W konstytucji jest zapisane, że socjalizm jest dla ludzi - mawiał Jerzy Ziętek, człowiek, który jako jedyny dygnitarz z czasów Polski Ludowej doczekał się w wolnej Polsce pomnika. Za jego czasów Katowice z Katangi zamieniły się w Eldorado.

Nie ma drugiego człowieka na Górnym Śląsku, który wywoływałby tyle sporów. Zwolennicy przypisują mu wyłącznie wielkie dzieła. To on miał zbudować największe katowickie osiedle im. Tysiąclecia, największy park ze stadionem na 100 tys. widzów i to on przebudował śródmieście. Jak tego dokonał, skoro w powojennych Katowicach zawsze byli ludzie od niego potężniejsi?

Jego wyrozumialsi przeciwnicy mówią, że w dzisiejszych czasach Ziętek poszedłby siedzieć, ponieważ prowadząc inwestycje, łamał, często drastycznie, przepisy. Gdy w budżecie zabrakło pieniędzy na halę Spodek, pracownicy katowickich zakładów budowali ją społecznie. Na zakładanie Parku Kultury i Wypoczynku szły zyski z gry liczbowej Karolinka wymyślonej przez Ziętka specjalnie na tę okazję. Zdarzało się, że kierownikowi robót wręczał w kopercie wypłaty za wykonanie drogi, której nie było w planach przestrzennych. Skąd brał pieniądze? Tego nie mówił.

- Był koniunkturalistą - podkreślają zagorzalsi przeciwnicy i przypominają, że przed wojną trzymał z sanacją (był m.in. posłem BBWR), a po wojnie służył komunistom (będąc m.in. wieloletnim posłem innej partii władzy - PZPR).

W 1939 r. był naczelnikiem (burmistrzem) Radzionkowa i razem z innymi urzędnikami podczas ucieczki przed Niemcami wylądował we wschodniej Polsce zajętej przez Sowietów. Dostał się do radzieckiego obozu pracy, a do Katowic wrócił z armią Berlinga jako podpułkownik.

Urodził się 10 czerwca 1901 r. jako syn kolejarza z podgliwickich Szobiszowic. Do gimnazjum chodził w Gliwicach, ale został ze szkoły usunięty, więc maturę zdawał przed komisją oświatową Polskiego Komisariatu Plebiscytowego w Bytomiu. Po latach opowiadał, że wyleciał z gimnazjum za działalność w polskiej organizacji i stawianie się dyrektorowi, ale nie wiadomo, czy przypadkiem nie zmyślał. Twierdził, że w powstaniach śląskich był łącznikiem (w pierwszym), dowódcą plutonu (w drugim) i dowódcą kompanii (w trzecim). Z dokumentów wynika jednak, że zdążył wziąć udział tylko w tym ostatnim zrywie, a żadna funkcja dowódcza nie wchodziła w rachubę.

Nic pewnego nie wiadomo o jego losach w pierwszych latach niepodległości. Opuścił rodzinną miejscowość, która po podziale Górnego Śląska została w Niemczech, i razem z rodzicami przeniósł się do przydzielonych Polsce Tarnowskich Gór, gdzie dostał posadę sekretarza w wydziale powiatowym. Przez jakiś czas mieszkał w Warszawie, w której miał pracować w instytucji wojskowej o tajemniczej nazwie Wydział Antropologii Militarnej - Oddział Indywidualizacji Żołnierza. Być może Wydział był przykrywką wywiadu, a być może ten epizod życiorysu Ziętka został dopisany w latach stalinowskich, kiedy Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach prowadził przeciw niemu jakąś grę.

Wiele innych spraw w jego życiorysie też pozostaje niejasnych. Plotkowano np., że działał jako sowiecki agent, czego nigdy nie dementował, ale papierów na to nie ma. Przeprowadził wiele spraw, w czym pomagało mu doświadczenie urzędnicze z czasów przedwojennych, lecz komuniści mu nie ufali i zawsze miał nad sobą jakiegoś szefa. Dziś nazwisk wojewodów nikt nie pamięta, ale w Katowicach każdy słyszał o Jerzym Ziętku.

Pełna wersja artykułu w najnowszej "Ale Historia", poniedziałkowym dodatku do "Gazety Wyborczej, poświęconym wyłącznie Katowicom obchodzącym 150-lecie nadania praw miejskich. Piszemy w nim m.in. o niemieckich ojcach założycielach miasta Alfonsie Górniku i Adamie Kocurze, przedwojennych prezydentach Katowic, perłach katowickiej architektury, zdrajcy nad zdrajcami, czyli Wiktorze Groliku, konfidencie Gestapo, który wydał wielu polskich patriotów Górnego Śląska, Stanisławie Adamskim, biskupie katowickim, wysiedlonym z miasta najpierw przez hitlerowców, a potem przez polskich komunistów.

 

Więcej czytaj w poniedziałek w magazynie "Ale Historia"

 

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl