Wójt kontroluje do 300 stanowisk w gminie - ta grupa tworzy taki ludzki kokon zorganizowany wokół wójta, który nie jest zainteresowany żadnymi zmianami, a już w żadnym wypadku zmianą wójta. W tym upatruję największą klęskę samorządu.

Z Jerzym Stępniem* rozmawia Agata Nowakowska. Czytaj jutro w "Wyborczej"

Agata Nowakowska: Jest pan jednym z ojców reformy samorządowej w Polsce. Tak to miało wyglądać?

Jerzy Stępień: Rozziew pomiędzy pierwotną wizją a obrazem dzisiejszej Polski lokalnej jest tak ogromny, że chwilami powątpiewam, czy plan i jego realizacja mają ze sobą coś wspólnego.

Znalazłam taki cytat z pana podsumowujący 25 lat samorządów: "Z trudem i rozgoryczeniem przychodzi mi postawić kropkę nad i, ogłaszając szokującą niektórych opinię, że w tej chwili nie możemy już mówić o samorządzie gminnym w ogóle. Zachodnioeuropejski standard cywilizacyjny fundamentu demokracji zamieniliśmy po prostu w samodzierżawie". Gminy to udzielne księstwa z własnymi kacykami?

- Mamy w gminach władzę jednego człowieka: wójta, burmistrza lub - w wypadku dużych miast - prezydenta.

Zawdzięczamy to rządowi SLD-PSL. Już w 1994 r. Sejm zdominowany przez posłów SLD i PSL uchwalił ustawę o bezpośrednim wyborze: wójta, burmistrza i prezydenta, jednak skutecznie zawetował ją prezydent Lech Wałęsa. W 2001 r. koalicji SLD-PSL udało się już bez przeszkód wcielić te rozwiązania w życie.

Politycy Sojuszu przekonywali wówczas, że burmistrzowie (wójtowie, prezydenci) są marionetkami w rękach rad gminy, nie mogą być włodarzami z krwi i kości. A wybory bezpośrednie sprawią, że zagłosuje więcej osób.

- Frekwencja z kadencji na kadencję maleje. Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci całkowicie uniezależnili się od rady, niektórzy nie przychodzą nawet na jej posiedzenia. Jeden burmistrz z Dolnego Śląska szczyci się tym, że od 12 lat nie był na posiedzeniu rady.

Chcielibyśmy do Zachodu, ale duchowo bliżej nam do tych "cywilizacyjnych" wzorców, które skłonne są powierzać całość spraw publicznych "mężom opatrznościowym", wodzom i natchnionym przywódcom, zamiast wytrwale, w stałej współpracy z innymi ucierać stanowiska i uparcie osiągać wspólnie ustalone cele.

Rady są dla burmistrzów balastem?

- Bardzo często słyszę od nich takie zdanie: rada jest balastem, bo nie bierze żadnej odpowiedzialności. Ja rządzę jednoosobowo i jednoosobowo ponoszę odpowiedzialność, nawet jak będę siedział w więzieniu, co już się niejednokrotnie zdarzyło. To jest jakaś tragifarsa, że można w Polsce rządzić miastem z więzienia!

A przecież Europejska Karta Samorządu Lokalnego, którą Polska ratyfikowała w 1994 r., mówi wyraźnie, że społeczności lokalne rządzą się za pośrednictwem rad, którym podlegają organy wykonawcze.

Nic nam się w ciągu tych 25 lat w samorządzie nie udało?

- Udało. Prof. Jerzy Regulski nazwał to przełamaniem pięciu monopoli państwa totalitarnego: jednolitej władzy politycznej; jednego budżetu państwa - gminy mają własne budżety; monopolu własności państwowej - zasób mienia komunalnego stanowi własność każdej gminy - i w końcu monopolu urzędników państwowych.

* Jerzy Stępień - sędzia w stanie spoczynku, senator I kadencji, razem z prof. Jerzym Regulskim (senatorem) i prof. Michałem Kuleszą (ekspertem) pracował w senackiej komisji samorządu terytorialnego nad przywróceniem samorządu w Polsce.

Całą rozmowę z Jerzym Stępniem czytaj jutro w "Wyborczej"

Więcej