Wbrew pozorom wybrać nie było im łatwo. Kulturowo nie różnimy się bardzo od ich rodzinnych krajów. Znalazło się jednak kilka rzeczy, które przypadły do gustu młodym dziennikarzom.
W wielu mniejszych miastach Wielkiej Brytanii komunikacji miejskiej nie ma albo jest mocno ograniczona. "Zamiast jechać autobusem, jesteś zmuszony przeznaczać sporo ciężko zarobionych pieniędzy na benzynę do własnego auta" - opisywała na blogu Lis Evenstad.
"W niewielkiej Zielonej Górze jest inaczej - komunikacja autobusowa jest rozbudowana i autobusy jeżdżą punktualnie. W dodatku zakup biletu w automacie w samochodzie jest wygodniejszy niż u gburowatego kierowcy londyńskiego autobusu" - zaobserwowała Lisa.
W Londynie sygnalizacja świetlna dla pieszych to wskazówka, a nie nakaz. Kiedy pali się zielone - ludzie przechodzą. Kiedy zapala się czerwone, ale auto wydaje się być wystarczająco daleko, ludzie w spokoju przechodzą nadal. Nawet jeśli tuż przy zebrze stoi policjant - nikt sobie nic z tego nie robi. A w Polsce? Kiedy pali się "red man" (czyli czerwone), wszyscy karnie stoją przed przejściem.
"Takie zachowanie warto by przenieść do Wielkiej Brytanii" - pisze Kimberley Bailey, która odwiedza Bydgoszcz. "Za dużo mamy wypadków z pieszymi i rowerzystami, a uniknięcie ich byłoby bardzo proste" - dodaje.
John Stammers (eksploruje Trójmiasto) korzystał często z udogodnień dla niewidomych na skrzyżowaniach, gdzie światłom towarzyszy sygnalizacja dźwiękowa: "Zdarza mi się w Londynie, że gram na iPodzie lub wklepuję SMS-a w komórce i przegapię zmianę świateł. Tutaj tego problemu nie ma - słyszę wyraźny sygnał".
W Norwegii darmowy internet dostępny jest w niewielu miejscach. "W Oslo jest w kilku popularnych klubach czy restauracjach, ale w większości sieć jest zamknięta. "To nasza prywatna sieć i nie życzymy sobie, aby ktoś obcy z niej korzystał" - odpowiada personel pytany o hasło - relacjonuje Norweżka Kamilla Nyeagaard-Larsen.
"Co innego w Łodzi: tutaj gdziekolwiek pójdę: na Piotrkowską, do restauracji, baru czy do muzeum - wszędzie znajduję dostępną dla mnie sieć. Potrzebne jest hasło? Żaden problem: barman mi je da, a w razie potrzeby - jak mam kłopoty - to jeszcze przeliteruje" - dodaje.
W niektórych polskich miastach tramwaje i trolejbusy mogą uchodzić za niezbyt nowoczesny system komunikacji. Inaczej widzą to obcokrajowcy. "To pozytywne, że macie rozwinięty ekologiczny transport" - zauważał John Stammers.
Na zdjęciu: Mark Silberstein w Krakowie
Centrum Helsinborga - ósmego co do wielkości miasta w Szwecji - pustoszeje coraz szybciej. Jest tam coraz mniej sklepów, bo te przegrywają konkurencję z położonym poza miastem (10 minut samochodem) centrum handlowym.
"Spacerując po Toruniu, widzę, że to miasto radzi sobie znacznie lepiej z trzymaniem rdzenia miasta, centrum, przy życiu" - pisze Gabriella Olsen. Jak to jest możliwe? Dzięki położonym w centrum kramom, stoiskom, sklepikom, gdzie można kupić niemal wszystko: od biżuterii, przez polskie wędliny po słodycze i wyroby rzemieślnicze.
"Helsinborg powinien czerpać inspiracje z toruńskich rynków, uczyć się, jak tworzyć przytulne, tętniące życie miejsca, które są przez centra handlowe niemożliwe do skopiowania" - pisze Gabriella.
Niewielka rzecz: grupa ludzi siedzi sobie w plażowej knajpce w Gdańsku, delektując się widokiem na zatokę i piwem. Słońce zachodzi i robi się zimno. Po chwili ktoś z baru przynosi koce dla gości. "Nie spodziewałem się takiego zachowania, to bardzo przyjemne" - chwalił John Stammers.
W Londynie większość pubów zamykana jest o godz. 11, niektóre czynne są do północy, najpóźniej do 1 w nocy. Komu nie chce się iść do domu, ten musi wybrać dyskotekę, gdzie za wejście trzeba płacić i gdzie nie ma atmosfery, aby siąść i rozmawiać.
"Zawsze zastanawiałem się, dlaczego u nas nie ma barów, gdzie możesz siedzieć w spokoju i rozmawiać, bez zestresowanej kelnerki stojącej obok stolika i czekającej, aż wyjdziesz. Dlatego fascynuje mnie w Polsce, że są puby, które nie są zamykane. Myślę, że w Londynie powinno być mnóstwo miejsc, gdzie możesz usiąść i rozmawiać tak długo przy piwie, tak długo, jak masz na to ochotę" - pisał Petter Larrson, który od kilku dni odkrywa Katowice.
Na zdjęciu: Sam Kennelly w rzeszowskim barze
Wrocławski rynek zachwycił Saada Noora. "Niekończący się ciąg sklepów, barów, restauracji, klubów, galerii, teatrów. Jest też centrum informacji turystycznej. Rynek to także oczywiste miejsce spotkań mieszkańców Wrocławia. Więcej niż pewne, że tam wpadniesz na kogoś, z kim się umówiłeś" - stwierdził.
Wasze pociągi są jak z książek o Harrym Potterze, z takimi dziwnymi przedziałami, gdzie ludzie siedzą naprzeciwko siebie i się na siebie patrzą - dziwili się studenci po pierwszych kontaktach z polskimi kolejami. To, co na początku ich dziwiło, później zaczęło się niektórym podobać.
"Norwegowie są trochę dziwni. Nie siedzimy naprzeciwko siebie w autobusie, a już na pewno nie rozmawiamy z osobami, których nie znamy. W Polsce jest inaczej - ludzie zagadują do siebie (ba, zielonogórzanie próbowali porozmawiać także ze mną!), nie boją się prosić o pomoc" - pisała Kamilla Nyeagaard-Larsen
"Mam prośbę do wszystkich Polaków: jeśli jedziecie do Norwegii, postarajcie się wprowadzić trochę tej waszej atmosfery i nas trochę rozluźnić" - apelowała Norweżka.
Na zdjęciu: Sam Kennelly wysiada z pociągu
"W Europie Zachodniej kontakty między uczniem a nauczycielem są w dużym stopniu bezosobowe, jak między petentem a urzędnikiem" - pisała Zlata Rodionova, która pochodzi z Rosji, a wychowywała się (i chodziła do podstawówki i do liceum) w Luksemburgu. W Polsce, podobnie jak w Rosji, jest inaczej - zaobserwowała. Do takich myśli zmusiła ją obserwacja zakończenia roku szkolnego. Ulice Szczecina były pełne wystrojonych dzieci z kwiatami dla nauczycieli, często w towarzystwie rodziców, a nawet dziadków.
"We wschodniej Europie dzięki lepszym kontaktom między uczniami a nauczycielem dziecko ma lepsze wspomnienia ze szkoły" - twierdzi
Wszystkie komentarze