Przeszczepia serca, walczy w Afganistanie, tropi zbrodnie. Ostatnio został Einsteinem. Od dwóch lat prawie nie schodzi z ekranu, a jeszcze znalazł czas nad pracę nad książką i dokumentem o opozycji solidarnościowej

Rozmowa z Piotrem Głowackim

Ostatnio wyjątkowo dużo grasz. Jesteś w stanie powiedzieć, w którym momencie twoja kariera filmowa nabrała rozpędu?

Ważna była na pewno rola w filmie "80 milionów". Po "Odzie do radości" to właśnie Waldemar Krzystek dał mi szansę zagrania czegoś większego. Później była "Dziewczyna z szafy", dzięki której zauważyli mnie krytycy. Ten film staje się z czasem coraz bardziej popularny, dzięki nośnikom cyfrowym zdobył sporą liczbę fanów. Dostaję od nich dużo dobrej energii.

W jaki sposób ci ją przekazują ?

Obserwuję pozytywne reakcje na Facebooku. Mówię też o bezpośrednim kontakcie. Kiedy ktoś mnie rozpoznaje, chętnie się odzywa i mam to szczęście, że zawsze ma dla mnie dobrą wiadomość.

Po "Bogach", w których zagrałeś młodego Zembalę, zaczepiają cię częściej?

To trzeci ważny film, który przyniósł mi uznanie widowni, krytyki oraz koleżanek i kolegów po fachu, co zaowocowało nagrodą Orła za najlepszą drugoplanową rolę męską. "Bogowie" połączyli więc uwagę widzów i środowiska filmowego. To dobry film i ma pewną upragnioną cechę - podoba się wszystkim.

Dlaczego? Nie wszystkie dobre filmy podobają się wszystkim.

Oprócz solidnego rzemiosła ma dobre zakończenie. Ważny jest główny bohater. Oglądamy prawdziwe perypetie człowieka, który jak każdy Polak zmaga się z losem i wychodzi z tych zmagań zwycięsko. To opowieść, której nam na codzień brakuje. Nie zauważamy, że za sprawą wysiłku cały czas osiągamy cele, które sobie wyznaczamy. A te cele mogą być dobre nie tylko dla nas, ale też dla innych.

 

Wywiad z Piotrem Głowackim czytaj w piątek w "Telewizyjnej", dodatku do "Gazety Wyborczej"

Piotr Głowacki

Pochodzi z Torunia, ma 35 lat i nieco PRL-owską urodę aktora komediowego, ale wybitny talent pozwala mu grać wszystko, niezależnie od warunków fizycznych.

Od kilku lat występuje dużo, jednak w tym roku z ekranu nie schodzi. I dobrze, bo jest wyjątkowy - każdy jego epizod zapada w pamięć. To nie tylko znakomity aktor, ale też interesujący człowiek.

Trudno uwierzyć, że miał problem z dostaniem się do szkoły teatralnej. Miał kilka podejść do egzaminów, po drodze próbował nawet studiować prawo. Ale wiedział, że chce grać, i nie odpuszczał. Wreszcie ukończył wymarzoną PWST w Krakowie. Trafił na pięć lat do TR Grzegorza Jarzyny. Grał w ambitnym, wymagającym repertuarze (szczególnie dobrze wspomina "Ragazzo dell'Europa" René Pollescha). Na krótko dołączył do zespołu Starego Teatru w Krakowie, gdzie zaczynał jeszcze jako student u Kleczewskiej i Klaty. Występy na scenie są dla Głowackiego ważne (teraz można go oglądać w "Męczennikach" Jarzyny w TR), ale upomniało się o niego kino. Po roli w "Domu złym" Smarzowskiego zrezygnował z etatu w teatrze dla ról filmowych i telewizyjnych.

Wielki przełom nastąpił wraz z nagrodzoną Złotym Orłem dla aktora drugoplanowego rolą w "Bogach" Łukasza Palkowskiego (2014 r.). W 2015 r. zagrał m.in. w filmach "Ziarno prawdy" Lankosza, "Disco polo" Bochniaka, "Karbali" Łukaszewicza, "Anatomii zła" Bromskiego i "11 minutach" Skolimowskiego.

Coraz częściej pojawia się w telewizji. Obecnie możemy go oglądać w serialu "Skazane". W przyszłym roku zobaczymy Głowackiego w "Bodo" i "Belfrze".

Ponadto w piątek w "Telewizyjnej":

*** Nazywam się Sherlock Holmes

Na premierę nowego sezonu serialu poczekamy jeszcze dwa lata, ale już w Boże Narodzenie BBC da nam prezent

To będzie coś naprawdę wyjątkowego. Dla fanów z utęsknieniem wyczekujących czwartej serii "Sherlocka" BBC przygotowało 90-minutowy film o przygodach najsłynniejszego detektywa wszech czasów. Jego premierę zaplanowano na 25 grudnia. Na razie można zobaczyć jedynie krótki, trwający zaledwie 90 sekund zwiastun.

Twórcy filmu przenieśli Holmesa (znany już z serialu Benedict Cumberbatch) i Watsona (Martin Freeman) z XXI wieku do czasów królowej Wiktorii, czyli tych, w których żyły ich literackie prawzory. Młodszych wielbicieli serialu, w większości nieznających klasycznych opowiadań Conan Doyle'a, ten powrót do korzeni może nieco zaskoczyć.

- Kurtyna się podnosi. Możemy zaczynać - mówi w zwiastunie Holmes głosem Cumberbatcha. Widzimy kobietę błąkającą się w labiryncie i tajemne zgromadzenie zakapturzonych postaci, które wyraźnie coś knują. Jest i Watson z bronią, który ironicznie stwierdza, że "przecież mamy XIX wiek", i Holmes, który nonszalancko wyjaśnia: - Nazywam się Sherlock Holmes, a mój adres to Baker Street 221B.

To tak na wypadek, gdyby któryś z mniej spostrzegawczych widzów miał jakieś wątpliwości.

 

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl