Czym się teraz zajmuje policja? Zamiast walczyć z przestępczością, walczy o pozycję w rankingach. W komendach padają rozkazy: ''Wykrywalność ma wzrosnąć, a liczba przestępstw spaść. Wykonać''. O tym, jak wykonuje się takie polecenie, opowiadają policjanci z Legnicy, Wrocławia, Krakowa, Warszawy i Poznania.
- Ukradli ci rower albo komórkę. Lecisz na posterunek. A tam dyżurny policjant się ociąga. Każe czekać na przesłuchanie. Po dwóch godzinach na korytarzu masz dość. Chrzanić rower! - mówisz sobie i idziesz do domu. I o to chodzi! Bo dla policji największym nieszczęściem w okresie sprawozdawczym jest przestępstwo, którego sprawcę trudno wykryć.
Komendant policji w Piekarach stworzył ranking dyżurnych. Ci, którzy przyjmowali najmniej zdarzeń, dostawali co kwartał 500 zł premii.
Prawie wszyscy moi rozmówcy proszą o anonimowość, nawet policyjni emeryci. Przecież za to, co robili, grozi dyscyplinarka albo odpowiedzialność karna. - To ja wylecę z pracy. Przełożonemu nic się nie stanie. Wszystko załatwiane jest na gębę. Oficjalnie szef jedynie określa priorytety, tak się to nazywa w zarządzeniu nr 254 komendanta głównego.
W Prudniku ktoś nagrał naradę, na której Adama Dudko naczelnik prewencji i ruchu drogowego tamtejszej komendy ''mobilizował'' podwładnych. Nagranie opublikował portal internetowy nto.pl. Trudno je cytować, bo jest pełne wulgaryzmów. - Jesteśmy na 10. miejscu w województwie dzięki waszej ''aktywności'' - Dudko wypomniał funkcjonariuszom drogówki. - Ja nie widzę policjanta, który zejdzie ze służby bez minimum ośmiu mandatów, nie licząc pouczeń. I tak już nie nadrobimy tych 9 tys., bo się, k... nie da. Pan komendant ze mną będziemy się za was tłumaczyć. I wtedy, wierzcie mi, ruch drogowy będzie pod szczególnym nadzorem.
- Naczelnik nie popełnił przewinienia dyscyplinarnego - tłumaczył Ryszard Bałucki, zastępca komendanta powiatowego policji w Prudniku. Ubolewał tylko, że Dudko używał wulgarnych słów.- Ale to była wewnętrzna narada.
Natomiast w komendzie wojewódzkiej w Opolu uznano, że Dudko przeinterpretował zalecenia szefów.
- Przeinterpretował! Akurat! A dlaczego nie mówią, że naczelnik zachęcał policjantów do nakładania mandatów nie po to, by podnieść bezpieczeństwo, ale żeby podbić statystyki? - komentują policjanci.
W 2003 r. utworzono Rejestr Czynności Sprawdzających. Zamiast wszczynać postępowanie czy śledztwo w każdej, nawet najdrobniejszej sprawie, policjant wpisuje zdarzenie do Rejestru i wyjaśnia. Jeśli okoliczności się nie potwierdzą przez 30 dni, policja może odmówić wszczęcia postępowania. RCS miał być narzędziem walki z biurokracją, a stał się narzędziem fałszowania statystyk. Zaczęto do niego wpisywać (niezgodne z prawem) nawet przestępstwa ścigane z urzędu, np. rozboje. Stają się wtedy zdarzeniem, a nie przestępstwem, i nie ma ich w statystykach.
W 2007 r. w Zakopanem nagle spadła liczba kradzieży kieszonkowych. Nawet na Krupówkach. Sukces zainteresował komendę wojewódzką. Okazało się, że policjanci, przyjmując na przykład zawiadomienie o kradzieży dowodu osobistego, wpisywali: ''Zagubienie dokumentów''. Przestępstwa nie było.
- Statystyki policyjne są fałszowane na dużą skalę - potwierdza dr Justyn Piskorski, ekspert Instytutu Sobieskiego. Bo efektywność policji ocenia się za pomocą liczb. Ekspert nie wierzy, że w 2010 r., jak podaje policja, przestępczość zmalała o 3 proc., a wykrywalność wzrosła do 68 proc.
- To nieprawdopodobne, bo aż tak nie poprawiły się możliwości wykrywcze i działalność operacyjna policji.
Statystyki są ''pompowane'' nie tylko dlatego, że komendanci robią na nich kariery. Jest też inny powód - zła legislacja. Brakuje np. mechanizmu weryfikacji tego, co robi policja. Przykład: w kodeksie postępowania karnego zmniejszono kontrolę prokuratorską nad działaniem policji.
Piskorski uważa, że właśnie z powodu fałszowanych statystyk niewiele wiemy o polskiej przestępczości. Znamy tylko ogólne tendencje.
W kodeksie karnym kilka identycznych przestępstw popełnionych przez tego samego sprawcę to czyn ciągły, czyli jedno ''przestępstwo popełnione na raty''.
Jak w Komendzie Miejskiej w Legnicy rodzono sobie z oszustwami? (Nie tylko tam).
Mówi legnicki dochodzeniowiec: - W 2010 r. kolega postawił oszustowi ponad 50 zarzutów z art. 286 kk zamiast jednego z art. 12 kk, wtedy byłoby to jedno przestępstwo, czyn ciągły. A tak mamy pięćdziesiąt parę przestępstw i wszystkie wykryte. Dane poszły do komendy wojewódzkiej i podniosły statystykę wykrywalności.
Andżelika Szewczyk (do czerwca pracowała jako cywil w wydziale dochodzeniowym Komendy Miejskiej Policji w Legnicy): - Szefów ogarnia szaleństwo zawsze pod koniec kwartału, półrocza i roku. Wtedy policjanci zajmowali się właściwie tylko statystyką. Albo umarzali sprawy, albo ich szukali. Szefowie wydziału dochodzeniowego robili nawet symulacje statystyk, żeby zobaczyć, czy dobrze wypadną. Jeśli nie, to policjanci dorabiali ileś umorzeń lub aktów oskarżenia w konkretnej kategorii.
O tym jak manipuluje się statystyką przeczytałam też w oficjalnej notatce legnickiego funkcjonariusza: ''Poprzez zabranianie kończenia spraw z danej kategorii i wyliczanie podczas odpraw, którzy funkcjonariusze jaką ilość danych spraw mają zakończyć we wskazanej chwili''. Szefowie zwracali już umorzone postępowania prowadzącemu ''celem umorzenia w kolejnym miesiącu z uwagi na fakt, że z danej kategorii zabronione jest umarzanie postępowań''. Bo w danej kategorii było za dużo niewykrytych spraw.
- Statystyka jest najważniejsza. Buduje pozycję komend, a przede wszystkim ich szefów. Nawet komendanta głównego. Takie ''podrasowane'' dane trafiają przecież do MSWiA, a nawet do Sejmu jako coroczny raport ''O stanie bezpieczeństwa państwa''. A zwykłym naczelnikom, niższym komendantom otwierają drogę do awansów i karier - mówią policjanci z Dolnego Śląska.
- Nieważne, jak ''podpompujesz'' statystyki. Liczy się to, by pokazać, że jesteśmy lepsi niż komenda za miedzą - dodają policjanci z Komendy Stołecznej.
Wykryte przestępstwa policja rejestruje na formularzach STP-3. Stąd w policyjnym żargonie wykryci sprawcy to ''dawcy trójek''.
- Komendy mają zwykle wśród lokalnych przestępców jakiegoś chorego psychicznie lub upośledzonego, który nie odpowiada za swoje czyny przed sądem. Można go ''zachęcić'', żeby przyznał się do niewykrytych przestępstw. Staje się ''dawcą trójek''.
Opowiadają policjanci z Poznania: - Koledzy z odległych komend przyjeżdżali do takiego, by przyznał się do zalegających im w szafach spraw. - ''Dawcą trójek'' może też być nieletni z policyjnej izby dziecka. Można porozmawiać z nimi wieczorem. Ktoś z kryminalnych albo z wydziału do spraw nieletnich powie takiemu nielatowi: przyznasz się do kilku przestępstw, to pomożemy i skończy się tylko na kuratorze, jak nie, to poprawczak.
O takich praktykach alarmował w październiku Stanisław Trociuk, zastępca rzecznika praw obywatelskich. Po wizytacji w policyjnych izbach dziecka napisał do komendanta głównego policji, że ''funkcjonariusze namawiają lub zmuszają nieletnich do przyznawania się do czynów karalnych, których nie popełnili. Z informacji z anonimowego źródła wynika, że przyczyną (...) tych praktyk może być stawiany im przez przełożonych wymóg podnoszenia statystyk wykrywalności przestępstw, a tym samym tworzenie jedynie pozorów rosnącej skuteczności działań Policji''.
Podwyższaczem wykrywalności jest przestępstwo znieważenia policjanta na służbie.
- Wysyła się patrol w miasto, żeby przyniósł zniewagi - mówią policjanci. - Wystarczy sprowokować młodego człowieka albo pijaczka. I spisać. To przestępstwo ze 100-procentową wykrywalnością.
Opowiada mieszkanka Warszawy: - Szukali mojego syna. Zapukało do mnie czterech policjantów. Wyjaśniłam, że syn tu nie mieszka i nie jest zameldowany. Powiedziałam synowi, że ma iść do komendy. Nawet do nich zadzwonił, ale następnego dnia, wieczorem znów do mnie przyszli. Zaczęli przeszukanie. Nakazu nie mieli. Sprowokowali mnie do ostrej wymiany zdań. Kiedy wychodzili, chciałam zatrzasnąć za nimi drzwi i niechcący uderzyłam nimi policjantkę. Po chwili skuta w piżamie i kapciach wylądowałam w izbie zatrzymań. Wyszłam po 20 godzinach. Mam sprawę sadową o ''naruszenie nietykalności funkcjonariusza na służbie i o znieważenie''.
Gdy trzeba ''podpompować'' wykrywalność, poluje się na rowerzystów, a kierowców i pieszych karze mandatami za byle co. - Każdy gliniarz wie, pod którym sklepem piją alkohol - opowiadają policjanci z dolnośląskiej drogówki. - Jedzie się tam i łapie hurtowo. U nas jechało się do Prochowic. Razem z radiowozem jechał żuk, żeby było gdzie ładować rowery.
Przeciw obecnemu systemowi oceniania pracy policji protestuje większość policjantów. - Jeśli pani wsadzi jedną nogę do wiadra z wrzątkiem, a drugą z zimną wodą, to w ujęciu statystycznym będzie pani miała średnio przyjemne uczucie na wysokości kolan. A to przecież nieprawda - mówi wysoki oficer do niedawna pracujący w Komendzie Głównej.
Związkowcy z Krakowa: - Statystyka jest w policji potrzebna do diagnozowania zjawisk, jednak obecnie przyjęła ona formy, który nie mają z tym nic wspólnego - statystyka stała się dla wielu przełożonych ważniejsza niż rzeczywista służba w interesie Polaków.
''Mam tego po dziurki w nosie. Niech Biuro Spraw Wewnętrznych (czyli policja w policji) sprawdzi, ile jest w Krakowie wpisanych w notatniki osób pouczonych, którzy w rzeczywistości nie istnieją. Sądzę, że kierownictwo o tym wie, ale nie chce mówić, bo spadną statystyki'' - napisał na forum krakowski policjant.
Policjanci jednej z komend umieścili necie film ''Druga Wojna Grupowa''. Wzięli fragmenty z filmu ''Upadek'' o ostatnich dniach Hitlera i dopisali nowe dialogi, sugerując, że chodzi o polską policję. Rzecz się dzieje w nieznanym mieście na Starówce. Policjanci wyrzucają akta przez okno.
- Co tu się dzieje?! - krzyczy komendant
- Rząd się zmienił. Niszczymy ''notatki z rowerów''.
- Przecież to były przestępstwa. Wielu awansowało na tym wyniku - komendant idzie interweniować u generała.
W scenie drugiej uroczyste wręczania nominacji i awansów funkcjonariuszom, którzy schwytali najwięcej pijanych właścicieli jednośladów. Nagradzani dziękują słowami: ''Ku chwale statystyki''.
W scenie trzeciej komendant Starówki szuka w mieście patroli. Policjanci z prewencji właśnie zatrzymali rowerzystów. Biją ich, by przyznali się, że są ''po spożyciu''.
Kiedy komendant zabrania wymuszania zeznań, dowódca patrolu zabija rowerzystów, mówiąc: - W takim razie statystyka umarła.
Oglądam film z Tomaszem Kleinem, legnickim policjantem, który protestował przeciw nieprawidłowościom w Komendzie Miejskiej w Legnicy i fałszowaniu statystyk.
- To jest czyjś dramatyczny apel o zmiany w policji. Bo to, o czym pani pisze, jest akceptowane przez naszych szefów. Autor filmu mówi: zobaczcie, do czego nas zmuszają.
Film pokazuję innym policjantom.
- Tu widać, co myślą o statystykach szeregowi policjanci, a co przełożeni. Autorzy trochę przesadzili, ale podziwiam ich odwagę. Teraz zaczną ich tropić.
Zapytałam w Komendzie Głównej Policji, jak się zabezpieczają przed fałszowaniem statystyk. Odpisali krótko: ''Sprawozdawczość podlega kontroli przełożonych różnego szczebla oraz pionów kontrolnych. Każda informacja wskazująca na możliwość ewentualnych nieprawidłowości jest szczegółowo badana, w razie potrzeby także przez niezależną prokuraturę''.
Polemika do artykułu ''Łapanka sprawozdawcza'' opublikowanego w dzisiejszej ''Gazecie Wyborczej'' - zobacz, jak policja na swojej stronie odpowiada nam
Nie wiemy, jaki jest prawdziwy poziom przestępczości w Polsce i jaka jest wykrywalność przestępstw. Dlaczego? Bo komendanci policyjnych jednostek pod koniec kolejnych okresów sprawozdawczych fałszują statystyki, by dobrze wypadać w rankingach - Małgorzata Kolińska-Dąbrowska rozmawia z dr. Justynem Piskorskim, adiunktem na wydziale prawa i administracji, Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i ekspertem Instytutu Sobieskiego
Wszystkie komentarze