Nie ma reguły, że tani but się rozsypie, a jak z drogiego sklepu, to starczy na lata - tłumaczy nam pani Teresa z zakładu szewskiego w Warszawie. Jak rozpoznać dobry but? Piszemy o tym w czwartek w "Pieniądzach Ekstra".

Gdy nie było jej stać na mieszkanie, podliczyła: buty kosztowały ją w sumie 40 tys. dolarów. W garderobie chowała m.in. kilkanaście par louboutinów, których cena zaczyna się średnio od 2 tys. złotych.

Carrie Bradshaw, zakochana w szpilkach bohaterka serialu "Seks w wielkim mieście", w żadnym z odcinków nie pokazała jednak słynnej, czerwonej podeszwy po powrocie z imprezy. A jedno wyjście wystarczy, żeby przednia część zelówki każdego modelu louboutinów wyglądała jak starta na tarce.

Zuzia Furmanek, która udziela się na forum marek ekskluzywnych purseblog.com, wie o tej wadzie. - Producenci tłumaczą, że to tak, jakby właścicielki w trakcie chodzenia zostawiały za sobą płatki róż. Sporo kobiet uważa, że w tym piękno szpilek: podeszwa zdarta, więc widać, że się butów używa. Ale niektóre wolą od razu zerwać oryginalne spody i podbić wieśniacką, czerwoną gumą, a to dla mnie nie do przyjęcia - zżyma się. I podsyła mi filmik na YouTubie, w którym sprytna amerykanka pokazuje, jak ochronić podeszwę, przyklejając do niej przezroczystą folię na iPada. Zuzia, kupując własne louboutiny, już taką folię zamówiła.

Z nowiną o patencie idę na warszawski Nowy Świat do szewca Jacka Kamińskiego. Buty tworzy od ponad 30 lat, wśród klientów ma gwiazdy telewizji, aktorów, polityków i celebrytów. Mimo to robi oczy jak 5 złotych: - Oni w tej Ameryce mało szewców mają, to kombinują jak koń pod górkę. Podeszwy louboutinów są z bardzo cienkiej skórki, bo klientkom zależy na walorach estetycznych. Ale ochrona folią nie jest głupim pomysłem, ten plastik jest mocny, odporny na tarcie - stwierdza po namyśle.

Zelówki o trwałości płatków róży to tylko jedna z niespodzianek, które mogą zaskoczyć w obuwiu produkowanym fabrycznie (nawet horrendalnie drogim). Do listy szewc Kamiński dorzuca: zapadające się i wycierające zapiętki (to ten fragment buta - jak sama nazwa wskazuje - za naszą piętą), pękającą skórę, załamujące się czubki (jedna z klientek szewca prewencyjnie upychała w nie ugnieciony chleb), dziury w wyściółce, powyrywane szlufki, rozchodzące się szwy, łamiące wpół obcasy i klasyk - rozklejoną podeszwę, która robi krokodyla z rozdziawioną paszczą.

To pytam: dlaczego teraz buty psują się tak szybko?

Odpowiedź na to pytanie znajdziesz w czwartek w "Pieniądzach Ekstra".