Od miesięcy Indianie buntują się przeciwko budowie rurociągu w pobliżu ich rezerwatu w Północnej Dakocie. Spór rozstrzygnie się już za prezydentury nowego lokatora Białego Domu, co buntownikom najlepiej nie wróży. Trump ma akcje firmy naftowej, która go buduje
W prowizorycznym obozie buntowników na skraju rezerwatu mieszkają już cztery tysiące ludzi: głównie Sjuksowie, którzy żyli tutaj od wieków, ale także Indianie z innych plemion oraz biali ekolodzy, którzy przyjechali ich wspierać. Miesiąc temu w jednym z namiotów przyszła na świat dziewczynka, której dano na imię Mni Wiconi, czyli "woda to życie"
Wielu mieszkańców obozu ma tę maksymę wypisaną na koszulkach i bluzach. Przekonali się na własnej skórze, że woda może być również groźna. Kiedy maszerowali na most, za którym kończy się rezerwat, zostali ostrzelani przez policję z armatek wodnych. Tamtego wieczora było minus pięć stopni Celsjusza, kilkanaście osób trafiło do szpitala z objawami wyziębienia organizmu
Lokalny szeryf wyjaśniał potem, że przy moście wybuchły regularne zamieszki z udziałem kilkuset osób, z których niektóre były bardzo agresywne; dlatego zastosowano środki adekwatne do sytuacji.
Teksańska firma Energy Transfer Partners (ETP) nie przejmuje się protestem oraz wszystkimi innymi szykanami i przeciwnościami, z którymi musi się borykać od pół roku. Nadal niestrudzenie buduje rurociąg naftowy, który ma przebiegać pół mili od północnego krańca rezerwatu Standing Rock, pod dnem rzeki Missouri.
Prace trwają nawet mimo apelu departamentu sprawiedliwości w Waszyngtonie, żeby je wstrzymać do czasu zakończenia sporu w sądzie.
- W chwili obecnej prowadzimy działalność wyłącznie na prywatnych gruntach, na co mamy pozwolenia ich właścicieli i odpowiednie licencje - twierdzi rzeczniczka ETP
Jednak prędzej czy później rurociąg będzie musiał przeciąć rzekę, a do tego potrzebna jest już zgoda korpusu inżynieryjnego armii USA. Na razie jej nie ma, ale szefowie ETP są dobrej myśli. Przez najbliższe miesiące mają wystarczająco dużo do roboty na innych odcinkach
Rurociąg Dakota Access Pipeline, który będzie liczył prawie 2 tys. kilometrów, jest ukończony dopiero w 70 proc. Będzie biegł z łupkowych kopalń ropy naftowej w rejonie miasta Williston w zachodniej części Dakoty Północnej do stanu Illinois, gdzie połączy się z siecią już istniejących rurociągów. Każdego dnia ma pompować około pół miliona baryłek ropy
Ryzyko skażenia vs. święta ziemia. Trudno sobie wyobrazić, żeby gigantyczną, ważną dla całego kraju inwestycję o wartości 3,8 mld dolarów, mogła powstrzymać garstka 10 tys. mieszkańców indiańskiego rezerwatu
Dzięki odkrytym w poprzedniej dekadzie roponośnym łupkom Ameryka stała się największym producentem ropy naftowej na świecie. Tyle tylko, że słabo zaludniona Dakota Północna nie ma odpowiedniej infrastruktury. Ropa odessana ze skał kilka kilometrów pod ziemią jest pompowana do cystern na ciężarówkach i pociągach, które muszą jechać z nią tysiące mil do najbliższych rafinerii
Taki transport jest mało efektywny, kosztowny i - jak twierdzą eksperci koncernów naftowych - w porównaniu z rurociągiem dosyć ryzykowny. Ciężarówki miewają wypadki, pociągi się wykolejają. Dakota Access Pipeline rozwiąże te wszystkie problemy
Sjuksowie z rezerwatu Standing Rock nie mają za grosz zaufania do koncernów naftowych. Przywołują też stare plemienne podania o czarnym wężu, który ma rzekomo zanieczyścić ich ziemię. Przecież gdy pęknie rurociąg pod dnem Missouri, będzie to oznaczało wielką katastrofę ekologiczną. Cała rzeka zostanie zanieczyszczona i rezerwat straci jedyne źródło wody pitnej
Dla porównania - wypadek ciężarówki cysterny, choć bardziej prawdopodobny, wywołać może jedynie relatywnie niewielki wyciek ropy przy szosie
Co więcej, jak twierdzą Sjuksowie, rurociąg jest budowany na świętej ziemi, na której leżą prochy ich przodków. Ponoć jakaś "rządowa komisja ekspertów" ustaliła, że to nieprawda
Formalnie rzecz biorąc, "święta ziemia" jest już poza terenem rezerwatu, ale przecież zgodnie z traktatem, który podpisali z rządem Stanów Zjednoczonych w 1868 roku, wszystkie ziemie na zachód od Missouri miały należeć do nich.
