'I znów walczy dzielna stolica
Znów ją okrył pożogi dym
I po krwią zbroczonych ulicach
Znów wolności rozbrzmiewa hymn!
'
- śpiewali powstańcy warszawscy w 1944 roku. Pamięć o nich nie zgasła po 74. latach. Mieszkańcy i goście stolicy uczcili pamięć tragicznego zrywu niepodległościowego.
Wszystkie komentarze
To zakłamywanie historii, polegające na stawianiu ich za wzór dla nowych pokoleń, wznoszenie pomników, przywoływanie ich nazwisk i ?zasług? przy nazewnictwie ulic (praktycznie w każdym większym mieście), szkół i drużyn harcerskich, może mieć zgubne skutki dla rozwoju życia publicznego i tworzenie wzorców wychowawczych we współczesnej Polsce. Należy dziś powiedzieć prawdę, że jedną z poważnych przesłanek prowadzących do kapitulacji powstania było to, że ludność zaczęła się burzyć. Zaczęła tego żądać. Trudno chyba jej się dziwić, że po dwóch miesiącach gehenny, nazwanej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego zwolenników i usłużnych twórców zakłamanego Muzeum Powstania Warszawskiego ?dniami odzyskanej wolności?, musiało do tego dojść.
Powstanie, dziś to wiemy z wielorakich dokumentów i ocen, najczęściej nie polskich, można było poddać po pierwszym tygodniu, przed poniesieniem tych straszliwych strat, a także w sierpniu i na początku września, kiedy wiadomo już było, że premier Mikołajczyk nic nie załatwił ze Stalinem, i że pomoc sowiecka przy tej ?niezłomnej? postawie jego rządu nie nastąpi. Zwlekanie z decyzją o kapitulacji obciąża stronę polską, gdyż Niemcy szukali porozumienia i zakończenia powstania. Ich dowódca generał von dem Bach-Zelewski powiedział po kapitulacji powstania, że mógł wybić wszystkich mieszkańców Warszawy przy pomocy artylerii i lotnictwa. Ale nie chciał tego robić. Stąd wniosek, że z taką dumą dziś wypowiadane przez apologetów powstania, na czele z jednym z dzisiejszych moralnych autorytetów Władysławem Bartoszewskim, oceny, że powinniśmy chlubić się tym, że przetrwało ono 63 dni, jest wielkim nonsensem i zakłamaniem. Powiedzmy wreszcie prawdę: powstanie warszawskie już po pierwszych 5?6 dniach, przy braku ofensywy sowieckiej, straciło swój sens, gdyż na tyle było zaplanowane. Reszty miała dokonać Armia Czerwona. W oflagowanym biało-czerwonymi symbolami mieście, w chorej wyobraźni rządu emigracyjnego i dowództwa AK, u ich przedstawiciela w Warszawie miał zameldować się radziecki dowódca marszałek Konstanty Rokossowski i prowadzić pertraktacje o dalszych działaniach tej armii i jej poruszaniu się przez Polskę na Berlin. To akurat, przy zerwanych stosunkach dyplomatycznych, nie było w zamiarach żadnego z uczestników konferencji w Teheranie. zbigniew2707@wp.pl
święta racja. To powstanie to chora martylologia. Zniszczony dorobek pokoleń, stolica państwa - której odbudowa szła w miliardy. Największa strata młodych ludzi, którzy zginęli a naa ich miejsce jakieś leśne dziadki porozsadzały się tłustymi dupami w komunistycznych fotelach bo ich śmierć im to umożliwiła. Polacy mają jakąś skłonność do absurdu i samobiczowania, lepiej byłoby uznać obłędem i wstydem tę PORAŻKĘa nie ją hołdować i kłamać że to było coś znaczącego. NIE NIE BYŁO,
Warszawska zabudowa do dziś wygląda jak szwajcarski ser. Polacy zacznijcie powstanie, a potem jakoś to będzie.