Kiedyś w Los Angeles przypadkowo znalazłem się wśród fanek boysbandu Jonas Brothers witających swoich idoli. Po raz pierwszy usłyszałem na żywo to, co znałem z archiwalnych nagrań Beatlesów - chóralny krzyk nastolatek, które ośmielone byciem razem, zwalniają hamulce i dają ulżyć przeponie.
To było pouczające doświadczenie. Chłopcy w podobnym wieku, nawet w tłumie, krzyczą jednak inaczej. Kontrolują swój krzyk i lubią to robić, układając go np. w skandowanie na koncercie: "Na...dalać! Na...dalać!". Chłopięcy krzyk na imprezie sportowej czy popkulturowej bywa oczywiście wulgarny, ale jest przeważnie artykułowany. Dziewczęcy jest pierwotny, niekontrolowany, a więc - jak się domyślam - znacznie bardziej wyzwalający.
Wszystkie systemy OK - zaraportował James Cameron. W niedzielę wieczorem na osiem minut przed północą naszego czasu słynny hollywoodzki reżyser w wieku niespełna 58 lat spełnił swoje wielkie marzenie. Zanurzył się batyskafem na dno Głębi Challengera w Rowie Mariańskim, największej głębiny świata. Jest trzecim człowiekiem, który tego dokonał, i pierwszym, który dotarł tam samotnie. Jego wyczyn można by porównać do pionierskiego lotu Gagarina. Cameron spędził kilka godzin zwinięty w pozycji embrionalnej i otoczony przez ciemny, zimny ocean. Masy wody o ciśnieniu ponad tysiąc sto razy większym niż ciśnienie atmosferyczne na powierzchni morza mogły zmiażdżyć jego stalową samotnię jak skorupkę orzecha.
Podobno ma pan na papierze, że jest normalny?
- Na studiach chciałem się wymigać od wojska. Oświadczyłem, że jestem wariatem, postanowili sprawdzić. Leżałem w psychiatryku w Krakowie, dawali mi jakieś tabletki. Po miesiącu lekarz powiedział, że przykro mu, ale jestem normalny. Nie przygotowałem się. Trzeba było coś o tym poczytać, a ja tak z marszu powiedziałem, że jestem wariatem - a żeby być wariatem, trzeba mieć o tym jakieś pojęcie. Dostałem na papierze zaświadczenie o normalności. Na wszelki wypadek trzymam do dzisiaj.
Bardzo mi się tam podobał facet chory na prawdomówność. Właściwie leczył się na to, że nie był w stanie zachować poprawności politycznej, i zawsze mówił to, co myśli. Jeśli uważał, że jego szef jest idiotą, to mówił: ''Szefie, jest pan idiotą''.
''Jestem kameleonem, na tym polega moja praca'' - mówi o sobie. Ale to nieprawda. W pewnym sensie wszystkie jego role są podobne - nawet fizycznie. Ten sam mimo upływu lat (w przyszłym tygodniu Ewan McGregor skończy 41 lat) chłopięcy wdzięk, nonszalancki uśmiech i łagodny głos, ta sama życiowa nieporadność. Reżyserzy lubią obsadzać go w rolach wrażliwych melancholików - trochę dziecięcych, trochę niewspółcześnie szlachetnych. I uwielbiają go rozbierać. Czego najlepszym przykładem ''Ostatnia miłość na Ziemi'' Davida Mackenzie.
Według sądu milion zadośćuczynienia dla Michała Kłysa ledwo "uczyni jego życie nieco znośniejszym". Gdyby nie wypadek, może reprezentowałby Polskę na olimpiadzie w Londynie.
Ten milion i stałą rentę 3 tys. zł miesięcznie wypłacić ma Warszawsko-Mazowiecka Federacja Sportu, organizator obozu treningowego, na którym niespełna 18-letni chłopak uległ wypadkowi.
Na zgrupowanie kadry juniorów i młodzików do Zamościa pojechał za chorego kolegę z AZS-AWF.
Trener grupy starszych chłopców, w tym Michała, Robert D. spóźnił się na zajęcia. Młodzież zaczęła rzucać sama. Drugi trener Wojciech K. był przy rzutni, ale obserwował swojego najlepszego zawodnika. Nie pilnował młodych lekkoatletów. "Nie wydał żadnych poleceń, uwag czy wskazówek" - napisze potem sąd.
Gdy Michał schyla się po swój młot, rzut wykonuje zawodniczka ze Skry. Metalowa kula na stalowej lince uderza w prawą skroń Michała. Miażdży głowę chłopca. Siła uderzenia była taka, jakby na głowę spadło mu 600 kg.
I wysyłają dziesiątki tysięcy wezwań do zapłaty i zawiadomień o popełnieniu przestępstwa. Większość internautów płaci, bo nie zna prawa autorskiego i chce odzyskać sprzęt.
Szósta rano. Dzwonek do drzwi.
- Kto tam?
- Policja. Proszę otworzyć!
Policjanci sprawdzają personalia wszystkich obecnych. Informują, że toczy się postępowanie w sprawie nielegalnego ściągania i rozpowszechniania plików. Ogarnia cię panika. Coś ściągałem? Może dzieciaki? Dlaczego nie odpowiedziałem na maila, który przyszedł dwa miesiące temu? Jakaś kancelaria prawna ostrzegała, że mnie namierzyli i mam zapłacić odszkodowanie. Widać jednak powiadomili policję i prokuraturę.
Spada liczba krajów, w których wykonuje się wyroki śmierci. Jednak tam, gdzie ta kara obowiązuje, statystyki rosną nieubłaganie - wynika z najnowszego raportu Amnesty International.
"Jesteśmy coraz bliżej świata bez kary śmierci, coraz mniej krajów ją wykonuje" - piszą autorzy opublikowanego we wtorek raportu. - Tylko 20 krajów przeprowadziło w 2011 r. egzekucje, co znaczy, że aż 178 tego nie robi! - cieszył się w BBC sekretarz generalny Amnesty International (AI) Salil Shetty.
Jednak na tym optymizm się kończy. "Ludzie są ścinani, wieszani, kamienowani za przeróżne winy: od zabójstw i rozbojów, poprzez zdrady małżeńskie, homoseksualizm, czy handel narkotykami. Ich procesy to często farsa, a przyznanie się do rzekomej winy nie raz wymuszane jest torturami" - przekonują autorzy.
W narodowe święto Węgier, 15 marca, w rocznicę wybuchu węgierskiej Wiosny Ludów, zebrać tysiące Polaków, wynająć cały pociąg i pojechać do Budapesztu, żeby wesprzeć ich premiera, Viktora Orbána.
Tydzień przed odjazdem Teresa najadła się strachu. Ta katastrofa kolejowa w Szczekocinach to mogła być próba przed naszym pociągiem. Ale mimo wszystko - by świat wyglądał, jak Pan Bóg przykazał - pojechała na Węgry. Jak inni: Paweł - właściciel smażalni ryb, Hanna - emerytka z Gdańska, Janek - mówi, że pracował w ministerstwie, Andrzej - motocyklista z Warszawy, Bartosz - przedsiębiorca z Kobyłki, Edward - prezes klubu sportowego.
Łódzkie schronisko dla bezdomnych przy ul. Spokojnej. Piętrowy budynek stoi w szczerym polu. Na końcu korytarza na pierwszym piętrze metalowe piętrowe łóżko. Dolne miejsce zajmuje starszy mężczyzna. Wygląda, jakby miał sto lat. Chudy, pomarszczony, nieogolony, ledwo chodzi. Mówi bardzo niewyraźnie. To Kazimierz Kolasa. Inni bezdomni mają drobiazgi: ubrania, kubki, książki, niektórzy przynoszą do schroniska telewizory. Kolasa nie ma nic. Wie, że jest nieboszczykiem. Ale nie robi to na nim żadnego wrażenia.
- Niech się inni martwią - mówi. Nawet z ciekawości nie poszedł obejrzeć swojego grobu. Z nikim nie gada, całymi dniami leży na swoim posłaniu i patrzy na ścianę albo materac leżącego nad nim.
- Niektórzy bezdomni tacy są. Nie mają nikogo na świecie. Po latach życia na krawędzi wycofują się. Są, ale jakby ich nie było - mówi Adam Przybylski, kierownik schroniska. - Niby u nas jest, ale tak naprawdę musimy udawać, że go nie ma. Dla wszystkich urzędów umarł.
Naukowcy z Filadelfii poinformowali, że znaleźli prawdopodobny klucz do męskiego łysienia. To szansa na stworzenie leków zdolnych powstrzymać utratę włosów.
Zespół z Uniwersytetu stanu Pensylwania poinformował o tym na łamach najnowszego "Science Translational Medicine". Zdaniem kierujących badaniami prof. George'a Cotsarelisa i Luisa Garzy tajemnica męskiego łysienia tkwi w zbyt dużym stężeniu pewnego białka.
Wszystkie komentarze