Fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Wyborcza.pl
Beata Sawicka
To najgłośniejsza afera polityczno-korupcyjna IV RP. Beatę Sawicką zatrzymano 1 października 2007 r. Oskarżono ją o powoływanie się na wpływy, przyjęcie 100 tys. łapówki za ustawienie przetargu na zakup działki na Helu oraz podżeganie do korupcji burmistrza Helu. Mirosławowi Wądołowskiemu prokuratura postawiła zarzut przyjęcia 150 tys. zł łapówki oraz drogiego zegarka.
Sprawa od początku budziła skrajne emocje, ponieważ została ujawniona tuż przed wyborami. - Ta konferencja każe się zastanowić, na kogo oddać swój głos. Polacy sami wyciągną wnioski - mówił na specjalnie zwołanej konferencji ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński.
Wątpliwości budził również sposób przeprowadzenia akcji - Sawicką zatrzymano w wyniku od początku do końca wykreowanej przez służby sytuacji. - Zadaniem CBA nie jest prowokowanie przestępstw, tylko ściganie - mówił premier Donald Tusk już po zakończeniu sprawy w 2012 r.
Posłanka od początku twierdziła, że padła ofiarą agenta CBA, który udawał zakochanego w niej biznesmena i uwiódł ją. Chodziło o słynnego agenta Tomka, czyli Tomasza Kaczmarka, obecnie posła PiS. O czułych słówkach i zaufaniu, którym go obdarzyła opowiadała podczas trwającego 2,5 roku procesu. - Odebrano mi godność, odarto z intymności - nie ukrywała emocji również podczas swojego ostatniego występu na sali sądowej. - Jeśli chce się upodlić kobietę, najprościej uderzyć w jej seksualność.
Prokurator zażądał dla Sawickiej pięciu, a dla Wądołowskiego 3,5 roku więzienia. Ostatecznie ją skazano na trzy lata więzienia, a jego na dwa w zawieszeniu na pięć.
Po zakończeniu sprawy PiS domagał się przeprosin - od Donalda Tuska, Jarosława Gowina, Bronisława Komorowskiego. Szczególne przeprosiny powinien też - zdaniem rzecznika PiS Adama Hofmana - usłyszeć Tomasz Kaczmarek.
Wszystkie komentarze