Kto wie, że mamy najlepszą salę koncertową na świecie? Albo że w Ameryce wszyscy muzycy - jazzowi, popowi, klasyczni - chcą przyjeżdżać do Polski, bo tu pełno ludzi przychodzi na koncerty? Krzesimir Dębski przygląda się polskiej kulturze

 

Anna S. Dębowska rozmawia z Krzesimirem Dębskim, który przygląda się polskiej kulturze i mówi m.in. o wielkim skoku w polskiej muzyce. Rozmowę czytaj w Magazynie Świątecznym w "Wyborczej". Tylko dla prenumeratorów!

 

- Miesiąc temu miałem koncert w sławnym Auditorio Nacional w Madrycie. Po Katowicach czułem się w nim jak w okręgowym domu kultury. Boazeria, proszę pani. Za to siedziba NOSPR w Katowicach to fantastyczne osiągnięcie!

Z Krzesimirem Dębskim wędrujemy palcem po mapie Polski, a tam kilkanaście nowoczesnych filharmonii zbudowanych za europejskie fundusze w kilka lat. W wielkich ośrodkach i małych miastach. Dębski: - Serce mi rośnie, gdy to widzę. Skok cywilizacyjny. Szkoda tylko, że tak mało ludzi o tym wie.

Kultura nie budzi tyle zainteresowania co stadiony i drogi? - sugeruję. Dębski: - Nawet nie kultura. Muzyka. Oboje byśmy się nie przyznali, że nie przeczytaliśmy żadnej książki. Tymczasem ludzie wpływowi politycznie czy finansowo nie wstydzą się przyznać, że są absolutnymi muzycznymi ignorantami. Nie wzdragają się powiedzieć: "Nigdy nie byłem w filharmonii, podobno tam jest strasznie nudno".

To nie dotyczy jedynie Polski. Ludzie są głupsi muzycznie, muszę tak to nazwać. Często jeżdżę do Stanów Zjednoczonych, tam niemal wszystko opiera się na prywatnym sponsoringu. Zamożne rodziny finansują poszczególnych muzyków w orkiestrach, np. w Los Angeles Philharmonic drugiego oboistę sponsoruje rodzina Z., B. - pierwszego, a fotel altowiolisty ufundowali państwo C. Są to przeważnie rodziny z korzeniami europejskimi, wiele żydowskich, które od pokoleń pielęgnowały europejski model zapotrzebowania na kulturę. Ale to właśnie się kończy, bo ich dzieci i wnuki tego nie rozumieją.

Zresztą nie tylko w Ameryce muzyka klasyczna czy jazz ma kłopoty. W Rzymie rozwiązano orkiestrę opery, dyrygent Riccardo Muti musiał sam grać na fortepianie, akompaniując śpiewakom. W Polsce na szczęście wciąż działa szeroki mecenat państwa.

- To już jesteśmy w Europie? - pytam.

- Ale nie tylko dlatego, że są sale koncertowe. Kręcili na Lubelszczyźnie film "Ranczo Wilkowyje" z moją muzyką. Scenarzysta wymyślił wyścigi furmanek, miały się ścigać jak rydwany. Nie można było znaleźć ani jednej. Furmanki zniknęły z polskich dróg!

 

Anna S. Dębowska rozmawia z kompozytorem Krzesimirem Dębskim w sobotnim "Magazynie Świątecznym"

 

Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie

 

Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.

 

Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl