Dwór burgundzki otaczał się niewiarygodnym luksusem, moda na sztukę panowała wśród bogatych mieszczan, a Brugia stanowiła tak potężny ośrodek eksportu dzieł sztuki, że nawet państwa włoskie miały z nią ujemny bilans handlowy

Beata Janowska: W 1369 r. książę Burgundii Filip Śmiały, najmłodszy syn króla Francji Jana II Dobrego z dynastii Walezjuszów, poślubił Małgorzatę dziedziczkę Flandrii. Niedługo po tym wydarzeniu narodziła się jedna z bardziej wyrafinowanych kultur dworskich w dziejach.

Prof. Antoni Ziemba: Między rokiem 1380 a 1477 Niderlandy, czyli Flandria, Brabancja i hrabstwo Holandii (obecnie Belgia i Holandia), stanowiły jeden z najbogatszych regionów Europy, główne centrum sukiennictwa, handlu i bankierstwa. Natomiast Burgundia, składająca się z Wolnego Hrabstwa Burgundii po stronie Rzeszy i Księstwa Burgundii po stronie francuskiej, nie była tak mocarna finansowo. W tamtych czasach królowie i książęta nieustannie wędrowali po swoich włościach, jednak możemy przyjąć, że za panowania Filipa Śmiałego (1363-1404) oraz jego syna funkcję stolicy pełniło Dijon. Z jednej strony Burgundczycy byli lennikami swych kuzynów królów Francji, z drugiej - poddanymi cesarza, i taka sytuacja pozwalała im na lawirowanie pomiędzy nimi. W czasach Filipa Dobrego (1419-67), najpotężniejszego z władców burgundzkich, który rezydował już głównie w Lille, Brugii, potem także w Brukseli, stali się trzecią potęgą i rozdawali karty w polityce.

Potęgą pieniądza.

- Tak, zbudowaną na gospodarczym rozkwicie Niderlandów.

Dwór burgundzki otaczał się niewiarygodnym luksusem. Czy książęta nie podkreślali w ten sposób swojego znaczenia wobec zwaśnionych podczas wojny stuletniej (1337-1453) władców Anglii i Francji?

- Traktowali splendor dworu jako propagandę polityczną. Filip odziany w niebywale kosztowne szaty i ozdobiony wyrafinowaną biżuterią wywierał na wszystkich olśniewające wrażenie. Nieprzywiązujący wagi do stroju monarcha francuski wyglądał przy nim jak, nie przymierzając, parobek. Tak budowano obraz potęgi domu burgundzkiego, realnej potęgi za sprawą bogactwa Brugii, Gandawy, Antwerpii, Brukseli. Nie da się mówić o cywilizacji Europy XIV i XV wieku, nie wymieniając Brugii.

Moda na sztukę i przedmioty luksusowe panowała także wśród bogatych mieszczan. Brugia stanowiła potężny ośrodek handlu dziełami sztuki, które kupowali głównie Włosi.

- To prawda, w Italii sztuka niderlandzka cieszyła się wielkim powodzeniem. Pamiętajmy o dużych kosztach transportu. Dlatego włoscy kupcy za pieniądze ze sprzedaży swoich towarów często w Brugii, Gandawie, Leuven czy Brukseli nabywali dzieła wielkich mistrzów malowane nie na desce, lecz na płótnie, bo po zwinięciu stawały się łatwiejsze w transporcie. W XV wieku aż 40 proc. niderlandzkich obrazów malowano na płótnie, a tamtejsi malarze w znacznej mierze tworzyli na eksport do Włoch i do krajów iberyjskich. W XV wieku to nie włoskie, lecz niderlandzkie warsztaty zdominowały handel sztuką w Europie.

Bogate niderlandzkie miasta często się buntowały, a książęta po stłumieniu zamieszek urządzali triumfalne wjazdy. Odbywano je także po objęciu władzy i w trakcie panowania, była to forma utrwalania supremacji politycznej. W latach 1419-77 odbyło się ich aż 200. Czy zachowały się ich opisy?

- Bardzo niewiele, znamy raptem jedną miniaturę przedstawiającą wjazd księcia do pokonanej Gandawy, a relacje w kronikach burgundzkich i francuskich są lakoniczne. Jednak zbierając różne przekazy, możemy sobie wyobrazić reżyserię triumfu - uroczystego przejazdu na koniach. Księcia poprzedzało kilkudziesięciu trębaczy, heroldów, giermków i paziów ubranych w stroje o określonych kolorach heraldycznych, takie same barwy miały uprzęże i tkaniny nakładane na konie. Na wozach wieziono postacie alegoryczne, ale o nich wiemy najmniej. Cechy, gildie, rada miejska, kościoły i gminy parafialne odpowiadały za uzgodniony wcześniej z dworem wystrój miasta. Na zlecenie danej gildii malarze wykonywali stosowne chorągwie albo coś w rodzaju naszych banerów na płótnie, które wywieszano z okien. Z okien wywieszano także obrazy, nie wiemy, czy malowane na deskach, czy na płótnie. I wreszcie odbywały się przedstawienia teatralne, a raczej krótkie interludia, przy których pochód się zatrzymywał - najczęściej były to scenki o wymowie alegorycznej i pochwalnej wobec księcia, a czasem sceny religijne przedstawiane w formie żywych obrazów.

Dwór stale się przemieszczał, a z dużych przedmiotów służących do okazywania prestiżu najłatwiejsze do zabrania w drogę były dające się zrolować gobeliny. Książę woził wiele cyklów takich tkanin, które rozwieszano w zależności od charakteru i rangi danej ceremonii. Jedne przedstawiały wydarzenia z historii świętej i świętych patronów rodu, informując tym samym, że jest on otoczony szczególną łaską. Inne ukazywały bohaterskie sceny z popularnych wówczas romansów rycerskich o Herkulesie, Aleksandrze Wielkim, Juliuszu Cezarze; jeszcze inne sceny myśliwskie dla panów lub pasterskie dla dam.

- Były też tapiserie millefleurs - tkaniny "tysiąca kwiatów" - na których w centralnej części przedstawiano herby na tle kwitnącej łąki. Wyrabiane w Niderlandach burgundzkie tapiserie tkano z kosztownych materiałów, np. z jedwabnej nici przetykanej złotem i srebrem. W ówczesnym świecie były najdroższymi przedmiotami artystycznego luksusu. Wykonanie dużego cyklu tkanin, czasem o łącznej długości nawet 100 m i wysokości ponad 3 m, trwało około dwóch lat. Najpierw malarz sporządzał tzw. mały patron, czyli wstępny rysunek projektowy, i po akceptacji klienta ten sam albo inny malarz wykonywał właściwy patron - model w skali tapiserii (niektóre z nich się zachowały). Podkładano go pod krosna i tkacz z pomocnikami, nieraz z żoną i synami, brał się do pracy. To były duże, najczęściej rodzinne przedsiębiorstwa o wysokiej renomie - w hierarchii społecznej tkacze stali wyżej od malarzy cechowych, nie licząc elitarnych malarzy nadwornych. Wiemy, że pewne serie powtarzano dla różnych królów i arystokratów. Nie umiem powiedzieć, czy to, że dany cykl nigdzie się nie powtarza, wynika z ambicji, kaprysu, zamawiającego go władcy, czy też z tego, że żadna z kopii się nie zachowała.

Cały rozmowa z profesorem Antonim Ziembą, autorem m.in. serii książek "Sztuka Burgundii i Niderlandów 1380-1500" w poniedziałkowej "AleHistorii", dodatku do "Gazety Wyborczej".

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl