
Od połowy lat 80. prowadził w Dwójce i Trójce audycje radiowe – „Romantyków muzyki rockowej”, „Wieczór płytowy”, „Muzyczną pocztę UKF” i przede wszystkim „Trójkę pod księżycem”. Pisywał też do „Machiny”, „Magazynu Muzycznego”, „Teraz Rock” i „Tylko Rock”. W tym ostatnim – regularnie felietony „Opowieści z krypty”, poświęcone popkulturze (Beksiński miał nienawistno-miłosną relację z popkulturą, która z jednej strony go zżerała, ale którą też chyba w sobie pielęgnował). Był też tłumaczem tekstów piosenek i filmów – popularność przyniosły mu przekłady Monty Pythona i „Jamesa Bonda”.
Wszystkie komentarze