Wystawa "Powaga sytuacji", wynikająca z politycznych i społecznych napięć, pokazuje moc protestu - w przewrotny sposób opowiada o naszym nowym świecie, używając obrazów, narzędzi, motywów przetwarzających to, co pozornie banalne lub nudne, oklepane czy pospolite, w gest sprzeciwu.
Czy artysta w czasach napięć i kryzysu może pozwolić sobie na żarty? Czy ironia i kpina mogą być skutecznymi narzędziami protestu? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie służą one powadze sprzeciwu. W czasach kryzysu nie zawsze jednak jesteśmy serio. Czasem sztywna formuła masowego protestu okazuje się niewystarczająca. Za pomocą absurdu i groteski udaje się przełamać monopol na prawdę.
Artystki i artyści: Czarne Szmaty, Dominika Gęsicka, Maurycy Gomulicki, Zbigniew Libera, Łódź Kaliska, Pat Mic, Weronika Perłowska, Krzysztof Powierża, Agnieszka Sejud, Paweł Starzec, Pomarańczowa Alternatywa, Michał Sita, Tytus Szabelski i Karolina Wojtas.
Fotografie i materiały zebrane przez Martę Bogdańską w projekcie "Zmiennokształtne" są śladami istnienia innego archiwum, innej historii. Czy pytania: "Na co, na kogo patrzymy?" nie powinniśmy spróbować zastąpić pytaniem: "Co lub kto patrzy na nas? Stawiając się w miejscu zwierzęcia, spoglądamy na to, na co patrzyło zwierzę, ale czy widzimy to samo?". Pytanie o status zwierzęcia jest być może jednym z najistotniejszych, które musimy sobie zadać. Francuski historyk Éric Baratay w "Zwierzęcym punkcie widzenia" podjął śmiałą próbę wyjścia poza wizję świata, w którego centrum znajduje się człowiek. Jego książka - będąca inspiracją Marty Bogdańskiej - skłania do zmiany sposobu czytania historycznych źródeł, do wydobywania z nich tego, co niedopowiedziane lub pomijane, do wczucia się w sytuację zwierzęcia.
"Zmiennokształtne" to próba opowiedzenia historii o nieantropocentrycznej konstrukcji, umieszczenia emocjonalnego i intelektualnego punktu widzenia po stronie postaci innych niż ludzkie. Przez stulecia zwierzęta były więzione w przedstawieniach ludzkiego autorstwa; przedstawieniach, które usprawiedliwiały używanie i wykorzystywanie zwierząt przez ludzi.
Co robi nasza historia ze zwierzęciem? Udomawia, ujeżdża, szkoli, tresuje, czyni posłusznym, dyscyplinuje, oswaja, formuje, żeby było pożyteczne, wydajne, dopasowane, łatwe w obsłudze, wytrzymałe i sprawdzające się w każdych warunkach. Kształtuje. Zmiennokształtność jest siłą zarówno destrukcyjną, jak i twórczą - w zależności od tego, jak ją wykorzystamy. O dokonanej przemianie zaświadcza wszczepiony obcy element, coś dodanego, co pochodzi nie z natury, lecz kultury. Paradoksalnie to, co naturalne, jest w hybrydycznym bycie postrzegane jako obce, a dodane jako swoje. Naśladuję, więc jestem?
Bohaterem wystawy "Tysiące twarzy, setki miraży" jest Tomasz Machciński - autor trwającego nieprzerwanie od 1966 roku monumentalnego performance'u, na który składa się ponad 22 tysiące fikcyjnych lub zawłaszczonych tożsamości utrwalonych na fotograficznych autoportretach. Otwarty projekt życiowy Machcińskiego to swoisty atlas człowieczeństwa zbierający najróżniejsze typy ludzkie. Jego pierwsze metamorfozy kojarzą się z filmowymi fotosami i czerpią z kampowej estetyki Hollywood, historii czy popkultury.
Wraz z początkiem barwnej fotografii cyfrowej artysta zaczyna tworzyć niczym nieskrępowane i niezakorzenione w istniejących systemach reprezentacji tożsamościowe improwizacje. Mnogość stylów, afiliacji etnicznych, rasowych, seksualnych czy społecznych na jego zdjęciach przywodzi na myśl raczej nowojorskie niż kaliskie ulice.
Artysta stwarza postaci i je rekonstruuje, a zarazem przetwarza i kwestionuje stereotypowe kategorie dzielące ludzi, demaskując tym samym performatywność wszelkich tożsamości. Pomimo wyraźnego romansowania z prymitywizmem praktyka twórcza Machcińskiego, podobnie jak w przypadku futurystów, pozbawiona jest intencji ranienia. Jawi się za to jako strategia uniwersalistyczna, humanistyczna, gromadząca w jednym miejscu ludzi wszystkich ras, wyznań i płci.
"Moje postaci nie dotyczą tylko Europy. Azja, Afryka, cały świat" - mówi artysta, ukazując w swoim atlasie człowieczeństwa rozbudowaną, szczegółową i barwną taksonomię ludzkich twarzy i emocji.
Tomasz Machciński z wykształcenia jest mechanikiem precyzyjnym. Mieszka i pracuje w Kaliszu. Od 1966 r. realizuje swój wielki życiowy projekt - wciela się w rozmaite postacie i tworzy fotograficzne autoportrety; zbiór obejmuje obecnie ponad 22 tysiące zdjęć. Od 2006 r. nagrywa performance'y dokamerowe będące rejestracją improwizowanych utworów wokalnych. Jego credo artystyczne brzmi: "Nie stosuję peruk, trików, natomiast wykorzystuję wszystko, co dzieje się z moim organizmem, jak: odrastanie włosów, ubytek zębów, choroby, starzenie się itp. Dzieło sztuki to ja, Tomasz Machciński".
Wystawa Tomasza Machcińskiego jest prezentowana w Galerii Europa - Daleki Wschód w Muzeum Manggha, czyli w europejskim ośrodku poświęconym wspieraniu kulturalnego dialogu pomiędzy Europą a krajami regionu Pacyfiku. To pierwszy obszerny pokaz jego barwnej fotografii tworzonej w latach 2006-18.
Wystawa "Jaki mamy budżet?" to gorzka, ale humorystyczna opowieść o tym, czego nie było, co się nie wydarzyło, bo ciemna materia świata sztuki pochłonęła więcej projektów, talentów i karier, niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Każda z prezentowanych prac to jeden niezrealizowany projekt, który wjechał w możliwości finansowe produkującej go instytucji, galerii czy samego autora niczym bmw w stację Orlenu. Ada Zielińska wykorzystuje swoją pozycję artystki sprawnie nawigującej po polu sztuki, by przyjrzeć się panującym w nim warunkom w sposób krytyczny wobec systemu, a jednocześnie empatyczny wobec współuczestników. Estetyzacja pieniędzy na fotografiach Zielińskiej jest też opowieścią o ich fetyszyzacji w świecie sztuki, o tym, jak bardzo są one fantazmatyczne, urojone, nieosiągalne.
Nie ma chyba w Polsce artystki, kuratora, krytyka, osoby kierującej instytucją kultury, jej pracownika, wykładowcy czy studentki ASP, właścicielki lub właściciela galerii, kolekcjonera czy kolekcjonerki, którym nie zdarzyło się funkcjonować w warunkach skrajnego niedoboru środków - ten nęka krajowe pole sztuki współczesnej. Ograniczone finansowanie produkcji ukształtowało naszą świadomość tak głęboko, że właściwie każda rozmowa o pieniądzach jest krępująca.
Pytanie o budżet dostępny na realizację jest nieuniknione i zazwyczaj pada na samym początku rozmów. Jest to też etap, na którym większość projektów się kończy, bo saldo dostępnych środków zwykle wynosi zero. Instytucjonalne honoraria nie zmieniają wiele, ponieważ stawki nawet najhojniejszych instytucji wystarczają zwykle na pokrycie zaledwie części kosztów pracy.
