Nina Andrycz, , żona premiera Józefa Cyrankiewicza do willi Ernsta Claaszena zaczęła przyjeżdżać w 1955 roku. Namówił ją na to lekarz, który uznał, że sopocki klimat i kąpiele w chłodnym morzu pomogą słynnej warszawskiej aktorce zwalczyć częste anginy. Nina Andrycz i Józef Cyrankiewicz przyjeżdżali do Sopotu zwykle w lipcu lub sierpniu, spędzali tu wakacje do połowy lat 60.
Przed willą znajdował się ogród z różami, tuż za nim rozpościerała się plaża. Początkowo ochrona wydzieliła kawałek plaży, by Nina Andrycz wraz z mężem mogli spokojnie odpoczywać. Za wysokim ogrodzeniem gromadził się jednak ciągle tłum gapiów. Premier kazał więc zlikwidować płot. - I od razu zrobiło się weselej - wspomina aktorka w książce "Willa Ernsta Claaszena w Sopocie i jej mieszkańcy. 1945-2011"
Promocja książki odbędzie się w środę o godz. 18 w Muzeum Sopotu
Podczas wakacji w Sopocie Nina Andrycz chodziła na długie spacery po plaży i po molo. Prawie zawsze towarzyszył jej tłum gapiów. W Sopocie również odchudzała się. - Osiągnęłam wagę Marleny Dietrich - opowiada w książce. Nie było to proste, bo kucharka zatrudniona w willi świetnie gotowała, choć głównie na stole pojawiał się łosoś, którego w tym czasie w Sopocie najłatwiej było kupić. Aktorka przepadała też za tortem kawowym.
Na zdjęciu Nina Andrycz przed sopocką willą, w tle samochód służbowy Cyrankiewicza.
Cyrankiewicz (na tym zdjęciu w koszu plażowym, fotografuje żonę) i Nina Andrycz chętnie zapraszali do Sopotu znajomych. Odwiedzała ich tu m.in. aktorka Barbara Wachowicz, która ponoć obawiała się ducha straszącego na piętrze. Napisała do niego nawet list po niemiecku: "Jestem aktorką. Proszę zostawić mnie w spokoju".
Czy opowieści o duchu były prawdziwe, nie wiadomo. Ale przed wojną w gabinecie na piętrze willi powiesił się Ernst Claaszen, jej właściciel, który popadł w tarapaty finansowe. A po wojnie podobno w budynku tym popełnił samobójstwo żołnierz z ochrony Bolesława Bieruta.
W Sopocie Nina Andrycz starała się unikać oficjalnych spotkań, bo jak twierdziła, od podawania ręki zbyt wielu osobom puchła jej dłoń. Aktorka bywała też z mężem w Grand Hotelu, gdzie specjalnie dla uprzywilejowanych gości kucharz kręcił lody.
"Moje pobyty w Sopocie należą chyba do najbardziej udanych w życiu, do najbardziej beztroskich w tej epoce, dość skomplikowanmj i wcale niełatwej" - wspomina w książce aktorka
Zaraz po wojnie w willi Claaszena mieszkał również Eugeniusz Kwiatkowski, słynny budowniczy Gdyni. Wojnę Kwiatkowski spędził internowany w Rumunii. Do Polski powrócił, gdy dostał propozycję, by zająć się odbudową Wybrzeża i gospodarki morskiej. W willi Bieruta mieszkała również żona, córka oraz matka i siostra przedwojennego wicepremiera. Dom wydawał im się początkowo nieprzyjemny i mało przytulny.
Pobyt Eugeniusza Kwiatkowskiego w Sopocie również był sensacją dla mieszkańców. Wielu z nich, spotykając go na ulicy, nie wierzyło, że widzi "prawdziwego Kwiatkowskiego" - wspomina córka Ewa.
Na zdjęciu Eugeniusz Kwiatkowski (pierwszy z lewej) wśród pracowników Biura Odbudowy Portów oraz Delegatury Rządu ds. Wybrzeża.
W 1947 roku Eugeniusz Kwiatkowski i jego rodzina musieli opuścić willę w Sopocie.Przedwojenny działacz gospodarczy, który odmówił zapisania się do partii, stał się niewygodny dla rządzących. Gdańskim władzom przeszkadzała też popularność Kwiatkowskiego i wyrazy sympatii, z którymi spotykał się na każdym kroku ze strony mieszkańców.
Gościem Muzeum Sopotu w środę, podczas promocji książki, będzie Julita Ryś, wnuczka Eugeniusza Kwiatkowskiego, której wspomnienia również znalazły się w tej publikacji.
Od 2001 roku w willi Claaszena mieści się Muzeum Sopotu. Budynek wymagał generalnego remontu - muzealnicy na szczęście dysponowali oryginalnym projektem z lat 1903 - 1904. Zdjęcia wnętrz willi podarowała muzeum córka Ernsta Claaszena, Ruth Koch. Dzięki temu można było odtworzyć historyczne i zabytkowe wyposażenie willi. Na zdjęciu fragment oryginalnej tapety z początku XX wieku odkrytej w jadalni.
Wszystkie komentarze