Oczywiście traktat nie został dotrzymany, już trzy dekady później Sjuksowie byli zamknięci w kilku niewielkich rezerwatach
W 1980 roku sąd najwyższy USA potwierdził, że zostali oszukani i przyznał im za ukradzione ziemie odszkodowanie. Ciągle czeka ono koncie w banku, urosło razem z odsetkami do ponad miliarda dolarów, ale Sjuksowie odmawiają jego przyjęcia, bo wtedy automatycznie zrzekliby się prawa do zagrabionych terenów
Rdzenni amerykanie mieszkający w Standing Rock odmawiają zgody na rurociąg. Latem zaskarżyli decyzję korpusu inżynieryjnego, który wcześniej zatwierdził trasę proponowaną przez ETP.
Sjuksowie żądają by do czasu zakończenia procesu wstrzymać budowę. Sąd tę prośbę odrzucił, ale - po gwałtownych protestach - rząd federalny wstawił się za Indianami
Na początku listopada Barrack Obama oznajmił, że korpus inżynieryjny rozważa poprowadzenie rurociągu inną trasą. "Warto poczekać jeszcze kilka tygodni, żeby upewnić się, czy nie da się tego rozwiązać, biorąc pod uwagę tradycje pierwszych Amerykanów (czyli Indian)" - mówił obecny prezydent
20 stycznia 2017 roku prezydentem USA zostanie Donald Trump i wtedy być może korpus inżynieryjny pozwoli ETP na dokończenie odcinka przy rezerwacie. Dlaczego miałby nie pozwolić?
Kelcy Warren, prezes ETP, wykazał się godnym podziwu wyczuciem politycznym: latem dał 100 tys. dol. na kampanię wyborczą Trumpa (ściślej mówiąc - na Trump Victory Fund). Mało tego, prezydent elekt ma - jak sam przyznał w zeznaniu finansowym - udziały w ETP o wartości między pół miliona a milionem dolarów!
Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, trudno się nie zgodzić z prognozą szefa koncernu budującego rurociąg.
"Jestem na 100 proc. pewien, że administracja Trumpa, który rozumie potrzeby energetyczne kraju, ostatecznie zatwierdzi aktualną trasę rurociągu" stwierdził w telewizji NBC prezes Warren.
"Nie jesteśmy przeciwni rozwojowi energetyki, ale decyzje muszą być podejmowane z uwzględnieniem rdzennych mieszkańców Ameryki! Apelujemy do polityków w Waszyngtonie, żeby decyzja Obamy została podtrzymana" - mówi Dave Archambault, przywódca plemienia.
Jaka miałaby być inna trasa rurociągu? Według pierwotnych planów miał przebiegać niedaleko miasta Bismarck położonego 80 km na północ od granicy rezerwatu. Ale trasa została zmieniona w 2014 roku ze względu na... zagrożenie dla wody, z której korzystają mieszkańcy Bismarck
Przez dwa lata nafciarze z Energy Transfer Partners i inżynierowie armii USA utrzymywali, że rurociąg może przebiegać koło rezerwatu, bo tam już jakoby (wbrew oczywistym faktom) nie zagraża wodzie pitnej
Ostatni raz Sjuksowie odnieśli zwycięstwo nad białymi intruzami w 1876 roku, w słynnej bitwie pod Little Big Horn.
Są niestety poważne obawy, że historia sprzed 140 lat powtórzy się w 100 proc., tzn. wygrana bitwa nie uratuje Indian przed przegraniem wojny.
Wygląda na to, że Sjuksowie od 150 lat mają pecha
Doradcy Donalda Trumpa ogłosili, że "prezydent elekt popiera Dakota Access Pipeline" i "że nie ma to nic wspólnego z jego prywatnymi inwestycjami, tylko chodzi o promowanie polityki, która przyniesie korzyść wszystkim Amerykanom"
Prezydent USA de facto kontroluje korpus inżynieryjny. Trump bez problemu może zwolnić tych, którzy wydali decyzję o wstrzymaniu budowy spornego odcinka ropociągu i zatrudnić nowych, którzy zrobią, co im każe
"Zostało już tylko kilka tygodni" - oświadczyła grupa przedsiębiorców popierających rurociąg zrzeszonych pod szyldem Midwest Alliance for Infrastructure Now. "Miliony Amerykanów, którzy ciężko pracują w sercu kraju, nie mogą się już doczekać 20 stycznia, kiedy zostanie zaprzysiężony nowy prezydent" ...
Wszystkie komentarze