Uprawianie sztuki stało się, niestety, przywilejem osób niezależnych finansowo, ewentualnie tych, którym udało się znaleźć alternatywne źródła finansowania swojej drogi twórczej, głównie prywatne, a jest ich naprawdę niewiele. Oczywistym rozwiązaniem wydaje się sprzedaż prac - nieustannie rosnące aukcyjne rekordy to aspekt sztuki, który najbardziej działa na wyobraźnię. Niestety, w naszych realiach dotyczy to głównie dzieł starszych od dorosłych już dzieci autorki czy autora.
Co się dzieje, kiedy wspomnienia codziennego życia nagle zabarwia świadomość, że odbywało się ono nie tyle "blisko kościoła", ile po prostu w sekcie. Jagoda Valkov po latach spędzonych w Ruchu Rodzin Nazaretańskich zdjęcia z rodzinnych albumów zmieniła w kolaże, nakładając na obrazy inne, odnoszące się do religijnej rzeczywistości kształtującej światopogląd społeczności.
"Szczęśliwa wina" buduje obraz świata, w którym nad dziewczynką sfotografowaną z owcami cały czas unosi się twarz Jezusa, a obok księdza przemawiającego do wiernych widnieje złowieszczy wąż przypominający o grzechu pierworodnym. Początkowo uderza odrealniony, psychodeliczny charakter grafik, ale przyglądając się im uważnie, w kolorowym, wyrazistym stylu Valkow odnajdziemy komentarz na temat życia w społeczności zbudowanej na wzór rodziny z Nazaretu.
Śliwa pod okiem, szrama na środku czoła zszyta ciemną nicią, wielkopowierzchniowe plamy siniaków. Zacznijmy dosłownie, skoro Jędrzej Nowicki fotografuje blizny, siniaki i ślady na ciałach uczestników protestów przeciwko reżimowi Łukaszenki.
Jędrzej Nowicki w rozmowie z Michałem Nogasiem dla "Gazety Wyborczej":Okres, który spędziłem w Mińsku, dałoby się podzielić na dwa etapy - dokumentowanie przemocy i dokumentowanie blizn, jakie po sobie zostawiła. Choć udało mi się również zebrać wiele obrazów pełnych nadziei i radości czasu protestów. Ich wydźwięk, jak mi się zdaje, będziemy jednak mogli ocenić dopiero z pewnej perspektywy.
Niektóre zostały po kontaktach z funkcjonariuszami służb bezpieczeństwa w więzieniach, inne powstały w bezpośrednich starciach obywateli z OMON-em. Największy wolnościowy zryw we współczesnej historii Białorusi zostawił jednak ślady nie tylko na ciałach białoruskich obywateli.
Fotograf szukał więc nie tylko widzialnych znaków walki, ale też metaforycznych cięć, znaczących zarówno ludzką psychikę, jak i społeczną tkankę - obrazów z pogrzebów ofiar, rodzin czekających na wieści o bliskich, śladów systemowej przemocy.
Jędrzej Nowicki, "Blizny".
Jędrzej Nowicki, "Blizny".
W fotografii erotycznej chodzi nie o ostrość obrazu, ale raczej o poruszenie, które wywołuje w odbiorcy drżenie, szybszy przepływ krwi.
Bartosz Wajer w "Od oka do kości" przygląda się obrazom z portali erotycznych, czy raczej poddaje je analizie przy pomocy nagiego aparatu fotograficznego: korpusu pozbawionego obiektywu albo z luźnymi soczewkami.
Przefotografowane zostają pozbawione swojej mocy, z obiektów pożądania stając się przedmiotem analizy, zbiorem barwnych plam do oglądania już nie w nocnej poświacie komputera, ale w świetle dnia.
Uwiecznione postaci w wyuzdanych pozach zmieniają się we własne upiory, rozmazane, niewyraźne, a od oka do kości, z ciała na widok ciała nie przebiega już żaden dreszcz.
Bartosz Wajer, z serii "Od oka do Kości".
