Z Wojciechem Młynarskim rozmawia Donata Subbotko. Wywiad czytaj jutro w ?Wyborczej?

Donata Subbotko: Która z piosenek najbardziej oddaje dzisiaj pana stan ducha?

Wojciech Młynarski: Jest taka piosenka dość dla mnie ważna - "W szkole wolności", o tym, czemu ta wolność taka trudna. I druga, którą szczególnie lubię, a która jest głosem wspólnym tych, którym zależy na inteligencji - "Nie wycofuj się". Ostatnio często wracam do właściwie jedynego utworu lirycznego, jaki napisałem z panem Jerzym Wasowskim - "Gram o wszystko"; Ewa Bem to śpiewała.

To piękna piosenka o miłości, o tym, że to ona jest najważniejsza w życiu.

- Serce nie sługa. Nie można sobie pewnych rzeczy narzucić. "W tych sprawach to się liczy/ byle listek, byle śmieć - pan mnie rozumie?" - napisałem kiedyś w piosence "Och, ty w życiu!". Jest w tym coś prawdziwego. W miłości często rzeczy na pozór drobne nagle zaczynają mieć dużą wagę. A ponieważ pani drąży w sprawie "Gram o wszystko", to chcę powiedzieć o okolicznościach jej powstania. Mianowicie miałem tzw. zapis na nazwisko, nie wolno mi było publikować, a bodajże radiowa Trójka ogłosiła konkurs na piosenkę. Brało się w nim udział anonimowo, na kopercie pisało się swoje godło. Pan Wasowski dał mi piękną melodię i mówi: "Proszę pana, niech to będzie kompletnie niepodobne do tego, co pan pisze, niech to będzie czysta liryka, a godło damy OJ". Pytam dlaczego. "A dlatego, że jak otworzą kopertę i zobaczą pana nazwisko, to powiedzą: Oj".

Ale w życiu warto grać o wszystko?

- Tak, bo gra jest warta świeczki. To rodzaj filozofii życiowej, przekonania.

Tęskni pan za młodością?

- Każdy tęskni. Nie wierzę, żeby było inaczej. To jest tak, że kiedy jest się młodym, nie zna się wagi różnych spraw, tylko zatyka się nos i skacze na głęboką wodę. Potem przychodzi rozwaga, świadomość ceny, jaką się za wszystko płaci. Tęsknię za tamtą kondycją duchową.

Pamięta pan coś z wojny?

- Urodziłem się w 1941 roku. Pierwsze moje wspomnienie to rok 1944. W Warszawie wybuchło powstanie, a w dużym domu moich dziadków w Komorowie pod Warszawą stacjonowali Niemcy. Oni byli na parterze, a moja rodzina na piętrze. Pamiętam ręczne granaty, każdy z taką długą zawleczką, które były poustawiane w kątach na parterze. Na szczęście nie miałem świadomości wojny, byłem zbyt mały. Ale pamiętam pierwsze chwile po wojnie - jako w jakimś sensie dobre, wszyscy byli podnieceni, czekali, co będzie dalej. W tym naszym domu komorowskim było takie jakby przedszkole. Byłem ja i miałem pięć sióstr, jedną rodzoną, reszta to kuzynki. Babunia mówiła, że jestem babski król. Do tego dochodziło jeszcze trochę dzieci z okolicznych domów. Wszystkimi zajmowała się moja mama, która jednocześnie pobierała lekcje śpiewu. W związku z tym w domu odbywały się wspólne popisy, śpiewano przy fortepianie. Starsza siostra mojej mamy, Maria Kaczurbina, świetna kompozytorka piosenek dla dzieci, zapraszała kolegów z konserwatorium i organizowała w domu koncerty chopinowskie.

Poza tym występował u nas ostatni chyba w Polsce melorecytator. Któż to taki? On dawał koncert, podczas którego grał na fortepianie i recytował wielką literaturę: "Karmazynowy poemat" czy "Panią Słowacką" Lechonia albo "Fortepian Chopina" Norwida itd. Ja i moja siostra początkowo nie poszliśmy do szkoły, tylko uczyliśmy się w domu. Przychodziła do nas taka pani i mnie katowała, bo usiłowała nauczyć nas francuskiego. O ile moja siostra coś mówiła, to ja kompletnie nic. Mało tego, przyjeżdżał taki straszny pan, który miał mnie i te wszystkie dziewczynki nauczyć gry na fortepianie - chowałem się pod łóżko i nie było siły, żeby mnie stamtąd wyciągnąć. Po latach żałowałem.

 

Całą rozmowę z Wojciechem Młynarskim czytaj jutro w "Wyborczej"

 

Wojciech Młynarski

Niektórzy mówią o nim "Jego Inteligencja Wojciech Młynarski", inni "Młynarczyk, ty nasz wieszczu". Napisał ponad 2 tys. piosenek, m.in. "Róbmy swoje", "Niedziela na Głównym", "Jesteśmy na wczasach", "W Polskę idziemy", "Przyjdzie walec i wyrówna", "W co się bawić", "Absolutnie", "Nie ma jak u mamy". Jego piosenki znalazły się w repertuarze m.in. Hanny Banaszak ("Mam ochotę na chwileczkę zapomnienia"), Ewy Bem ("Żyj kolorowo"), Edyty Geppert ("Kocham cię, życie!"), Alicji Majewskiej ("Odkryjemy miłość nieznaną"), Magdy Umer ("Jeszcze w zielone gramy"), Michała Bajora ("Ogrzej mnie"), Andrzeja Zauchy ("Bądź moim natchnieniem"), Skaldów ("Prześliczna wiolonczelistka").

 

Jutro w Teatrze 6. piętro odbędzie się premiera spektaklu "Młynarski obowiązkowo!" , którego pomysłodawcą, autorem scenariusza i opiekunem artystycznym jest sam Wojciech Młynarski. Reżyseruje Jacek Bończyk, a wystąpią: Wiktor Zborowski, Magdalena Kumorek, Anna Sroka-Hryń, Klementyna Umer, Jacek Bończyk, Arkadiusz Brykalski oraz goście specjalni: Stanisława Celińska, Hanna Śleszyńska, Janusz Gajos, Piotr Fronczewski, Krzysztof Kowalewski, Piotr Machalica, Marian Opania i Krzysztof Tyniec. To rodzaj muzycznej autobiografii mistrza piosenki, poety i satyryka, w którego utworach można wyczytać powojenną historię Polski.