Dwadzieścia osób, w tym czterech policjantów, odniosło rany podczas sobotniej fali protestów 'żółtych kamizelek' we Francji. Uczestnicy protestu mieli pokojowe intencje, ale ich paryską manifestację wykorzystali zwykli chuligani wraz z bojówkarzami ze skrajnej prawicy i lewicy do wywołania licznych starć z policją
Nazywani "żółtymi kamizelkami" protestujący - od charakterystycznego koloru ich strojów - wyszli na ulice w obliczu niezadowolenia z rosnących kosztów życia.
Bezpośrednim powodem są podwyżki paliwa, które mają wejść w życie od przyszłego roku: ceny oleju napędowego wzrosną o 6,5 eurocenta.
Już teraz cena ropy (większość francuskich samochodów to diesle) przez ostatnie 12 miesięcy wzrosła o 23 proc. Obecnie jej średnia cena to 1,5 euro i jest najwyższa od początku XXI w. Ma to związek ze światowymi trendami, ale nie tylko: rząd Macrona wprowadził opłatę w wysokości 7,6 eurocenta za litr oleju napędowego i 3,9 za litr benzyny.
Według MSW w całej Francji aresztowano w sobotę 130 osób, głównie za udział w blokadach dróg i centrów handlowych.
Z tego 42 w Paryżu - przede wszystkim za obrzucanie policji rozmaitymi przedmiotami na czele z brukiem wyrwanym z jezdni Pól Elizejskich.
W poprzek tej słynnej alei wzniesiono ok. 10 barykad zbudowanych w większości z elementów wyniesionych z pobliskich budów.
Barykady te były wielokrotnie podpalane, a policja równie często je usuwała, m.in. za pomocą armatek wodnych.
Po cofnięciu się funkcjonariuszy barykady były często odbudowywane - i taka "zabawa w kotka i myszkę" trwała przez cały dzień.
Siły porządkowe działały zgodnie z klasycznymi zasadami, obowiązującymi w takich okolicznościach we Francji.
Głoszą one, że dopóki nie dochodzi do zagrożenia życia manifestantów lub policjantów bądź do ataków na sklepy czy budynki publiczne, funkcjonariusze mają skupiać się właśnie na trzymaniu uczestników zamieszek na dystans.
Oprócz armatek wodnych służą temu gazy łzawiące.
Jednych i drugich używano na Polach Elizejskich bardzo obficie. Do tego stopnia, że według nieoficjalnych wiadomości w pewnym momencie oddziały prewencji musiały się cofnąć, by uzupełnić zapasy granatów z gazem.
Władze spodziewały się przybycia w sobotę do Paryża ok. 30-40 tys. osób. Ogłosiły od razu, że obszar obejmujący dolną część Pól Elizejskich, plac Zgody i pobliskie tereny wokół parlamentu, Pałacu Elizejskiego oraz ambasad USA i Wielkiej Brytanii będzie całkowicie zablokowany przez policję i będzie na nim obowiązywać ścisły zakaz manifestacji.
Władze wyznaczyły cztery inne, dość odległe od Pól Elizejskich, tereny dla sobotnich zgromadzeń - przede wszystkim Pola Marsowe koło wieży Eiffla.
Według MSW właśnie tych terenów dotyczyły formalnie złożone podania o zgodę na protesty. Ruch "żółtych kamizelek" bardzo różni się jednak od dotychczasowych organizatorów manifestacji, takich jak związki zawodowe, organizacje społeczne czy partie polityczne. Nie ma struktur ani przywódców, nie ma własnych służb porządkowych i kontestuje instytucje państwowe jako takie.
Nie ma jeszcze podstaw, by nazwać go ruchem anarchistycznym, ale jego uczestnicy nie znoszą, kiedy państwo próbuje im mówić, co i gdzie mają robić.
Dlatego na wyznaczonych przez władze terenach nie pojawił się praktycznie nikt, natomiast od 10 rano coraz gęstszy tłum zaczął się gromadzić w górnej części Pól Elizejskich, w przecznicach i wokół Łuku Triumfalnego.
Wprawdzie władze odradzały zbieranie się w tym rejonie, lecz "żółtym kamizelkom" wystarczyło, że nie był on objęty formalnym zakazem manifestacji.
MSW ocenia liczbę przybyłych tam osób na 8 tys. Tłum szybko zdominowało ok. 200 chuliganów i bojówkarzy ultraprawicowych i ultralewicowych, którzy atakowali policjantów i wznosili barykady.
Minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner oznajmił, że w starciach była obecna tylko ultraprawica, ale obserwatorzy mają w tej sprawie poważne wątpliwości.
Dość trudno bowiem uwierzyć, że skrajnie prawicowi bojówkarze występowali pod flagą z wizerunkiem Che Guevary - a taką było kilkakrotnie wyraźnie widać.
Jednym ze skutków zupełnego braku organizacji po stronie "żółtych kamizelek" jest to, że od samego początku akcji protestacyjnych ruch nie ogłasza własnych ocen ich zasięgu i rozmiarów.
Jedynym źródłem jest więc MSW. Resort podaje, że w całym kraju w manifestacjach i blokadach "żółtych kamizelek" wzięło w sobotę udział 106 tys. osób, które uczestniczyły w 1619 akcjach. Oznaczałoby to spadek liczby protestujących o ponad połowę w porównaniu z manifestacjami sprzed tygodnia, kiedy MSW odnotowało 282 tys. uczestników w ponad dwóch tysiącach akcji.
Na polityczny i społeczny bilans sobotnich wydarzeń trzeba będzie jeszcze poczekać. Na razie wiadomo, że ludzie, którzy przyjechali do Paryża ze szczerym zamiarem stanowczego, ale spokojnego wyrażenia swojego niezadowolenia i gniewu z powodu coraz trudniejszego wiązania końca z końcem przez najsłabiej sytuowane warstwy ludności, przeżyli dzień raczej gorzki, gdyż to, co działo się na Polach Elizejskich, było zupełnie niezgodne z ich zamiarami i całkowicie ich przerosło. Powtarzają teraz, że boją się, iż wizerunek całego ruchu może na tym bardzo ucierpieć.
Łatwiej ocenić bilans materialny. Pola Elizejskie zostały po sobotnich starciach w opłakanym stanie: dziury w jezdni po wyrywaniu bruku przez chuliganów, ślady po licznych pożarach barykad, lecz także motocykla i ciężarówki z dźwigiem.
Manifestanci usiłowali dostać się jak najbliżej Pałacu Elizejskiego, siedziby prezydenta, który jest dla nich głównym symbolem "ciemiężycielskiej" władzy, ale niezbyt im się to udało - blokada policyjna była zbyt silna i skuteczna. Natomiast we wtorek popłynie do nich stamtąd głos Emmanuela Macrona. Zapowiedział on na ten dzień wystąpienie, w którym ma przedstawić pomysły ulżenia tym obywatelom, którzy najbardziej odczuwają presję podatkową państwa, a zwłaszcza podniesienie akcyzy na olej napędowy. To ta właśnie sprawa stała się iskrą, która spowodowała trwającą od ponad tygodnia społeczną eksplozję.
Wszystkie komentarze