Powrót do domu to często szereg niespodzianek, nawet jeśli nic się nie zmieniło. Czasem zaskakuje raczej niezmienność: wciąż te same zasuszone kwiaty, plastikowa figurka pieczołowicie zachowana przez dwie dekady, stopniowe narastanie przedmiotów.
Tomasz Kawecki w domu w Witowicach Dolnych odwiedza babcię i odkrywając na nowo dom, w którym spędzał czas w dzieciństwie.
Tworzy portret kobiety ze zgromadzonymi przez nią obiektami.
Na obraz składają się zarówno jej zdjęcia z młodości, jak i rzeczy znoszone przez lata do domu - powyginane korzenie, kamienie czy wysuszone kwiaty.
Wszystkie te przedmioty, dla dziecka magiczne, dziś odsłaniające swoją zwyczajną naturę, tworzą leże przypominające ptasie gniazdo - bezpieczne dla piskląt, choć kruche.
Duszący dym wypełnia płuca, wisi w powietrzu tygodniami. W Irkucku wszystkich bolą głowy, lasy płoną całe lato. Drugi brzeg rzeki da się dojrzeć, dopiero kiedy wreszcie spadnie deszcz.
Marina Istomina w swoimi projekcie na granicy snu i rzeczywistości łączy obrazy z opanowanego przez ogień regionu, z archiwalnymi materiałami i medialnymi doniesieniami.
"Duszenie" to nie tylko relacja ze stanu zawieszenia we mgle, ale też polityczne oskarżenie: zielone lasy na Syberii płoną, ponieważ nielegalna deforestacja czasami się opłaca.
Sprawcy tych pożarów nie tylko pozostają nieukarani: nie wszystkich nawet próbuje się odszukać. Płoną coraz większe połacie, wiatr niesie toksyczne opary, setki kilometrów dalej martwe insekty spadają z nieba; ludziom trudno się oddycha.
Marina Istomina, Duszenie
W 2020 r. protestowali kobiety, przedsiębiorcy, środowisko LGBT, Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, ruch Black Lives Matter, związkowcy, rolnicy i Obywatele RP. Manifestacje były wyjątkowe nie tylko pod względem skali, ale także energii, siły wizualnego i językowego przekazu.
Fotografki i fotografowie stali w pierwszych rzędach tych manifestacji, często narażając się na niebezpieczeństwo zarażenia czy agresję ze strony policji, dokumentując na bieżąco wydarzenia. Ich zdjęcia trafiały na pierwsze strony gazet, natychmiast były publikowane w social mediach.
Wywołały debaty, były dowodami nadużyć ze strony funkcjonariuszy państwowych, aktywizowały protestujących do kolejnych wyjść na ulicę. Były szczególnie ważne dla tych, którzy uczestniczyli w protestach zdalnie.
W internecie zdjęcia z protestów same stają się formą protestowania, a podawanie ich dalej - statementem. Fotografie działają jak transparenty. Mają potencjał viralowy, są komentowane, udostępniane, zmieniane w memy z zatrważająca prędkością.
Medium fotografii nie jest przezroczyste czy obiektywne, ma ogromną siłę perswazyjną. Historia dzieje się na oczach fotografów, ale jest również przez nich tworzona. W rzeczywistości pełnej fake newsów i manipulacji rzetelna dokumentalistyka staje się narzędziem aktywistycznej walki o prawdę i sprawiedliwość społeczną.
Zdjęcia obrazujące spektakle uliczne są bronią w bitwie na obrazy, symbole, dają szansę wypowiedzenia się osobom najmniej słyszanym.
Pierwsza odsłona wystawy miała miejsce w styczniu 2021 r. w Warszawie i zbiegła się ze strajkami kobiet po oficjalnym ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Zdjęcia umieszczone w przestrzeni miasta były efemerycznymi "pomnikami" tych wydarzeń. Wystawa została zorganizowana przez Galerię Promocyjną oraz Staromiejski Dom Kultury w Warszawie.
Wydarzenie odbywa się w ramach inicjatywy "Maj równości" organizowanej w dniach 1-31 maja przez miasto Kraków.
Wszystkie komentarze